20. "Ciocia Kim?"

201 13 11
                                    

Budzę się z ogromnym bólem głowy i zatkanym nosem. Wszystko mnie tak właściwie boli. Nie umiem się ruszyć. Już od wczoraj mam kaszel. To przez tą sobotnią ulewę. Och, muszę iść do szkoły. Mam konkurs matematyczny. Obiecałam, że będę. Może uda mi się przemknąć pod czujnym okiem Ryana. Jest tak zaaferowany sprawą Kenny, że nic nie zauważy.

A właśnie, Kenna.

Kiedy przyszła tutaj, Ryan bez słowa wciągnął ją do gabinetu i zamknął drzwi na klucz! Słyszałam zgrzyt. Mam nadzieję, że rozmawiali tylko o pieniądzach. Gdy wychodziła, pierwszy raz widziałam u niej prawdziwą wdzięczność. Czyli teraz będzie zabawa w akcję charytatywną. Nie wiem, co Ryan jej zaproponował i nie chcę wiedzieć. Niech zachowają to dla siebie.

Deli zaczyna ściągać ze mnie kołdrę. Mądry pies, wie, że trzeba wstać. Tak więc wstaję i wlokę się na dół. Kręci mi się w głowie. Kurczowo trzymam się balustrady. Oczywiście mam pecha i natykam się na Ryana, kładącego w przedpokoju torbę z laptopem.

- Jak się spało? - pyta wesoło.

- Niedobrze mi. - mówię prosto z mostu, czując, że będzie potrzebne wiadro. 

- Może masz gorączkę. - marszczy brwi. - Jesteś blada jak ściana.

Zasłaniam usta, starając się nie zwymiotować na niego. Ryan widząc to, odsuwa się ode mnie.

- Do łazienki. - mówi krótko. 

Mnie nie trzeba powtarzać dwa razy. Biegnę do niewielkiego pomieszczenia. Robi mi się lepiej po opróżnieniu żołądka. Przepłukuję usta i wychodzę. Kieruję się do kuchni, żeby napić się wody. Zastaję tam rozmawiającego przez telefon Ryana. Nie obchodzi mnie z kim i o czym rozmawia. Umieram.

- Max, dzisiaj pojadę z tobą do lekarza. - mówi, kończąc połączenie.

- Nie, muszę iść do szkoły. Mam konkurs. - opieram się o blat.

- Wiem, ale lepiej, żebyś została w domu. Jeszcze mi w tej szkole zemdlejesz.

- Nie.

- Załatwiłem sobie dziś wolne, chociaż miałem mieć spotkanie w sprawie trasy. I pójdziesz do lekarza, choćbym miał cię do siebie przywiązać. 

- Nie... - miękną mi kolana. 

- Max, wszystko dobrze? - Ryan kładzie swoją dłoń na moich plecach. 

Nie jestem w stanie odpowiedzieć. Opadam w ramiona Ryana wzbudzając szczekanie Deliego.

- Max! Cholera jasna. I ty chcesz iść do szkoły. - burczy Ryan, pryskając wodą na moją twarz.

Nie straciłam przytomności. Zwykłe omdlenie. Nie ma powodów do zmartwień. Mimo tego Ryan podnosi mnie w powietrze i zanosi do mojego pokoju. Kładzie mnie na łóżku i przykrywa kołdrą. Och, jak mi zimno. Cała się trzęsę. Ryan znika na kilka minut z pola mojego widzenia. Po chwili wraca. Kładzie na szafce szklankę z bursztynowym płynem. Pojawia się też biała tabletka i termometr rtęciowy.

- Weź tabletkę i zmierz sobie gorączkę. Zaraz wracam.

Wykonuję oba polecenia. Ledwo co poruszam ręką. Nie doszłabym nawet do drogi, a co dopiero do szkoły. Po chwili patrzę na termometr. Och... Nie wiem, czy dobrze widzę...

- Pokaż. - Ryan wraca i wyciąga rękę po przedmiot.

Również na niego spogląda. Ze świstem wciąga powietrze. 

- Czterdzieści stopni! I ty z taką gorączką chcesz do szkoły iść?! Mowy nie ma. Dzwonię do doktora.

Nie mam siły, żeby zaprotestować. Rejestruję jedynie, że Ryan wychodzi z pokoju z telefonem w ręce, a potem... Pustka.

Au Revoir (Ryan Tedder fanfiction)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz