ROZDZIAŁ IV

211 16 2
                                    

Obudziłam się. Nie słyszę żadnych głosów, więc pewnie jeszcze nikt nie wstał. Zgłodniałam po wczorajszym nocnym treningu nad źródełkiem, toteż zeszłam na dół by wziąć coś do jedzenia. Tak samo jak obudziłam się w nocy, lecz po wejściu do salonu nie zastałam na szczęście Mary. Zanim się obejrzałam większość wilków weszła do jadani, więc zrezygnowałam z otworzenia lodówki.

- Siemanko - powiedział do mnie Leo.

- Hej - odpowiedziałam.

- Ej idziesz dzisiaj nad jezioro? - spytał.

- Jasne! - przytaknęłam.

Leo jest dla mnie jak brat. Wszystko robimy razem. Jestem z nim bardziej związana niż z innymi członkami watahy, pewnie dlatego, że najwięcej czasu spędzam w towarzystwie właśnie Leo.

- A nad jakie jezioro biegniemy? - spytałam, bo w okolicy jest dużo jezior.

- Nad wilcze jezioro. Jest tam dzisiaj festyn organizowany przez Alfy wszystkich watah w okolicy. Max i Lily tam też będą i o ile wiem Edan, Jeremi i Ivan też idą. Jake mówił, że musi coś załatwić, a Charlie nie wiem czemu nie idzie. Pewnie po prostu nie chce mu się. 

- O to super! Jeszcze nigdy na czymś takim nie byłam - oznajmiłam.

- Bo to dopiero taki pierwszy festyn. Jeśli pomysł wypali, będą organizować go co roku - odpowiedział Leo.

Zanim zdążyłam jeszcze coś powiedzieć zostało podane na stół śniadanie. Tym razem na talerz nałożyłam sobie sporą porcję twarożku ze szczypiorkiem, pomidora, dwie bułki i salami.

Po skończonym posiłku poszłam się przebrać na dzisiejszy festyn. Ubrałam granatowe szorty wytarte na udach i koszulkę z nadrukowanymi wilczymi zębami oraz czarne Conversy.

Około godziny czternastej ruszyliśmy na festyn. Gdy wbiegliśmy do lasu zaczęliśmy się zmieniać. Dopiero gdy zobaczyłam, że wszyscy są już wilkami, zorientowałam się, że nie ma z nami Mary. Ciekawe gdzie jest, ponieważ nie było jej na śniadaniu, ale Jake'a też nie było. Ciekawe...

Przestałam o tym myśleć gdy dobiegliśmy na miejsce. Jest tu tak niewyobrażalnie czadowo. Wszędzie czuję zapach samych wilkołaków. Cała plaża jest zapełniona różnymi stoiskami z wilczymi gadżetami, koszulkami itp. Na środku stoi scena, na której gra moja ulubiona kapela The Wolf Gang, którzy też są wilkołakami. A jak żeby inaczej. Wszędzie gdzie się spojrzy widać chorągiewki z logo śladzie po rozcięciu wilczymi pazurami. Ponad to na festynie organizowane są najróżniejsze konkursy od kto wykopie największy dół po wyścigi pływackie w ciele wilków. Niesamowite. Gdy wszystko to do mnie dotarło ruszyłam do zabawy. Najpierw podbiegłam pod scenę, przepychając się między innymi wilkołaczkami. Jak już mówiłam jestem wielką fanką zespołu, który tu gra więc zaczęłam tańczyć i śpiewać. Później gdy zaczęli grać piosenkę, w której biorą jedną fankę z widowni by z nimi na scenie tańczyła i śpiewała wzięli właśnie mnie. Omal się nie popłakałam z radości, ale wilkołaki nie płaczą.

Gdy już sobie potańczyłam i pośpiewałam oraz zrobiłam fotkę i wzięłam autograf od The Wolf Gang poszłam korzystać z innych atrakcji.

Gdy skończył się festyn, musieliśmy wracać do domu. Miałam tyle nagród, że nie wiedziałam jak się z tym zabiorę, więc poprosiłam braci by każdy wziął po jednej. W sumie miałam ich 5: za wyścig na plaży, za najszybsze zjedzenie hot-dogów, za najwięcej złapanych piłek żucanych w stylu ,,aport,, , za wygraną w wyścigu pływackim pieskiem oraz za zapasy. Byłam z siebie dumna.

Gdy wróciliśmy do domu byli tam już Jake i Charlie oraz Mary. Nie zwracając na nich uwagi, zebrałam wszystkie nagrody i poszłam do pokoju je odłożyć. Potem zeszłam na kolacje.

Po kolacji Miałam swój dyżur na patrolowanie lasu wraz z Leo i Jeremim. Wybiegliśmy z domu i po krótkim biegu wgłąb lasu zaczęliśmy rozmowę, którą to ja rozpoczęłam.

- Co myślicie o tej Mary? - spytałam w myślach.

- Myślę, że już za długo u nas jest. W końcu jej się nic nie stało, także po co u nas nadal jest? Przecież wie gdzie mieszka itd. - pomyślał Jeremi.

- Zgadzam się z nim - odparł Leo.

- Może powinniśmy wspomnieć o tym Maxowi? - zaproponowałam.

- Jesteśmy za! - jednocześnie pomyśleli Jeremi i Leo.

- Psuje ona nasz harmonogram. Przez nią nie patrolujemy lasu całą watahą tak jak wcześniej tylko trójkami - zażalił się Leo.

- Także postanowione - ogłosił Jeremi.

- Idziemy z tym do Maxa - dopowiedziałam.

- Ale to jutro. Bo dzisiaj jest już za późno - pomyślał Leo.

Po kilku godzinach patrolowania lasu i innych rozmowach wróciliśmy do domu. Gdy weszliśmy frontowymi drzwiami do salonu, zobaczyliśmy jak Max rozmawia z Jakiem i z Mary. Ciekawe o co chodzi... 

Nie przeszkadzając im, po cichu poszłam do swojego pokoju. Wzięłam piżamę i ruszyłam do łazienki, w której wzięłam prysznic. Potem położyłam się do łóżka, lecz nie mogłam zasnąć, bo męczyła mnie ta myśl o sytuacji, która napotkaliśmy w salonie. Bałam się, że to była poważna rozmowa decydująca o zmianach, które mogą niedługo nastąpić...

***************************************************************************************************** Jak myślicie o czym rozmawiał Max z Jakiem i Mary? Możecie pisać swoje przypuszczenia w komentarzach a odpowiedź dostaniecie niedługo :) Proszę też bardzo o głosy i inne komentarze z tym co mogę ewentualnie pozmieniać oraz co wam się podoba :)

Być wilkołakiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz