Szłam szybkim krokiem w stronę szkoły. Zajebiście, pierwszy dzień, a ja już będę spóźniona. Nie chciałam zwracać na siebie uwagi, ale teraz z pewnością było to nieuniknione. Zastanawiałam się przez chwilę, czy nie zawrócić do domu, ale w ostateczności wolałam nie robić sobie kłopotów. To nie tak, że jestem grzeczną i posłuszną dziewczynką. Mam za sobą wiele nieprzyjemnych rzeczy. Z czasem to zrozumiecie. A może i nie.
Pogoda była ponura. Niebo zasnuwały ciężkie, stalowe chmury. Widać było, że zanosi się na burzę, więc tym bardziej chciałam znaleźć się w szkole jak najszybciej. Zawitać tam jako zmokła kura? Nie, stanowczo odpadało. Pierwsza zasada to nie rzucać się w oczy, jakoś przeżyć ten dzień i do domu. I tak aż do piątku. A potem znów to samo. Wiem, że mogło to być trudne, ale musiałam się postarać. Dla samej siebie. Dla rodziców, którzy z mojego powodu i troski o mnie, przeprowadzili się aż za ocean, tutaj, do Londynu. Byłam im za to dozgonnie wdzięczna.
Spojrzałam na zegarek i przyśpieszyłam kroku, prawie biegłam, kiedy wyszłam za róg i zwolniłam, gdyż paredziesiąt metrów przede mną stała grupka chłopaków. Wszystko było by okej, pewnie nie zwróciłabym na nich uwagi, gdyby nie fakt, że nie rozmawiali a skakali sobie do gardeł. Jeden z nich, blondyn, odciągał ciemnowłosego kolegę od typka w czerwonej czapce, który o mało nie walnął mu prosto w twarz. Ciemnowłosy zrobił szybki unik, odepchnął blondyna i znów przystawił się do gościa w czerwonej czapce jakiejś drużyny footbalowej. Jego koledzy tylko stali i wykrzykiwali, żeby ten się z nim nie bawił. Z tego, co wywnioskowałam, ciemnowłosy i blondyn byli we dwoje. Tamtych było czterech. Niedobrze. Powoli szłam dalej. Nie mogłam się zatrzymać, bo już w ogóle nie zdążyłabym na pierwszą lekcje. A tak mam jeszcze szanse. Małe, ale zawsze. Zbliżałam się do nich coraz bardziej. I coraz więcej słyszałam.
- No dalej, frajerze. Bez kolegów już nie jesteś taki twardy, co?! - krzyczał ten w czerwonej czapeczce, która coraz bardziej zaczęła mnie denerwować.
- Harry, daj spokój, to nic nie da. Chcesz mieć znowu kłopoty? - powiedział blondyn do ciemnowłosego. Z bliska widziałam, że jest przystojny, a jego oczy były niesamowicie zielone. Włosy miał dłuższe, lekko kręcone. Był ubrany na czarno, a na rękach dało zauważyć się parę tatuaży. Odwrócił się w stronę blondyna, już chciał coś powiedzieć, kiedy Czapeczka znów się odezwał.
- No, lepiej posłuchaj swojego chłopaka, Harry, dobrze ci radzi. - cała grupka zarechotała głośno. Harry, wykorzystując chwilę gdy tamci "zwijali" się ze śmiechu, wyprowadził cios prosto w nos tego frajera. Krew od razu polała się na wszystkie strony, chłopak zatoczył się do tyłu wpadając na swoich zszokowanych kumpli, a po chwili poleciała prosto do kałuży. Patrzyli na niego z otwartymi ustami, a on niezdolny do niczego, tylko wyklinał pod nosem. Uśmiechnęłam się w myślach szeroko niczym kot z Cheshire. Stałam już tak chwilę, przyglądając się całemu zajściu. Jego cios był bezbłędny, wykonany perfekcyjnie i płynnie. Jakby ćwiczył go latami.
- Zapłacisz mi za to, Styles! - wykrzyknął, a ten w odpowiedzi tylko się uśmiechnął, po czym odwrócił się i spojrzał prosto na mnie. Uśmiech szybko zniknął. Sparaliżowało mnie, nie wiedziałam co robić. Uciekać, czy stać i czekać, co się wydarzy? Nie musiałam jednak długo się zastanawiać, gdy owy Styles odwrócił się, chwycił blondyna za ramię i szybkim krokiem oddalili się w sobie tylko znanym kierunku. Korzystając z tego, że tamci zbierali z ziemi poszkodowanego kumpla, puściłam się pędem w stronę szkoły.
W momencie, w którym wbiegłam przez drzwi wejściowe do budynku, nad głową zabrzmiał mi dzwonek, a za plecami lunęła ściana deszczu. Może i mam dzisiaj szczęście?***
Gówno prawda. Coś takiego, jak szczęście nie istnieje. Wymyślili to ludzie, którzy całe życie mieli pecha i łudzili się, że kiedy coś im wyszło, mieli szczęście. Wmawiali sobie, że wszystko dobrze, a potem lądowali na dnie. Tak, jestem pesymistką. I mam ku temu swoje powody.
Wbiegłam więc do szkoły, a za mną rozpadało się na dobre. Ruszyłam w stronę sekretariatu. Znalezienie go nie było trudne dzięki małym wskazówkom w postaci strzałek z napisem "SEKRETARIAT". Tak powinno być w każdej szkole. Kiedy już znalazłam się pod drzwiami, zapukałam pewnie i weszłam do środka. Przywitało mnie ciepłe, drewniane wnętrze, i tak samo drewniana lecz zimna pani. W sensie, nie taka z drewna. Otóż siedziała wyprostowana na krześle, jakby miała kij w d... tam, gdzie promienie słoneczne nie dochodzą, a głowę lekko pochylała nad stertami papierów. Podeszłam do jej biurka, niepewnie odchrząkując, a ona podniosła na mnie wzrok. Zimny, bezlitosny, jakby chciała przekląć każdego, kto śmie jej przeszkodzić.

CZYTASZ
Shades of past
RomanceSelene, po traumatycznych przeżyciach i pobycie w ośrodku dla "trudnej młodzieży", razem z rodzicami przeprowadza się ze słonecznej Californi aż za ocean, do deszczowego Londynu. Ma nadzieję wrócić do swojego dawnego życia. Zaczyna uczęszczać do pub...