1. „Po co my tak właściwie istniejemy"

1.6K 79 7
                                    

Liliana po raz kolejny w ciągu kilku tygodni, leżała na miękkim, jasnym dywanie w swoim pokoju. Beznamiętnie patrzyła w idealnie biały sufit, lekko mrużąc oczy od rażącego światła żarówek. Jej długie włosy rozpostarły się po całej powierzchni podłogi, a chude, może nawet zbyt chude ciało, okryte obcisłymi leginsami i luźną koszulką, prawie w ogóle się nie poruszało. Westchnęła głośniej, przez co jej klatka piersiowa gwałtownie uniosła się, aby zaraz z powrotem opaść. Wspomnienia ponownie atakowały jej głowę, chowając z twarzy nawet ten najdelikatniejszy uśmiech. Tęskniła.

Tak bardzo tęskniła.

Liliana uchyliła oszklone drzwi prowadzące do ogrodu, po cichu wymykając się z centrum wielkiej imprezy. Z piwem w ręce, przeszła pod brzeg małego oczka wodnego, siadając na jeszcze ciepłej trawie. Podkuliła swoje nogi, okryte krótkimi spodenkami, po czym spojrzała w gwieździste niebo. Dzisiejszej nocy było wyjątkowo przejrzyste. Przechyliła butelkę, stykając jej zimną część z jej ustami, po czym upiła drobny łyk. Wszystko dookoła ją przytłaczało, a humor od kilku dni był okropny. Miała nadzieję, że chwila spędzona na imprezie jakoś podniesie ją na duchu, ale w tym momencie zdała sobie sprawę, że było wręcz przeciwnie. Wszystko wokół potrafili się dostosować do otoczenia, ale ona z własnym poczuciem humoru, dokładną selekcją co do osób które lubi oraz niekoniecznie pozytywnym nastawieniem do życia, nie umiała się wpasować. Brakowało jej jakiegoś większego sensu w życiu, celu do którego mogłaby dążyć.

Dziewczyna przeczesała ręką swoje brązowe, lekko kręcone włosy, odgarniając je z jej zarumienionej twarzy. Kilka bransoletek zsunęło się z jej szczupłego nadgarstka, praktycznie do łokcia. Zapatrzona w księżycowe odbicie w oczku wodnym, co jakiś czas upijała trochę swojego piwa, które nawet jej nie smakowało.

- Wiesz, zastanawiam się czasem, po co my tak właściwie istniejemy – Odezwał się ktoś obok, na co szatynka lekko się wzdrygnęła. Była tak zajęta myśleniem oraz podziwianiem rzeczy dookoła niej, że nawet nie zauważyła jak brunet, na oko w jej wieku, może rok starszy, zajął miejsce zaraz przy niej. Chłopak oparł ręce na trawie, lekko odchylając się w tył – Człowiek się rodzi, po to, aby przez sześć pierwszych lat swojego życia uczęszczać do jakiegoś cholernego przedszkola, gdzie każą ci wszystkiego próbować, uczą cię mówić tego, co chcą abyś mówił i starają się wychować na dobrego człowieka. Przez następne dwanaście lat, nie wychylasz nosa z książek, spędzając połowę dnia w czymś co nazwano szkołą, z ludźmi których prawdopodobnie nie znosisz i to właściwie tylko po to, żeby przez następne cztery lata znowu się uczyć. I gdy jakimś cudem nie wykończysz się fizycznie i psychicznie, musisz walczyć o posadę w jakimś wysokim, oszklonym biurowcu, żeby mieć gdzie mieszkać, móc płacić rachunki i nie umrzeć z głodu. Pracujesz po osiem, dziewięć godzin dziennie tylko po to, żeby zmęczonym wrócić do domu, położyć się na wytartej już kanapie i zacząć oglądać jakieś ogłupiające cię seriale, przerywane komercyjnymi reklamami, rzeczy które musisz rzekomo musisz mieć, ale tak naprawdę są ci na cholerę potrzebne. Po pięćdziesięciu latach ciężkiej roboty, jesteś stary, zmęczony i niespełniony. Do grobu ci już bliżej niż dalej a ty nagle orientujesz się, że zapomniałeś o marzeniach, że nie osiągnąłeś nic co by cię zadowoliło. Masz dwójkę dzieci, które najprawdopodobniej odwiedzają cię tylko na święta, dzwoniąc trzy razy w roku żeby sprawdzić czy dalej żyjesz. Żonę, która podobnie jak ty, musi dawać radę za grosze z emerytury. Wszystko cię boli, okazuje się, że na lekarstwa wydajesz więcej niż na jedzenie. Nim się obejrzysz, leżysz już w zimnej kostnicy, owinięty w czarny foliowy worek. Więc tak właściwe po co żyć?

Liliana z lekko otwartymi ustami, zaskoczona wpatrywała się w profil bruneta. Był bardzo skupiony na swojej wypowiedzi, niezwykle spokojny i opanowany. Jego głos cały czas miał jedną barwę oraz jeden ton, a oczy podobnie jak jej przed momentem, uporczywie wpatrywały się w jeden punkt.

Dziewczyna opuściła głowę, zdając sobie sprawę z tego, że chłopak naprawdę miał rację. Przez osiemnaście lat swojego życia, praktycznie cały czas się uczyła, chodziła na dodatkowe lekcje francuskiego oraz gry na pianinie, tylko po to, aby za dwa miesiące zacząć naukę na jednym z najlepszych uniwersytetów w całej Ameryce. Nigdy nie miała chłopaka, nigdy nie wagarowała, nigdy nie została za karę po lekcjach. Jej jedyną satysfakcją był fakt, że rodzice naprawdę byli z niej dumni. Tyle że ona sama nie była.

- Może trzeba jakoś ten schemat zmienić – Odezwała się, zaciekawiając tym bruneta. Spojrzał w jej kierunku, uważnie lustrując jej drobną twarz. Mimo ciemności panującej na zewnątrz zauważył, że miała duże, śliczne oczy, mały zgrabny nosek oraz dosyć długie włosy, opadające na jej szczupłe ramiona – Skoro już wiesz, że twoje życie będzie rutyną, zrób wszystko aby do tego nie doprowadzić.

- Jestem Calum – Wystawił w jej kierunku swoją opaloną dłoń, delikatnie się uśmiechając. Uścisnęła jego rękę, krzywiąc się lekko, że była przy nim tak bardzo blada. Słońce raczej jej nie lubiło i gdy tylko złapała jakieś jego promienie, zamiast brązowej, pięknej opalenizny, jej skóra robiła się czerwona, tylko po to, żeby zaraz zacząć się łuszczyć.

- Liliana.

- Więc Lily – Dziewczyna zacisnęła zęby, słysząc jak chłopak zdrobnił jej imię. Nienawidziła tego skrótu, ale po chwili namysły stwierdziła, że nie będzie nic mówić – Co ty na to żebyśmy odbiegli od tego rutynowego życia? Chociaż teraz, puki trwają wakacje.

Liliana zamyśliła się na chwilę. Co prawda nie miała większych planów na wakacje. Oszczędzała pieniądze żeby jakoś funkcjonować w nowym mieście, więc żadne wyjazdy w egzotyczne miejsca nie miały szans na realizację. I gdy jej mózg zaczął mówić, że przecież ledwo poznała tego chłopaka i tak naprawdę nic o nim nie wie, mentalnie się spoliczkowała. W końcu chciała uciec od rutyny, a nie jej dokładać.

- Zgoda.

Szatynka podniosła się z dywanu, kierując do swojej średnich rozmiarów szafy. Wyciągnęła poprzecierane już szorty oraz zwykłą białą koszulkę, po czym zakładając na stopy swoje stare, znoszone trampki, wyszła ze swojego skromnego mieszkania. Ciepłe powietrze dosłownie buchnęło jej w twarz gdy wyszła z klatki schodowej, a słońce nakazało zmrużyć oczy. Gorąca para unosiła się znad asfaltu, a każdy normalny człowiek chował się po domach, za wszelką cenę chcąc uniknąć tej pogody. Było duszno, wilgotno i bardzo ciepło.

Liliana skierowała się w stronę domu swojej przyjaciółki. Miała zamiar wyciągnąć ją na jakąś imprezę i zważywszy na to, że była sobota, chciała się porządnie upić i zapomnieć o wszystkim, co sobie dzisiaj przypomniała.


a/n

hejka wam. Pierwsza i myślę że ostatnia notka. Zazwyczaj przychodziło mi pisać długie i wesołe opowiadania/fanfiction. Chciałam spróbować czegoś nowego, więc: jest to short story, o calumie (o którym nigdy nie pisałam jako o postaci pierwszoplanowej) i w dodatku może nie jest to smutna historia, ale moim zdaniem dająca trochę do myślenia. Może tylko ja ją tak odbieram, nie wiem. W każdym razie rozdziałów nie będzie zbyt dużo i jak widzicie są one krótkie ale nazwa "short story" zobowiązuje.

Jeśli się wam spodoba to liczę na jakieś komentarze/gwiazdki, co tam chcecie. 

You Complete Me| c.h.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz