33. Pocałunek grzechu

1.7K 142 18
                                    

*Burnts*
Beztrosko przeglądałem w Internecie zdjęcia zaginiętych osób, kiedy natknąłem się na Nią. Na Melody. Niemal od razu ją rozpoznałem, a to dzięki tym jej wręcz jaskrawo-blond włosom i wykazującym inteligencję, zielonym oczom. Od początku wiedziałem, że jest inna. Była, jak anioł, a ja.. no cóż.. jak diabeł. Kiedy ujrzałem ją po raz pierwszy w szkole, wydawała się dla mnie przeciętną nastolatką, jednak z czasem zauważyłem u niej moje ulubione cechy charakteru. Cechy Elizabeth. Zaczerpnąłem powietrza i wstałem z łóżka, zostawiając na nim dwie, szczelnie opatulone kołdrą dziewczyny. Wydąłem nozdrza. Zanim poczułem krew, zobaczyłem jej ogromne plamy na podłodze i twarzach nastolatek. Musiałem to zrobić. Miałem ochotę wyobrazić sobie, że przynajmniej jedna z nich to Melody, ale to na nic, bo obie były wystraszone i próbowały robić wszystko, żeby przeżyć. Nie wrzeszczały ani nie kopały, jak Melody. Nawet nie rzuciły jednego, smętnego przekleństwa (...) Znałem z grubsza bieg wydarzeń. Panna Stone będzie pionkiem w rękach Pogromców. Ich kolejną szansą na zabicie paru wampirów. Gdyby nie to, że jej prapraprapraprababcia.... to.... Lucilla...ja.... Zrozpaczony odkorkowałem whisky stojące na szufladce i wziąłem potężnego łyka.
Soul Stealer, to była jej praprapraprapraprababka, a nie ona. Co prawda, są z czegoś podobne.. obie mają ten sam seksowny... - kiedy usłyszałem głos Freddy'iego w mojej głowie, zazgrzytałem zębami ze złości i szybko wybiegłem z domu. Oczywiście, nie zapomniałem włożyć na siebie czarnych spodni i koszuli. Freddy Jones był najlepszym wampirzym strategiem, dlatego należało pokazać się z, jak najlepszej strony.
Jones, nawet nie waż się tego kończyć, bo pozbawię cię twego głupiego łba w pięć sekund. I wynoś się z moich myśli, pacanie - no dobra, może prawie z najlepszej. Tak naprawdę nie miałem ochoty wyrywać mu głowy. Pragnąłem obedrzeć go ze skóry i oddać jego szczątki szczurom do obgryzania. Zbyt satanistyczne?
Luz, stary. Chciałem ci tylko uzmysłowić, żebyś z niej nie rezygnował - zmarszczyłem brwi. Od kiedy to wampir po trzysetce posługuje się językiem młodzieżowym? Poza tym od kiedy podsłuchiwał moje myśli? Chyba powinienem u siebie wzmocnić mur ochronny, otaczający myśli. Kiedy tylko do moich uszu doleciał zgrzyt gałązki, niemal od razu odwróciłem się z kwaśnym uśmiechem.
*Melody*
Siedziałam spokojnie na dużym głazie tuż przy pałacu Burnts'a. Właściwie nie wiem czego oczekiwałam, zgadzając się na plan nieznajomych, tkz. "pogromców". To właśnie ich nie lubił Casanova, ale kogo on lubi..? Prychnęłam rozdrażniona i zziębnięta. A co jeśli Burnts mnie usłyszy? Wtedy miałam zgrywać niewinną i wbić mu nóż w szyję. Reszty planu mi nie zdradzono.
Piszesz się na misję samobójczą, Melody - zagrzmiał w mojej głowie głos rozsądku. Nikłego rozsądku.
Wiedziałam na co się piszę. Nie dość, że narażam swoje życie to i jeszcze życie mojej rodziny, jednak ja jedyna znałam słabe strony Burnts'a, a przynajmniej tak mi się zdawało. Nagle zimny podmuch powietrza uderzył we mnie ze zdwojoną siłą. Powoli otworzyłam oczy i ujrzałam opartego o drzewo mężczyznę w czarnej opończy. Nie musiałam zbytnio wysilać wzroku, żeby wiedzieć, że to On. Kiedy zdjął kaptur na Jego pięknej, bladej twarzy zajaśniał szelmowski uśmiech. Jak zahipnotyzowana wpatrywałam się w jego zmierzwione, ciemne włosy. Jakiego on używa szamponu, że one tak lśnią? Głupie pytanie. Skarciłam się w myślach i otworzyłam usta, aby zaraz po chwili je zamknąć.
- Cześć, mała - rzucił mi perskie oko i czekał na moją reakcję.
Trzymaj się planu, Melody..
Zmieszana, splotłam ze sobą palce na podbrzuszu.
- Cześć - wykrztusiłam i skupiłam całą swoją uwagę na jego nieziemskich, szmaragdowych oczach. Potrząsnął głową, rozbawiony.
- Nie musisz się trzymać ich scenariusza. Wystarczy, że wbijesz mi ten nóż w serce, a i tak będę obezwładniony - rozpostarł na boki ręce, ukazując swoją klatkę piersiową. Zdębiałam i zaniemówiłam widząc mięśnie ukazujące się pod skąpą, szarą koszulą.
- Uhm.. Ja.. znaczy.. - ciężar poczucia winy przygniatał mi grdykę - ...skąd wiesz? - wydukałam na koniec, przyglądając się jego ciemniejącym tęczówkom.
- Ja wiem wszystko, nawet to czego nie chcę - wyjaśnił, odczepiając się od drzewa i przybliżając w moją stronę. Spanikowana, zeskoczyłam z głazu i wrzeszcząc o pomoc tkz. "Pogromców" biegłam na oślep, w stronę wyjścia, jak miałam nadzieję. Nawet nie zauważyłam kiedy znalazłam się w salonie Casanovy. Jego ręce owinięte były wokół mojej talii, a usta, które tak dobrze całowały, były przy moim uchu.
- Nigdy ode mnie nie uciekniesz. Po co ryzykowałaś? No po co, dziecinko? - wyszeptał, przygryzając płatek mojego ucha. Dwa rumieńce wskoczyły na moje policzki i nie chciały im dać spokoju. Speszona, starałam się go w jakiś sposób uderzyć, ale nie miałam, jak. Był za mną więc moje szanse były nikłe, a do tego wszystkiego moje dłonie przyszpilone były do talii, którą obecnie tak oplatał swoimi rękoma. Przez zaciśnięte zęby z moich ust wydobywały się pojedyncze przekleństwa.
- Jesteś naprawdę zabawna - zaśmiał mi się cicho do ucha. Poczułam przyjemne dreszcze rozchodzące się wzdłuż karku - chyba cię polubiłem - kpił ze mnie, jakbym była nic niewartym śmieciem. Jednak kiedy usłyszałam "lubię" z jego ust, ponownie mocno się zaczerwieniłam. Próbowałam go uderzyć głową, ale to na nic. Przechytrzył mnie i popchnął... na kanapę. Sam, jednak został na swoim miejscu i spoglądał na mnie z błyskiem w oczach.
- Skończmy to, okay? Prześpijmy się i zapomnijmy o sobie, zgoda? - spytał nagle, kompletnie zbijając mnie z tropu. W sumie brzmi rzeczowo i kusząco. Pewnie, gdyby był człowiekiem to bym się zgodziła, ale że był trupem i to jeszcze takim, który lubi gierki (...) Nie ufam mu!
- Nie - odpowiedziałam ostro. Po jego twarzy przez chwilę przemknął cień niepewności. Nie spodziewał się takiej odpowiedzi i nie musiałam czytać w myślach, aby o tym wiedzieć.
- Robię co chcę i co mi się podoba - podniósł brew i obnażył dwa, białe, jak perła kły. Ledwie się spostrzegłam, a on już siedział okrakiem na moich biodrach i przyciskał usta do moich. Zsynchronizowałam się z ruchem jego warg i stoczyłam walkę z jego językiem. Nie fair walkę, bo oczywiście on ją wygrał. Wylizałam jego kły, a moje plecy już prawie wygięły się w łuk. Tą piękną chwilę przerwał dzwonek do drzwi. Wtedy Burnts przyszpilił moją szyję swoimi ustami i wbił w nie mocno swoje ostre kły. To co zrobiłam było z góry nie przewidziane. Nie wydobyłam z siebie wrzasku. To było coś więcej, o wiele więcej.
* Przepraszam za długą nieobecność, mam nadzieję, że rozdział się spodobał...buziaki :* *

Forbidden loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz