Sobota, 3 października
Melody...
Budzę się, a Ty nadal śpisz wtulona w moje ciało. Jestem taki szczęśliwy. Kocham Cię tak mocno.
Głaszczę Cię po policzku i delikatnie wychodzę z Twoich objęć. Opatulam Cię szczelnie kołdrą. Na szafce nocnej stawiam szklankę z wodą i tabletkę przeciwbólową.
Ruszam w stronę kuchni, ale przypominam sobie, że moja lodówka świeci pustkami. Przeszukuję cały salon i trafiam na puszkę, w której znajduję kilka monet, za które mogę zrobić małe zakupy. Narzucam na siebie bluzę i pędzę do sklepu na rogu ulicy. Kupuję bułki, serek, kawałek jakiegoś mięsa, paczkę herbatników i karton soku pomarańczowego. Przy kasie brakuje mi kilku pensów, ale jakaś miła starsza pani pożycza mi pieniądze, dzięki czemu mogę zapłacić za zakupy.
Wracam do domu, odkładam zakupy na blat w kuchni. Idę sprawdzić, czy się już obudziłaś.
Łóżko jest puste.
Na poduszce leży moja koszulka i spodnie, w których spałaś. Podnoszę je drżącymi dłońmi. Pachną Tobą. Dotykam pustego miejsca na łóżku. Jest ciepłe. Wyszłaś niedawno.
Czuję, jak moje serce znów się tłucze. Płaczę teraz jak małe dziecko.
Uciekłaś.
Uciekłaś ode mnie.
Niall
Widzę, że to fanfiction cieszy się coraz większym uznaniem i moje małe serduszko rośnie jak babeczka w piekarniku <3
Dziękuję z całego serduszka za każdy głos, komentarz, wyświetlenie <3PS. Polecicie mi jakieś książki w stylu Johna Greena lub Rainbow Rowell? ;)