Rozdział 4

25 4 0
                                        

Przemek

Kobieta poszła w swoją stronę a ja złapałem taksówkę po piętnastu minutach byłem na miejscu. Przed budynkiem stał Sebastian z wściekłą miną podszedłem do niego.

- Gdzie ona jest? – warknął.

- W drodze.

- Nie wytrzymam jest zakończenie jej sprawy a ona się spóźnia.

- wejdźmy do środka opowiedz mi czego dotyczyła.

- Rodrigez to handlarz żywym towarem ciągle się nam wymykał dzięki pracy całego zespołu a w szczególności Eli udało się go przyskrzynić po wyroku mamy go przetransportować na lotnisko, gdzie zostanie odesłany do Meksyku.

Weszliśmy do Sali, gdzie już słychać było gwar na przodzie siedział niewysoki gość zakuty w kajdanki stanęłam koło wejścia chwilę po rozpoczęciu wślizgnęła się Elizabeth.

- Dużo mnie ominęło – wyszeptała a ja poczułem zapach jej perfum.

- Dopiero się zaczęło.

Rozprawa trochę trwała jak zwykle przy takich sprawach po wydaniu wyroku podejrzany został wyprowadzony w naszej obstawie usłyszałem, jak mówi.

- Nie daruję ci suko.

Spojrzałem na kobietę, która szła nie zwracając uwagi na komentarz faceta miała nerwy ze stali dobrała kolejną ze swoich twarzy zimnej i wyrachowanej policjantki. Na zewnątrz stało kilka opancerzonych samochodów i jedna furgonetka. Rodrigez został wpakowany do samochodu w obstawie policji.

- Załóżcie je – powiedział Sebastian podając nam kamizelki kuloodporne. Jedziecie ostatnim tylko Elizabeth bez szaleństw.

- Jasne – powiedziała ruszając do ostatniego auta.

Sebastian podał mi kluczyki a sam poszedł do samochodu z przodu. Ruszyłem do naszego auta wsiadając i czekając na znak, Eli siedziała zamyślona poprawiając kamizelkę.

- Wszystko gra?

- Tak – odparła próbując naciągnąć pasek w kamizelce.

- Daj to – powiedziałem pomagając jej obserwowała mnie nic nie mówiąc.

- 001 do 006 – usłyszeliśmy w krótkofalówce.

Chwyciłem za radio zanim zrobiła to kobieta.

- 006 gotowy – odparłem.

Po chwili samochodu zaczęły ruszać a my za nimi droga na lotnisko miała trwać trzydzieści minut w tym czasie może wszystko się zdarzyć.

- Gratuje to duża sprawa – powiedziałem przerywając ciszę.

- Dzięki – odparła uśmiechając się lekko.

Droga minęła bez większych przeszkód obserwowaliśmy przekazanie więźnia. Zerknęłam na Elizabeth dopiero teraz rozluźniła się może nie jest taka twarda jak mówi, chwilami potrafię dostrzec jej prawdziwą twarz, ale to są momenty kryje się za wielkim murem, który będzie trudno rozbić.

- Dobra robota wracamy do biura – powiedział Sebastian.

Wszyscy skierowali się do biura jechaliśmy w ciszy telefon Eli co chwile dzwonił a ona odrzucała połączenie.

- Jeśli to coś ważnego to odbierz – powiędłem.

Telefon znowu zaczął dzwonić sapnęła z irytacją po czym odebrała.

- Czego chcesz? ... Nie mam czasu ... teraz to ja nie mam ochoty ... Nie wiem ... Odezwę się.

Spojrzała na mnie rzucając mi wściekłe spojrzenie udawałem że patrzę na drogę ta kobieta to tykająca bomba nie wiadomo kiedy się odpali. Dalsza drogę pokonaliśmy w totalnej ciszy gdy zajechaliśmy Elizabeth wyskoczyła z auta kierując do budynku. Zaparkowałem i ruszyłem do budynku gdzie każdy był pochłonięty swoimi zajęciami usiadłem przy swoim biurku włączając komputer. Do moich nozdrzy dotarł mocny zapach kobiecych perfumów podniosłem wzrok nade mną stała Amber uśmiechając się z filiżanką kawy w dłoni.

Serce z kamieniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz