𖦹 ⋆。°✮Śmierdzące postaci✮ ⋆ ˚。𖦹

77 8 39
                                    

Rano obudziło mnie kilka dźwięków naraz. Wrzask mamy, jakiś huk, trzaskanie drzwiami, muzyka puszczona na maksymalną głośność (ciężka muzyka!), uderzenie o siebie dwóch talerzy perkusyjnych i przeciągły, głośny pisk.

Zerwałem się z łóżka jak poparzony. Chciałem od razu wybiec z pokoju, by zobaczyć co się dzieje, lecz krzywo postawiłem stopę i zaliczyłem przyjemne spotkanie z podłogą. Podniosłem głowę, gdy do pokoju weszła cała rodzina. Mama krzyczała jakieś słowa, które w tym rumorze rozpływały się w mniej więcej: „WAAAAAAATYLEEEEEEEEZASPAAAAAAAŚ!!!". Na dodatek niosła w ręce swój mały, ukochany głośniczek, który wydobywał z siebie pisk. Za nią szedł tata, który uderzał dwoma talerzami o siebie. Na końcu zobaczyłem Adriana, który na ramieniu trzymał ogromny głośnik grający ciężką muzykę, za którą nie przepadałem. Wszystkie te dźwięki powodowały, że nie słyszałem własnych myśli i miałem wrażenie, że moje biedne bębenki uszne zaraz pękną. Zerwałem się z podłogi i wrzasnąłem, by przestali, lecz oni obeszli kilka razy pokój, poskakali wokół mnie, po czym w końcu rumor ucichł.

- O co wam chodzi?! - krzyknąłem.

Mama wzruszyła ramionami.

- Przyszliśmy ci powiedzieć, że za pół godziny masz być pod szkołą, i że pewnie się spóźnisz. No, to papa - obdarowała mnie chamskim uśmiechem, po czym wyszła z pokoju, a za nią grzecznie podreptali tata i Adrian.

Rzuciłem im nienawistne spojrzenie, lecz zapewne tego nie zauważyli. Po chwili przypomniałem sobie, dlaczego tak widowiskowo przerwali mi sen.

- Kur... czaczki.

-ˋˏ ༻☆༺ ˎˊ-

Udało mi się. Dotarłem do pod szkołę kilka minut przed wyjazdem. Już każdy zajął miejsca w autokarze, a nauczycielka od fizyki stała przed wejściem i wpatrywała się we mnie wzrokiem przepełnionym irytacją i złością.

Podbiegłem do niej, cały zziajany.

- Dzień dobry, pani Cyc - powiedziałem, starając się nie wybuchnąć śmiechem. Jej nazwisko przeszło do legendy szkoły, odkąd tylko się w niej pojawiła, czyli wtedy, gdy byłem w pierwszej klasie (liceum, oczywiście!). Uczniowie zawsze zwracali się do niej z nazwiskiem, ponieważ było to wyjątkowo śmieszne. Hm, bez urazy, jeśli ktoś z was ma tak na nazwisko.

- Dzień dobry, panie Sadecki - zlustrowała mnie wzrokiem. - Siedziało się do późna przed komputerem, zgadza się?

Zobaczyłem kilka nastoletnich głów wychylających się zza foteli, by przyjrzeć się scence odgrywającej się przed autokarem.

Uśmiechałem się słodko. (A przynajmniej mam nadzieję, że był to słodki uśmiech...).

- Nie, powtarzałem fizykę - oznajmiłem, po czym prychnąłem śmiechem.

Nauczycielka westchnęła.

- Masz szczęście, że cię lubię. Chowaj walizkę do bagażnika i raz do autokaru - powiedziała i weszła do busa, by zająć swoje miejsce na przodzie.

Kiwnąłem głową i poszedłem schować walizkę.

Iryta Cyc, mimo swojego nazwiska, była bardzo miłą nauczycielką. Owszem, nieraz wyrzuciła jakiegoś ucznia za drzwi na korytarz, w tym mnie, ale nie dało jej się nie lubić. Była surowa i wymagała od nas wiele, ale jednocześnie nie brała wszystkiego bardzo dosłownie. No i gdy ktoś czegoś nie rozumiał, na spokojnie tłumaczyła wszystko od początku, a czasem nawet zostawała po godzinach, by komuś w czymś pomóc. Podsumowując, mimo swojego charakterku, była wspaniałą nauczycielką i zdecydowanie zaliczała się do moich ulubionych osób z grona pedagogicznego. Ale i tak jej największą zaletą było nazwisko.

Przypadkowo Zakochany ☆ Boys loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz