Rozdział 4: Ogień, bourbon i tajemnice

1 0 0
                                    


Świt na Halcyon był jak szary filtr nałożony na cały świat. Kolonia budziła się leniwie, wypełniając powietrze cichym szumem generatorów, odległymi stukotami maszyn i pierwszymi odgłosami ludzi zmierzających do swoich codziennych obowiązków. W pokoju numer 12 motelu „Zorza" Alex wstał z łóżka z takim entuzjazmem, jakby miał zaraz wyruszyć na egzekucję – swoją własną.

Zamrugał, starając się odegnać resztki snu i odruchowo sięgnął po niedopitą butelkę bourbonu stojącą na szafce. Zatrzymał się w pół ruchu.

– Nie dziś – mruknął do siebie, odkładając butelkę z powrotem.

Westchnął ciężko, przeciągnął się i zaczął zbierać rzeczy potrzebne na wyprawę. Otworzył swoją jedyną szafę, która bardziej przypominała metalowy schowek i zaczął grzebać w jej wnętrzu. Wyciągnął mały, lekko porysowany plecak, do którego wrzucił kilka niezbędników: zestaw narzędzi, kilka przenośnych racji żywnościowych o wątpliwym smaku i wartości odżywczej, oraz garść baterii zapasowych.

Na samym dnie szafy znalazł swoją starą, niezawodną broń – pistolet energetyczny z ledwo widocznym logo fabryki, które dawno zostało zatarte przez lata używania. Sprawdził magazynek, podłączył nową kapsułę energetyczną i wsunął broń do kabury, którą przypiął do biodra. Obok broni znalazł mały nóż, równie wysłużony co reszta jego rzeczy.

– Nigdy nie wiadomo – mruknął, wkładając go do kieszeni plecaka.

Wziął szybki, lodowaty prysznic, który postawił go na nogi lepiej niż jakakolwiek kawa i ogolił się maszynką, która chrzęściła z wysiłkiem na jego szczecinie. Po chwili wahania spojrzał w lustro, przyglądając się swojej twarzy. Kilka drobnych zmarszczek przy oczach, ślady po starych bliznach – jedna z nich przecinała policzek – i wyraz wiecznego zmęczenia w oczach.

– No dobra, staruszku, wyglądasz jak milion kredytów – rzucił do siebie, zanim wytarł się w ręcznik i wrócił do pokoju.

Otworzył szafę po raz ostatni, na dnie leżało coś, co z trudem można było nazwać kosmetyczką, ale postanowił spróbować. Złapał tubkę kremu, który kiedyś mógł mieć zapach lasu, a teraz bardziej przypominał stare buty i rozsmarował resztki na twarzy. Wybrał najlepszy strój, jaki miał – ciemne, wytrzymałe spodnie z kilkoma dodatkowymi kieszeniami, koszulę w kolorze oliwkowym i kurtkę z grubego, odpornego materiału, która przeszła z nim przez więcej bitew, niż chciałby pamiętać. Na nogi założył wygodne, choć nieco sfatygowane buty do chodzenia w trudnym terenie.

Kiedy był gotowy, spojrzał na plecak, upewniając się, że wszystko, co zabrał, będzie mu potrzebne.

– No to ruszamy na kolejną przegraną bitwę – mruknął, zarzucając plecak na ramię i wychodząc z pokoju.

Stanął przed drzwiami Astry i zapukał kilka razy, dość mocno, by wyrwać ją ze snu, jeśli jeszcze spała.

– Wstawaj, księżniczko, czas ruszać – powiedział, opierając się o framugę drzwi i spoglądając na wąski korytarz.

Drzwi otworzyły się po kilku sekundach, a Astra pojawiła się w nich ubrana w prosty, ale elegancki strój do podróży – kombinezon w odcieniu stalowej szarości, dopasowany i wyraźnie przystosowany do długich wędrówek. Jej włosy, choć wciąż lekko wilgotne po porannym myciu, były związane w luźny węzeł, który podkreślał jej zgrabną szyję i posągową sylwetkę.

– Już jestem gotowa – powiedziała, spoglądając na niego. – Ty chyba też. Wyglądasz... lepiej niż ostatnio.

Uśmiechnął się lekko, mrużąc oczy.

AstraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz