7

221 18 2
                                    

Piątek, 2 października


Melody...

Modlę się, aby dzisiejszy wieczór nie był żartem jakiegoś popularnego bogatego dzieciaka.

Nie dotykam alkoholu cały wieczór. W kieszeni trzymam dwa banknoty wygrzebane z mojej skarbonki.

Siedzę na kanapie i obserwuję, jak dziko połykasz następne porcje alkoholu. Bełkoczesz coś do barmana, z Twoich oczu płyną łzy wielkości ziaren grochu i rozmazują Twój idealny makijaż. Tak bardzo źle mi na to patrzeć.

Twojego chłopaka nie ma nigdzie w pobliżu, kiedy wstajesz i chwiejnym krokiem kierujesz się w stronę łazienki. Zrywam się z kanapy i, przeciskając się między ludźmi, docieram do Ciebie, zanim zamykasz za sobą drzwi.

Patrzę, jak upadasz na dywanik przed wanną i płaczesz głośno. Bez większego zastanowienia siadam obok Ciebie, a ty przytulasz mnie mocno.

Moje serce bije jak szalone. Nabieram w sobie tyle odwagi, że biorę Cię na ręce i wychodzę na zewnątrz. Dygoczesz z zimna, więc przytulam Cię mocniej. Wtedy orientuję się, jaka jesteś chuda.

Dzwonię z Twojego telefonu po taksówkę, która zabiera nas do mojego domu. Daję mężczyźnie za kierownicą dwa pomięte banknoty, tym samym pozbawiając się środków do życia.

Od razu kładę Cię na łóżku i przebieram w prowizoryczną piżamę składającą się z mojej koszulki i jakichś mniejszych ocieplanych dresów. Ani przez chwilę ni myślę o seksie. Nie jestem taki.

Zmywam delikatnie twój zdewastowany makijaż wodą i jakimś płynem znalezionym w szafce mojej mamy. Wyglądasz tak pięknie bez tej tony tuszu do rzęs

Nareszcie kładę się koło Ciebie i obejmuję ramieniem Twoje filigranowe ciało, a ty zasypiasz spokojnie.


Wtedy uświadamiam sobie, jak bardzo Cię kocham.


Niall


Dear Melody... // n.h.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz