Rozdział 9: Prezydent

535 63 2
                                    

Ruszyliśmy do centrum miasta, gdzie armia prezydenta już czekała. Schowaliśmy się za jakimś budynkiem.
- Okej - mruknął Cole - Nya, idź po wężonów. Teraz będzie krwawo.
Dziewczyna weszła do ścieków i 5 minut później wróciła z wężową armią, która, przyznam szczerze, robiła wrażenie. Na czele stanął wielki biały, który zupełnie różnił się od innych.
- Atak czas zacząć - poinformowała Caroline - Rosemary, pamiętaj, by trzymać się z tyłu.
Przewróciłam oczami i posłusznie udałam się za wężonów. Ledwo usłyszałam, że już mamy ruszać. Udałam się za nimi, gotowa do walki. Zauważyłam obok walającą się metalową rurę. Wzięłam ją w rękę i walnęłam w głowę jednego z ludzi prezydenta. Upadł na ziemię, a z jego głowy sączyła się krew. O mamo, chyba nie zabiłam człowieka?!
- Proszę, proszę, proszę, Mistrz Ziemi we własnej osobie! - chłopak w zielonym stroju uśmiechnął się złowieszczo do Cole'a. Ten wkurzył się jeszcze bardziej i powalił zielonego na ziemię, waląc go w głowę pięściami.
- Zemszczę się za to, co zrobiłeś Kaiowi! Kiedyś byliście najlepszymi przyjaciółmi, nie pamiętasz?! - syknął.
Zielonemu nagle zbladła twarz. Popatrzył na Cole'a błagająco, ten jednak nadal okładał go po twarzy.
- Cole, to nie ja! Przysięgam! Robert daje nam zastrzyki, a potem jesteśmy źli! Nawet na Zane'a to działa! - zakrwawiony chłopak zaczął płakać. Ciemnowłosy spojrzał podejżliwie na bezbronnego chłopaka. Chyba mu uwierzył, bo pomógł mu wstać, jednak niemal natychmiast związał mu ręce.
- Na wypadek, gdybyś znowu się zeźlił - wytłumaczył.
W tym czasie jeden z ludzi prezydenta się na mnie rzucił. Rozpoznałam go, to przecież Jay, który przedtem próbował mnie zabić. Odpierałam jego ataki rurą, którą nadal miałam w rękach. Chwile potem podbiegł do mnie Cole, szybko znokautował Jaya i rzucił mi krótkie spojrzenie, a potem wrócił do walki. Zauważyłam zielonego, któremu jakiś metalowy gościu odwiązał ręce i razem uciekli w jakąś ciemną uliczkę. Nie mogłam tego zignorować, więc zaczęłam się skradać za nimi, odpychając walczących ludzi. Zacisnęłam palce na rurze i zaczęłam podsłuchiwać.
- Przegrywamy, panie - rzekł ze smutkiem metalowy chłopak.
- To coś z tym zróbcie! Czas użyć waszej mocy, hahahah! - wysoki mężczyzna w garniturze i z kozią bródką zaśmiał się swoim chrapliwym głosem, a ja zorientowałam się, że to musi być ten słynny prezydent. Uciekłam, by walczyć dalej.
*kilka zadrapań później...*
- Wężonowie i inni, stop! Chcę rozejmu! - nagle przed nami stanął prezydent, machając ozdobną laską.
Wszyscy się uspokoili i spojrzeli ze zdziwieniem na starca, w tym ja.
- Tak? A gdzie jest haczyk? - zapytała z powątpieniem Nya.
- Ja wam dam pieniądze i ninjasów, których wam ukradłem oraz zapewnię spokój, a wy dacie mi dziewczynę - jego ton brzmiał jak najbardziej poważnie. Bez zastanowienia rzuciłam rurę w kąt i podeszłam do prezydenta, wiedząc, że to o mnie chodzi.
- Najpierw przyjaciele - syknęłam w jego stronę. Zza jego pleców wyszło trzech chłopaków ze smętnymi minami.
- Nie! - krzyknął nagle Cole, podbiegając do mnie. Złapał mnie za ramię i zaciągnął za siebie - Nie pozwalam jej tknąć.
Wśród wężonów można było usłyszeć odgłosy oburzenia. Mogę się założyć, że chcieli tych pieniędzy...
- W takim razie do zobaczenia na kolejnej bitwie - zaśmiał się i odszedł, a wraz z nim jego armia.

~~~
Lol, ten rozdział ma równo 500 słów :') Przyznam bez bicia, że jest najgorszy ze wszystkich... Nie dość, że pisany na szybkiego to jeszcze bez weny :( Ale obiecałam, że dodam wczoraj, a nie wyrobiłam się przed północą, więc i tak możecie mnie zwyzywać XD Aha, prawie bym zapomniała! Dziękuję za pomoc w pisaniu Child_Pink, bez Ciebie nie dałabym sobie rady :') Wiecie, że to przedostatni rozdział? Sama w to nie wierzę ;-;
Pozdrawiam serdecznie wszystkich czytelników <3
EDIT: Jestem okropnie zła :[ Zaczęłam Wam pisać 10 rozdział, ale jakieś 300 słów mi się usunęło, a byłam z nich potwornie dumna :'(

(1) Dreams | NinjagoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz