- Pobudka! – na cały dom dało się słyszeć walenie w patelnie.
Isabella otworzyła powoli oczy, będąc już od samego rana zirytowana. Spojrzała na leżącego obok niej Ethana i szturchnęła go. Miał kamienny sen, więc hałas nie robił na nim wrażenia.
- Co jest? – przebudził się, po czym zmrużył oczy wsłuchując się we wrzaski. – To Leo?
- Na to wygląda – przeciągnęła się. – Chyba mu przeszło.
- Tak nagle? – wstał z łóżka i zaczął ubierać naszykowane poprzedniego wieczoru spodnie. – To raczej niemożliwe.
- Może nie tyle, co mu przeszło, ale postanowił się tak tym nie zadręczać. I słusznie – poszła prosto do łazienki, a Ethan po ubraniu się zszedł na dół do salonu.
Lucky siedział na kanapie bez koszulki, ledwo żywy, wiążąc sobie na głowie swoją ulubioną czerwoną bandamę. Z kolei Sharon była w świetnej formie, od rana wypoczęta i pełna energii chodziła po pokoju i sprawdzała coś w telefonie.
- Gdzie reszta? – spytał Ethan. – Leonardo nas pobudził, a nawet jego tu nie ma.
- Wszystko mi jedno – powiedział Luke, po czym ziewnął i kontynuował. – Ważne, że coś się w końcu dzieję.
- Gówno prawda – do reszty dołączyła Isabella. – Skoro już zaczęło coś się dziać, to nie mogło koło czternastej?
- Daj spokój – Sharon uśmiechnęła się . – Kto rano wstaję, temu co?
- Tego wkurwiasz cały dzień?
Sharon zignorowała zgryźliwość koleżanki, ale po chwili dodała.
- Mogłabyś chociaż używać ładniejszego słownictwa.
- Ja tam lubię moje słownictwo – warknęła blondynka. – Masz z nim jakiś problem?
- Musicie tak jazgotać o samego rana? – westchnęła Leila, która właśnie weszła do salonu. – Słuchać się was nie da.
- Jej to powiedz – mruknęła Isabella i usiadła obok Ethana.
Nagle z kierunku drzwi dało się słyszeć odchrząknięcie. Stał tam Leonardo, a za nim wysoki, zielonooki mężczyzna, o jasnobrązowych włosach.
- Co było powodem twoich wrzasków? – spytał Raven, którego jak zwykle nikt wcześniej nie zauważył.
- Przemyślałem sobie wszystko i postanowiłem przedsięwziąć jakieś kroki – powiedział. – Musimy działać, ale nie możemy tak bez zabezpieczenia.
- Zabezpieczenia to rzecz święta – przytaknął Lucky. – Wiecie ile razy prawie zostałem ojcem? Wyobrażacie sobie to?
- Zabić zanim złoży jaja – Isabella pokręciła głową.
- Nie to miałem na myśli – zauważył Leonardo, jednak nie skomentował bardziej, przyzwyczajony już do Luke'a. - To jest Ryan – wskazał na mężczyznę koło siebie. – Nasz nowy lekarz.
Zapadła cisza. Sharon przyglądała się nowemu z ciekawością, jednak prawie cała reszta zachowała się dość obojętnie, uznając w domyśle, że to potrzebne. Prawie cała, bo z wyjątkiem Leili, która patrzała na Leonardo jak na potwora. Mężczyzna to zauważył więc kontynuował.
- Musimy się wziąć ostro do roboty, a bez lekarza byłoby nam ciężko.
- Ale żeby tak od razu zastępować Andres kimś innym? – niemal krzyknęła Leila.
![](https://img.wattpad.com/cover/50193781-288-k816341.jpg)
CZYTASZ
Mozaika
Action"Mafia, to jedna wielka rodzina." - fakt, że na pewno niezbyt pospolita, ale więzi łączące tych ludzi i wspólne przeżycia, sprawiają, że stają się sobie niezwykle bliscy. Mafia Nevady - CARDS, jest jedną z takich rodzin, jednak czy w takim środowis...