Rozdział 7: Śmierć

653 76 25
                                    

Obudziły mnie potworne krzyki i płacz. Skoczyłam z łóżka i pobiegłam na dół, by sprawdzić, co się stało. Caroline i Nya płakały, wtulone w siebie, a Cole siedział przy stole i masował swoje czoło.
- Co się stało? - zapytałam drżącym głosem.
- Kai... On... On... Nie żyje! - wybełkotała Caroline, płacząc jeszcze mocniej.
Stałam z otwartymi ustami, przetwarzając informacje. Zabawny chłopak, który sprowadził mnie do Ninjago, z którym jeszcze wczoraj oglądałam film. Ukochany Caroline, brat Nyi, najlepszy przyjaciel Cole'a. Ta osoba jest już w lepszym świecie. Zmarł za sprawiedliwość, za swoją ojczyznę, za Ninjago. Upadłam na kolana i zaczęłam płakać. Jestem tu ledwo trzy dni, a już zdążyłam się do niego przywiązać.
- To twoja wina! - krzyknęła w moją stronę Caroline - Gdybyś wtedy nie wlazła do tej toalety, gdybyś nie widziała, jak się przenoszę, teraz był by spokój! - podeszła w moją stronę z pięścią nad głową, prawdopodobnie chcąc mnie uderzyć. Wstałam i zamknęłam oczy, czekając na cios, który wcale nie nadszedł.
- Przepraszam Rosemary... Poniosło mnie... To nie twoja wina... Nie twoja... - zaczęła coś bełkotać i upadła na podłogę. Usiadłam obok niej i ją przytuliłam, wiedząc, że dziewczyna potrzebuje teraz wsparcia.
- Miałaś rację - szepnęłam - To moja wina.
Wtuliła się we mnie bardzo mocno, prawie łamiąc mi żebra. Podeszła, a raczej podpełzła do nas Nya, którą również trzeba było pocieszyć po stracie brata. Wpuściłyśmy ją do swojego uścisku i razem płakałyśmy w swoje ramiona. Tylko Cole się do nas nie przyłączył, siedział przy blacie i dalej myślał, pewnie powstrzymując płacz. Nie trzeba było siedzieć tutaj tydzień, by stwierdzić, że Kai i Cole byli wspaniałymi przyjaciółmi, którzy potrzebują siebie nawzajem. Teraz tylko pozostaje pytanie: Czy to oznacza wojnę?
~~~
Podeszłam do szklanych drzwi od balkonu, słuchając monologu Cole'a. Stał na nim, mocno trzymając się barierki i patrząc na zachód słońca.
- Kai... - zaśmiał się - Wiem, że gdzieś tam jesteś, stary druchu. Tak wiele się zmieniło, od kiedy ostatni raz walczyliśmy sprawiedliwie przeciwko złu, razem, w piątkę. Tęsknię za tym... Kiedy dopiero się uczyliśmy, kiedy wszystko było w porządku... Liczyła się zabawa, pamiętasz? To było wspaniałe... Ale już nigdy nie będzie tak jak kiedyś, bo odszedłeś, bez pożegnania. Ty idioto. Jak mogłeś? Dziewczyny za tobą ryczą, nawet Rosemary. Widzisz, do czego mnie doprowadziłeś? Teraz muszę tu siedzieć otoczony babami, które będą gadać tylko o tobie. Ponoć sprawiedliwość była dla nas najważniejsza, ale to niesprawiedliwe, że odszedłeś... Jeszcze tyle przed tobą było... W końcu miałeś się oświadczyć swojej dziewczynie. Mielibyście świetne dzieci. Ale niee... oczywiście musiałeś to spieprzyć, tak jak wiele innych spraw. Nienawidzę cię za to. Ale będę tęsknił - w tym momencie Cole zaczął płakać - Bo ty jedyny mnie nie zostawiłeś. Reszta poszła sobie w cholerę, ale ty zostałeś. Zostałeś ze mną i ze swoimi kobietami. Może nigdy ci tego nie mówiłem, ale wiele się od ciebie nauczyłem. Nawet umierając, uczysz mnie nowych rzeczy. Że jak odejść z honorem, to tylko za coś, co się kocha. Ty odszedłeś za Ninjago, za Caroline i Nyę, za swoich braci, nawet, jeśli cię zdradzili. Żałuję teraz, że to ty zginąłeś, a nie ja...
- Cole? - wyszeptałam, wchodząc na balkon. Stanęłam obok niego, czując powiew wiatru na twarzy. Sukienka, którą pożyczyłam od Caroline lekko teraz falowała.
- Jak dużo słyszałaś? - zapytał zdenerwowany.
- Wszystko - zapewniłam, patrząc w oczy chłopaka - To piękne, co mówisz.
- Mimo wszystko powinienem cię ukarać za podsłuchiwanie - rzekł sucho.
- Jak? - spuściłam wzrok, starając się ukryć rumieńce.
Cole położył dłoń na moim podbródku i otarł moje łzy drugą ręką. Uśmiechnął się delikatnie i wpił się w moje usta. Pocałunek wcale nie był namiętny czy gwałtowny. Po prostu delikatny, oddający ból, jaki oboje czujemy. Nie był też długi, trwał kilka chwil. Ale mimo wszystko zdecydowanie poczułam się lepiej i chciałam więcej.
- Takiej kary się nie spodziewałam - uśmiechnęłam się delikatnie.
- Wyjedźmy stąd - palnął nagle.
Spojrzałam na niego zdziwiona.
- Razem z Nyą i Caroline. Unikniemy wojny - wytłumaczył.
Położyłam dłoń na jego ramieniu.
- Wiesz, że to niemożliwe.
Podrapał się po karku, zastanawiając się przez chwilę.
- Masz rację - przyznał - Musimy się zmierzyć z wrogiem - spojrzał na mnie z powątpieniem - Oczywiście bez ciebie.
- Chwila, dlaczego beze mnie? - zapytałam, a on prychnął.
- Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś ci się stało - wytłumaczył - Nie chcę więcej zgonów.
Już w ogóle się nie odzywaliśmy, tylko patrzyliśmy na zachód słońca jakieś 20 minut, a potem poszłam spać.

~~~
Chyba jutro zakończę tą książkę XD Przyznam szczerze, że prawie się popłakałam pisząc przemowę Cole'a. Mam teraz takie pytanie i liczę na conajmniej jedną odpowiedź: Będziecie chcieli drugą część tej historii? Wiem już mniej-więcej, co by się działo, ale teraz liczy się Wasze zdanie, bo jak nie chcecie, to po co będę robić :D Pozdrawiam serdecznie i czekam na odpowiedzi! :*

(1) Dreams | NinjagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz