Rozdział 1: Sen

1.5K 108 20
                                    

Weszłam do szkolnej toalety, niczego się nie spodziewając. Jednak to, co tam zobaczyłam, całkowice zmieniło moje życie. Przy umywalce stała jedna z moich koleżanek, ściskając w dłoni opakowanie od jakichś leków. Od razu było dla mnie jasne, że chciała popełnić samobójstwo. Kiedy usłyszała, że wchodzę, spojrzała na mnie z lękiem wymalowanym na twarzy. Nie spodziewała się, że ktoś tu wejdzie. A jednak, zrobiłam to. Stałam osłupiała przy drzwiach. Nawet nie zdążyłam ich zamknąć. Dziewczyna chciała coś powiedzieć, ale jej oczy się rozszerzyły i upadła na ziemię, uprzednio uderzając głową o kant umywalki. Krew rozprysnęła się na lśniącej podłodze. Przycisnęłam dłoń do ust, aby nie krzyknąć. Jedyne, co teraz czułam, to moje serce, które biło niesamowicie szybko. Po kilku sekundach się ocknęłam i podbiegłam do nieprzytomnej dziewczyny. Sprawdziłam puls. Nie mogłam nic wyczuć, byłam za bardzo roztrzęsiona. Krzyknęłam kilka razy jej imię. Kiedy zauważyłam, że to nic nie daje, wybiegłam jak poparzona z szkolnej toalety. Akurat miałam szczęście, bo jeden z nauczycieli przechodził przez korytarz. Chciałam mu wszystko spokojnie wytłumaczyć, ale emocje wzięły górę i po prostu kazałam mu wejść do pomieszczenia, z którego sama przed chwilą wyszłam. Wbiegłam zaraz po nim, a łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Sam nauczyciel przyklęknął przy Caroline. Sprawdził jej puls, przeklnął pod nosem i drżącymi dłońmi wyciągnął telefon z kieszeni swojej marynarki. Pośpiesznie wybrał numer i z jak największym spokojem czekał, aż ktoś odbierze. Po chwili zaczął wyjaśniać sytuację, patrząc na zakrwawioną podłogę. Stanęłam przy ścianie, pozwalając, aby łzy spływały po mojej twarzy. Potarłam swoje ramiona dłońmi, dodając samej sobie otuchy. Gdy nauczyciel zakończył rozmowę z pogotowiem, odwrócił się w moją stronę i kazał opowiedzieć, co dokładnie się stało i czy wiem, z jakiego powodu Caroline to zrobiła. Starałam się odpowiedzieć na wszystkie pytania szczerze, ale dalej byłam roztrzęsiona. Nauczyciel kazał mi wrócić do domu. Pokiwałam tylko głową. Rzuciłam ostatnie spojrzenie prawdopodobnie martwej koleżance i wyszłam z toalety chwiejnym krokiem. Wybrałam numer mojej mamy i nie mówiąc, co się stało kazałam jej po mnie przyjechać. Oczywiście, zmartwiła się i obiecała, że się pośpieszy. Westchnęłam cicho, wyjaśniając sobie w myślach wydarzenia z ostatnich 10 minut.

~~~

Minął już tydzień, a ja pamiętam to tak, jakby stało się przed chwilą. Tabletki. Krew. Śmierć. Coś, czego nigdy nie powinnam zobaczyć. Caroline była moją dobrą koleżanką, mieszkała na tej samej ulicy, często się razem uczyłyśmy. Może nie była to przyjaźń, ale do tego dążyłyśmy. Nie wiedziałam, że ma problemy. Wyglądała raczej na spokojną, radosną osobę, która zawsze z chęcią pomoże. Bardzo mało śpię, to przez koszmary, w których dalej widzę jej martwe ciało. Mama zastanawia się nad przeprowadzką, ale zarówno ja, jak i mój brat Jeff nie zgadzamy się na to. Niewiele by to dało i nie chciałam sprawiać problemów Jeff'owi. Ma tutaj kumpli, szacunek i dziewczynę. Po co to burzyć?

Z zamyślenia wyrwał mnie głos mojej mamy, która stała w drzwiach mojego pokoju.

- Powinnaś spać - szepnęła troskliwie, patrząc na mnie niepewnie. Moja mama zawsze była radosną, opiekuńczą kobietą, która niczym się nie przejmuje. Zadbana, uśmiechnięta... Tak nie było już od tygodnia, od czasu mojego załamania, od czasu śmierci Caroline. Pod oczami mojej matki można było zauważyć wory spowodowane brakiem snu. Martwię się o nią, podczas gdy ona martwi się o mnie.

Spojrzałam na zegarek. No tak, jest pierwsza w nocy.

- Mamo, nie martw się o mnie - mruknęłam - Sama o siebie zadbam.

- Mimo wszystko powinnaś spać - odpowiedziała zrezygnowana. Wyszła z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Westchnęłam cicho, waląc głową o materac. Ta sprawa siedzi w mojej głowie. Muszę się dowiedzieć, dlaczego Caroline to zrobiła. Tymczasem, pójdę spać. Obym nie miała znowu koszmarów.

~~~

Rozejrzałam się. Nigdy nie byłam w tym miejscu. Zielona trawa, białe chmurki, lekki wietrzyk, wysoka jabłonka... Tu jest pięknie. Spojrzałam na swoje ubranie. Biała sukienka i balerinki tego samego koloru. Nienawidzę takich ciuchów, ale nie przyszkadzało mi to w tamtym momencie. Wciąż rozglądałam się, podziwjając piękno krajobrazu. Padłam na miękką trawę. "Przyjemnie", pomyślałam.

- Witaj, Rosemary - usłyszałam męski głos. Rozejrzałam się, szukając właściciela owego głosu.

- Kim jesteś? - zapytałam spokojnie.

- Mam na imię Cole - odpowiedział - I jestem tu, żeby ci pomóc.

- Pomóc? - zamrugałam kilka razy, starając się zrozumieć sens tych słów - W czym?

- Widziałaś coś, czego nie powinnaś - burknął - Przez ciebie Caroline nie będzie mogła wrócić do waszego świata. Chcą cię za to zabić - wytłumaczył.

- Ale... Kto?

- Dowiesz się w swoim czasie - mruknął - Mam z tobą kontakt tylko wtedy, kiedy śpisz. Mam nadzieję, że nie stanę się twoim koszmarem - zaśmiał się.

- Proszę, powiedz mi więcej! - poprosiłam - Czy to znaczy, że Caroline żyje?!

Ale nikt nie odpowiedział. Krzyknęłam kilkakrotnie imię tajemniczego chłopaka, ale nie reagował.

~~~

Wiem, wiem, powinnam najpierw zakończyć jedną z moich pozostałych powieści, ale nie mogłam się powstrzymać :D Co sądzicie? Myślicie, że powinnam to kontynuować? Bo osobiście wyobrażałam to sobie inaczej, ale wyszło jak wyszło :(  

(1) Dreams | NinjagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz