Biegłam ścieżką, aby jak najszybciej dostać się na komisariat. Dzwoniłam 5 razy do mamy - nie odbierała. Nagle zamarłam w bezruchu, bo byłam pewna, że coś obok mnie przemknęło. Cofnęłam się powoli i wbiegłam do lasu. Zważywszy na godzinę, wydawał się mroczny i opustoszały. Odwróciłam głowę, aby sprawdzić, czy nikogo za mną nie ma. Nikogo nie było. Odetchnęłam z ulgą, dreptając wolno na liściach, które już dawno spadły. W końcu jest końcówka jesieni, nie ma co się dziwić. Poczułam chłód na szyji. Przełknęłam głośno ślinę i przyspieszyłem chodu.
- Gdzie tak pędzisz, ślicznotko? - spytał jakiś blondyn o niebieskich oczach. Wyglądał cudownie. Po prostu nie mogłam od niego oderwać wzroku.
- Co? - bąknęłam, nieświadoma.
Przyprawił mnie o dreszcze. Uśmiechnął się życzliwie.
- Chodź, królewno. Pomogę ci z tym - wskazał dłonią mój plecak i wypydające z niego książki. Dopiero teraz to zauważyłam i automatycznie sięgnęłam po dwie z nich, które leżały na ziemi. Stanęłam jak sparaliżowana, kiedy położył sobie swoją rękę na moim ramieniu. Nawet nie słyszałam jak się poruszył.
Sięgnął po trzy kolejne książki z niechęcią.
- A może - urwał, bo nagle Edward pojawił się za nim.
- Zostaw ją, Steve -wycharczał, gotów rzucić się na niego. Już nawet nie dbałam o to, jak szybko się tu zjawił.
- Co ty tu robisz?! On jest całkiem.. Życzliwy! Nie to co ty, idioto! - wywrzeszczałam z zadziornie podniesionym podbródkiem.
Steve obdarzył mnie promiennym uśmiechem, natomiast Casanova wygiął usta w grymasie.
- Ratuję ci twoje i tak już krótkie życie, więc lepiej mnie nie obrażaj, bo w każdej chwili mogę się rozmyślić.
Steve spojrzał na niego uważnie.
- Skąd mnie znasz? Kim ty jesteś?
- Jestem Soul Stealer, poczwaro. I zabiję cię tym oto jednym palcem - wskazał podmiot o którym mówił - jeśli zaraz stąd nie znikniesz.
- Burnts... Burnts The Soul Stealer?! - odsunął się ode mnie z szybkością pantery.
- Tak jest, mój drogi Stevie - wysyczał Edward.
Steve uciekł, zostawiając nas samych.
- Nie idź! - zawołałam rozpaczliwie - Nie!!!
- O tak - Casanova wyszczerzył się zuchwale.
Powoli odsuwałam się do tyłu. Niestety nie zdążyłam od niego uciec, kiedy zastąpił mi drogę swoją muskularną sylwetką. Mruknęłam pod nosem "debil". Chyba to usłyszał, ponieważ złapał mnie mocno za nadgarstek i wykręcał go w moją stronę. Bardzo bolało. Pisnęłam głośno, wołałam -pomocy-, krzyczałam i wierzgałam nogami starając się wyrwać z jego uścisku.
- Puść mnie, małpo! - splunęłam mu w twarz. Zadziałało, bo puścił mnie na ułamek sekundy,aby przyjąć lepszą pozycję i przygniótł mnie całym swoim ciałem na ziemi. Wrzeszczałam w niebo głosy, a on z obrzydzeniem wycierał sobie twarz. Próbowałam przeczołgać się, ale nie pozwolił mi na to.
- Jeśli myślisz, że ważysz kilogram to grubo się mylisz!!! - pisnęłam z bólu. Szczerze mówiąc nie był, aż tak ciężki. Ważył może z czterdzieści parę kilogramów, co zdecydowanie przeczyło jego sylwetce, która była szczupła, ale mocno zbudowana. Spojrzał mi w oczy. Nagle coś chrupnęło, a ja poczułam ogromny ból. Już po mnie... Nie chcę umierać! Na prawdę nie chcę umierać!
- Nie chcę umierać - wycharczałam.
- No cóż... Takie ŻYCIE - zachichotał, jakby to co powiedział było żartem stulecia. Pewnie byłoby zabawne, gdybym właśnie nie umierała!
- Z-złaź ze mnie - zaszlochałam, czując ból w żebrach, które zapewne już powoli pękały. Mój oddech stał się przerywany, a wspomnienia zaczęły migać mi przed oczami.
- Proszę! - szepnęłam ze łzami w oczach.
Jego twarz lekko się zmieniła, a oczy zaczynały wyglądać na troskliwe.
- Błagam! Ja nie chcę umierać! Mam jeszcze tyle rzeczy do spełnienia! - żebro mi pękło, na co krzyknęłam bardzo głośno, łkając.
Przygniótł mnie mocniej.
- Wiesz ile osób mi to mówiło?! Błagam, proszę... To już zaczyna być nudne. Dlatego właśnie jestem Soul Stealer, kotku. Pa pa - wymruczał mi do ucha.
- Możesz mnie zabić, ale nigdy nie zabijesz we mnie nadzieji... Nadzieji na zabicie ciebie, potworze! Czemu to robisz?! Chcesz się zabawić?!! To zabijaj sobie złoczyńców - wychrypiałam, plując krwią.
Zaśmiał się ponuro. Splunęłam strumykiem krwi, przymknęłam oczy i wstrzymałam oddech. Udawałam martwą. Po dwudziestu sekundach, zlazł ze mnie. Wziął mnie za nogę i rzucił mnie w krzaki. Nabrał się! O ja nie mogę! Nabrał się... Poczekałam jeszcze minutę, a potem wzięłam głęboki oddech. Czułam jak płuca mi się kurczą i chociaż mnie jeszcze nie zabił, jestem pewna, że umrę. Nie mam szans wstać, a czuję się martwa. Kiedy poszukałem wzrokiem Edwarda i go nie znalazłam, odetchnęłam. Nie ma go tu. Teraz jedyne co muszę zrobić to przeczołgać się na skraj lasu. Będzie to niewiarygodnie trudne...
*Burnts/Edward*
Zabiłem ją. Zabiłem Melody. Na zawsze. Poczułem ulgę, ale coś we mnie drżało. Czy tego właśnie chciałem? Mogła jeszcze pożyć parę dni. To co zrobiłem było okrutne. Odebrałem ją z brudnych łap Steva, żeby sam ją potem zagarnąć. Przynajmniej zabiłem ją w najbardziej należyty sposób. Nie wypiłem jej, tylko zostawiłem innym krwiopijcom, wałęsających się po lesie. Niech oni sobie ją piją, ja nie mam sił patrzeć na jej smętne, bez życia ciało. Zdusiłem w sobie krzyk rozpaczy. Nie wiem czemu, ale zaczynam mieć wyrzuty sumienia....
CZYTASZ
Forbidden love
VampirosZawsze sądziłam, że prawdziwa miłość istnieje. Pamiętam te czasy, kiedy biegałam z przyjaciółką po łące, śmiejąc się z różnych błahostek.. Niestety ta chwila szybko została zastąpiona przez różne najokropniejsze momenty w moim życiu. To właśnie wt...