ROZDZIAŁ II

273 23 5
                                    

Cam! Cam! Caaaaaam!!! - Lily woła mnie z kuchni na śniadanie. - Cam schodzisz już?

Jest już godzina dziewiąta rano. Po wczorajszej ,,przechadzce,, jestem tak zmęczona, że najchętniej spałabym jeszcze przez dobry tydzień. Podczas przeczesywania lasu napotkaliśmy trzech wampirów, którzy porwali nie wiadomo skąd jakąś nieprzytomną dziewczynę na oko trochę starszą ode mnie. Zaczęli uciekać więc my musieliśmy zacząć ich gonić. Po jakiś dwóch lub trzech godzinach zrozumieli, że nasza wataha nie odpuści, wiec wyrzucili dziewczynę, którą na szczęście Edan (następny z moich braci) złapał ją w locie zanim uderzyła o drzewo. Musieliśmy z nią coś zrobić także mamy ją teraz u siebie i podejrzewam, że jeśli się obudziła to siedzi na dole w jadalni jedząc ze wszystkimi śniadanie. 

Po chwili gdy uznałam, że jestem w stanie wstać, ubrałam się i zeszłam na dół.

- No witamy - przywitał się ze mną Max.

- Cześć - odpowiedziałam i zajęłam swoje miejsce przy stole obok Leo. 

Zaczęłam nakładać sobie jajecznicę, kiedy przerwał mi jakiś nieznany mi głos. Podniosłam głowę z nad talerza i dopiero teraz kapnęłam się, że na końcu stołu siedzi dziewczyna, którą wczoraj uratowaliśmy. Miała bladą cerę, trochę piegowatą, jasne blond włosy z lekkimi rudawymi refleksami. Dość wysoka, szczupła, członki pozbawione widocznych mięśni.

- Dziękuję wam wszystkim, że mnie uratowaliście - powiedziała to tak niewinnie i słodko, że aż zachciało mi sie rzygać. - Cześć jestem Mary - powiedziała chyba do mnie.

- eeee cześć - odpowiedziałam najgrzeczniej jak umiałam odpowiedzieć zwykłemu człowiekowi, a jak wiadomo nie przepadam za towarzystwem zwykłych śmiertelników. - Jaa....jestem....Cam.


- twój tata mi mówił że niosłaś mnie tutaj do domu na zmianę z twoim bratem Leo.

Po wspomnieniu słowa ,,tata,, Max podniósł głowę z mega zdezorientowaną miną. Nie nazywamy go tak, ponieważ nie jesteśmy rodziną tylko watahą, a w tym jest duża różnica.

- Ta - odpowiedziałam trochę niewyraźnie, bo miałam kanapkę w buzi.

Na tym skończyła się cała rozmowa, ponieważ większość wilkołaków przy stole zjadło i po prostu odeszło. Zostałam tylko ja, ta dziewczyna Mary i jeden z moich braci Ivan.

- Ej może weź się z nią zakumpluj. W końcu to dziewczyna a raczej ty nie utrzymujesz raczej kontaktu z dziewczynami - Ivan powiedział to do mnie z ironią, ponieważ dobrze wie, że nie mam zamiaru zawierać znajomości a co dopiero przyjaźni z ludzką dziewczyną. Po prostu wiem, że się nie dogadam i koniec.

- Nie myśl sobie - po tych słowach walnęłam go pod stołem w piszczel tak mocno, że podskoczył na krześle i zaczął rozmasowywać bolące miejsce. Hahaha ach tak wilkołacza siła.

Po skończonym śniadaniu poszłam do siebie. Rzuciłam się z laptopem na łóżko z zamiarem oglądania mojego serialu Teen Wolf, lecz przeszkodziło mi (znowu) pukanie do drzwi.

-Prooosze!

Do pokoju wszedł nie kto inny jak Mary. Tej tu jeszcze brakowało.

-Hej, pomyślałam, że skoro dom jest pełen chłopców a ty jesteś jedyna dziewczyną...

- Jest jeszcze Lily - odpowiedziałam szorstko.

-No tak ale ona jest zajęta bo zaraz idzie do sklepu po jedzenie - odpowiedziała już bardziej nieśmiało.

- Aha...

- To mogę z tobą posiedzieć? - spytała się.

- Niech ci będzie, ale nic nie gadaj, bo będę oglądać serial.

- A co oglądasz?

- Teen Wolf....a teraz japa - odpowiedziałam juz zirytowana ogólną jej obecnością.

Przez następne trzydzieści pięć minut o dziwo był cicho. Gdy się skończył serial chciała coś powiedzieć, ale przerwało jej gwałtowne otworzenie się drzwi. Był to Leo.

- Ej Cam idziesz się posiłować w lesie? - zaproponował Leo.

- Czemu nie - odpowiedziałam z radością, bo po pierwsze uwielbiam siłowanie się a po drugie mogłam pozbyć się tej natrętnej ludzkiej dziewczyny.

Potem do wieczora bawiliśmy się w lesie co jakiś czas zmieniając grę, ponieważ dołączali do nas inni członkowie watahy. Nie wiem co w tym czasie robiła Mary, lecz mało mnie to interesowało i bawiłam się dalej.

Pod wieczór była kolacja a po kolacji tylko Max, Jake i Charlie poszli na patrolowanie lasu, ponieważ dzisiaj jest sobota a w weekendy mamy dyżury. Co tydzień inne trzy osoby idą na patrol. 

Ja po zjedzeniu spokojnie poszłam sie wykąpać i z ulgą położyłam się spać. Nareszcie spokój.

Lecz po pięciu minutach ktoś znowu zapukał do mojego pokoju lecz nic nie odpowiedziałam. I dobrze, bo ten ktos juz nie puknął drugi raz i odszedł. Teraz moge spać spokojnie.


Być wilkołakiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz