Poprawiłam plecak na plecach i kilka razy powoli wypuściłam powietrze z ust. Pierwszy raz w szkole od śmierci jednej z moich koleżanek. Co teraz będzie? Na pewno słyszeli, że przy tym byłam. Rzucą się na mnie? Będą mnie obwiniać? A może nic się nie zmieni? Westchnęłam cicho i pociągnęłam za drzwi do budynku. Oczy wszystkich na korytarzu zwróciły się w moją stronę, niektórzy nawet otworzyli usta. Ciszę przerywały szepty, zapewne na mój temat. Rozejrzałam się po każdej twarzy. W końcu jedna z dziewczyn odważyła się podejść. Stanęła tuż przede mną. Jest znacznie wyższa ode mnie, ma długie blond włosy i kpiący uśmieszek. Znam ją, to przecież Samantha, najpopularniejsza dziewczyna w szkole.
- Więc? To ty ją zabiłaś?
Na te słowa zamarłam. Oni myślą, że to moja wina? Może gdybym weszła do toalety wcześniej... Ugh, znowu to poczucie winy!
- Ja... nie - odparłam drżącym głosem - Nie zrobiłam tego.
- Och, słodka, naiwna Mary...
- Mam na imię Rosemary - przerwałam, patrząc w oczy blondynki.
- Nie ważne - syknęła - Ważne, że wszyscy wiedzą, co zrobiłaś!
- Ale ja... nic nie zrobiłam - wyznałam zgodnie z prawdą - Plotki.
Dziewczyna odpuściła. Machnęła na mne ręką, dając znać innym, że już nie jestem tak interesująca jak przedtem. Odeszła wraz ze swoimi przyjaciółkami, wesoło chichocząc. Przewróciłm oczami i poszłam na lekcje, starając się zignorwać wszystkich dookoła. Zanim jednak zdążyłam pójść pod klasę, poczułam intensywny ból głowy i upadłam, chwilę później mdlejąc. Ostatnie, co widziałam, to twarze innych uczniów nade mną.
~~~
Otworzyłam delikatnie oczy. Wszędzie płomienie. Tym razem nie miałam już na sobie białej sukienki, za to była czarna i gdzieniegdzie miała wszyte czerwone pióra. Wyglądałam, jakbym była diablicą! Nawet końcówki moich włosów są czerwone i mokre, jakby ktoś zanużył je we krwi. Podniosłam się do pozycji siedzącej, rozglądając się po dramatycznym krajobrazie. Wokół mnie wszędzie był intensywnie czerwony ogień, a ja siedziałam na małym skrawku ziemi, na którym wesoło falowała trawa, nie przejmując się tym, co dzieje się wokoło. Nagle usłyszałam głośny ryk, jakby słonia albo jakiegoś innego, wielkiego stworzenia. Uniosłam głowę i zobaczyłam nad sobą czerwonego smoka, na którym ktoś siedział.
- Cole? - spytałam niepewnie - Cole! - wstałam, machając i podskakując w stronę chłopaka. W końcu mnie zauważył, bo obniżył lot. Przyjżałam się jego twarzy, zauważając, iż nie przypomina Cole'a. Był to brązowowłosy chłopak w czerwonym stroju. Był już tak nisko, że prawie zdołałam wejść na jego smoka.
- Rosemary, czy to ty? - zapytał. Pokiwałam szybko głową i podałam mu rękę. Wciągnął mnie na czerwone stworzenie. Usiadłam tuż za nim, mocno trzymając się jego wyrzeźbionego torsu.*W tym samym czasie w szpitalu*
Matka siedziała przy swojej córce, mocno trzymając ją za rękę. Była podłączona do kilku maszyn, ale żaden lekarz nie wiedział, co jej jest. Bez przyczyny zemdlała na szkolnym korytarzu, jej serce już prawie nie bije, ale mama wciąż miała nadzieję, bo wiedziała, że to ona umiera ostatnia. Matka się rozpłakała, wtulając się w jeszcze ciepłe ciało swojej ledwo żyjącej córki. Do sali wpadło czterech lekarzy, jeden z nich miał w dłoniach defibrylator. Matka, rozumiejąc powagę sytuacji, odsunęła się i wybiegła z sali, przytulając się do swojego drugiego dziecka, Jeffrey'a.
- Kiedy z tego wyjdzie? - zapytał z troską w głosie, gładząc włosy załamanej kobiety. Zaczęła płakać jeszcze bardziej.
- Nie wiem... - szepnęła po chwili, mocniej wtulając się w tors syna.*wracając do snu...*
Chłopak stracił kontrolę nad smokiem, który zaczął się dziwnie trząść i latał nie tam, gdzie trzeba.
- No dalej! - błagał brązowowłosy, ciągnąc za wodze.
- Co się dzieje? - zapytałam zaniepokojona, mocniej tuląc się do chłopaka.
- Najwidoczniej próbują przywrócić cię do życia - odparł obojętnie, dalej próbując zapanować nad smokiem.
Coś ukłuło mnie w środku. Czy ja umarłam w prawdziwym świecie? Utknęłam we śnie z nim? Zapytam o to później, bo teraz najwidoczniej chłopak jest zajęty.
W końcu smok się ruszył. Otworzył szeroko paszczę i chuchnął. Z jego ust wyleciało ogromne koło, jak hulahop, tylko wyglądało bardziej jak portal. Smok przyśpieszył i wleciał do koła.
Spadłam ze smoka na piasek, łapiąc się za obolałą głowę. Moje ciuchy były już normalne. Chłopak leżał tuż obok mnie.
- Za każdym razem... - mruknął, wstając. Najwidoczniej przypomniał sobie o mojej obecności, bo podał mi ciepłą dłoń, abym mogła wstać.
- Mam na imię Kai - uśmiechnął się brązowowłosy - Witaj w Ninjago.
Z tymi słowami smok zniknął. Po prostu rozpłynął się w powietrzu. Otworzyłam usta chcąc coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili zrezygnowałam z zadawania chłopakowi pytań.
- Mamy sporo szczęścia, że wylądowaliśmy właśnie tutaj - stwierdził Kai - To całkiem niedaleko od bazy. Chodźmy, nie traćmy czasu. Ktoś chce się z tobą zobaczyć.
Trzeci raz dzisiaj wyciągnął do mnie rękę. Zarumieniłam się i ją złapałam. Szliśmy w ciszy.
- Nie masz pytań? - uniósł brew - Ponoć Cole mówił ci bardzo mało.
- Odpowiedział na wszystko, co mnie interesowało - mruknęłam - Na razie nie chcę wiedzieć więcej.
Doszliśmy do dwupiętrowego domku na plaży.
- Rosemary - uśmiechnął się Kai - Ktoś naprawdę bardzo się o ciebie martwił.
Z domku wyszła brązowowłosa dziewczyna, która ze skruchą patrzyła w moją stronę. Dopiero po chwili zobaczyłam, że to przecież Caroline.
~~~Ahahah, nareszcie coś dodałam :') Pamiętacie mnie jeszcze? X'D No cóż, totalnie schrzaniłam ten rozdział, ale MUSIAŁAM to dodać, bo coraz więcej ludzi pyta kiedy next. Kurcze, pewnie już straciłam wasze zaufanie, bo ciągle odpowiadam, że "jutro", a rozdział i tak się nie pojawia :( Jestem wredna. Ostatnio miałam problemy z internetem (i wciąż mam), także nie obrażajcie się, jeśli komuś nie dałam gwiazdki i komentarza. Postaram się nadrobić zaległości! Cóż, to tyle. Pozdrawiam serdecznie :*
CZYTASZ
(1) Dreams | Ninjago
FanfictionRosemary to najzwyklejsza nastolatka, ale zmienia się to, gdy jest świadkiem śmierci jednej ze swoich koleżanek. Pewien tajemniczy chłopak imieniem Cole zaczyna nawiedzać ją w snach, próbując ją ochronić. Co się stanie, gdy zaciągnie ją do swojego ś...