Rozdział I

42 2 0
                                    

Leila siedziała na skórzanym fotelu w rogu pokoju, obserwując ruchy Andresa. Delikatnie i z niesamowitą precyzją zajmował się ręką Sharon. Męczyły ją wyrzuty sumienia, uważała, że zanim Sharon została ranna, to mogła coś zrobić, coś szybko wymyślić. Jakkolwiek zaatakować Diego.

- Przestań się zadręczać - uśmiechnęła się do Sharon.

- Przepraszam - wykrztusiła odrzucając do tyłu swoje czarne włosy.

- Za co? Przecież to nie twoja wi... naaa! - krzyknęła, a Leila wybałuszyła oczy.

Andres w palcach trzymał kulę, która wcześniej znajdowała się w ramieniu Sharon.

- Wybacz, że zabolało - powiedział, owijając bandażem jej rękę. - Inaczej się nie dało. No i gotowe - zawiązał go starannie.

Chłopak był lekarzem w CARDS. Według całej reszty był bez wątpienia najbardziej pozytywną osobą, jaką mieli. Zawsze pomocny, dobry i wyrozumiały. We wszystkim potrafił znaleźć dobre strony i przeważnie starał się łagodzić nawet najgłupsze spory, które przeważnie rozgrywały się między Isabellą i Luckym. Jednak nie był on ciapą, która nie potrafi sobie radzić. Był specjalistą od broni, potrafił ją doskonale zakamuflować i to on przeważnie zajmował się jej kupnem. W dodatku świetnie posługiwał się karabinami snajperskimi.

- Dziękuję - Sharon podniosła się z łóżka szpitalnego i rozciągnęła się, uważając na rękę. - Nie chcę więcej przez to przechodzić. Jednak jeśli do tego dojdzie, to mam nadzieję, że ty mnie będziesz opatrywał.

- Następnym razem doradzam ci wziąć więcej amunicji - uśmiechnął się.

- Wezmę nawet trzy razy więcej! - po tych słowach zwróciła się do Ravena, który do tej pory siedział w milczeniu pod ścianą. - Tobie też chcę podziękować. Gdyby nie ty...

- Daj spokój - machnął ręką. - Wszyscy musimy sobie pomagać - wstał spod ściany, a Leila westchnęła topiąc wzrok w podłodze. - Mafia to jedna, wielka rodzina.

- Jestem zmęczona - czarnowłosa ruszyła w kierunku drzwi.

Raven spojrzał na nią pytająco. Znał siostrę i wiedział, że łatwo jej nie przejdzie, więc uznał, że nawet nie opłaca się jej przekonywać, bo to nigdy nic nie daje.

- Jak ty coś sobie ubzdurasz to koniec świata - powiedział pod nosem, a dziewczyna rzuciła mu gniewne spojrzenie.

- Nie mogę być po prostu zmęczona?

- Czy ja coś mówię? - wzruszył ramionami.

- Ja też w sumie jestem - powiedziała szybko Sharon i ruszyła za Leilą. - Dobranoc.

- Do jutra - Andres pomachał im na pożegnanie, a one wyszły na korytarz i pokierowały się po schodach prowadzących do wyjścia z piwnic.

Dom, w którym wszyscy mieszkali, a właściwie wielka rezydencja, znajdowała się na bogatych przedmieściach Carson City. Mieściły się w niej cztery łazienki, ogromny salon, w którym najczęściej przesiadywali, kila sypialni na piętrze, a najwyżej pokoje typu: biblioteka i siłownia. Ponadto znajdowały się tam tzw. części piwniczne jak skrzydło szpitalne, skład broni i kilka celi na specjalne okazje. Poza domem znajdowały się dwa ogromne garaże, w którym Leonardo-  szef mafii, parkował swoje „zabawki".

Dziewczyny po wejściu do holu, aby dojść do swojej sypialni, musiały wejść przez ogromne schody, które na półpiętrze rozdzielały się na dwie strony, z których każda prowadziła do korytarza z kilkoma sypialniami i dwiema łazienkami. Na końcu każdego z dwóch korytarzy rozchodziły się kolejne, węższe schody, które łączyły się na ostatnim piętrze gdzie była reszta pomieszczeń.

MozaikaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz