- Drogi Williamie – mówił do siebie Leonardo, kręcąc się na krześle w swoim gabinecie – Drogi? Co ja pieprze?
- Właśnie nic i to chyba twój problem – stwierdził Raven stojąc w drzwiach, a Leo podskoczył – Czemu gadasz sam do siebie?
- To nie tak – powiedział na swoją obronę – Trenuję.
- Trenujesz? Można wiedzieć co?
Leonardo wykonał serię niekontrolowanych ruchów i sam rozczochrał sobie włosy. Wstał z krzesła, usiadł, po czym znów wstał, zaczął kręcić się po pokoju i mruczeć coś pod nosem.
- Z tobą naprawdę coraz gorzej – westchnął – Jeśli nie chcesz rozmawiać, to może pójdę, bo mam co ro...
- Nie, nie – zatrzymał go.
- Więc? – Raven rozsiadł się na kanapie – Wydusisz to z siebie?
Leonardo jęknął głośno, po czym usiadł na krawędzi biurka.
- Nie chce tego robić, ale nie ma wyjścia. Nie mamy sprzętu, wszystko trafił szlag w pożarze, policja zaczyna nam się powoli dobierać do dupy, a wy jakby tego było mało ciągle robicie jakieś zamieszanie o byle gówno.
- Daruj zuchwałość – powiedział z ironią – Ale nie jesteś święty. Pomiatasz Ryanem i kłócisz się ciągle z Sharon, więc nie mów, że tylko reszta budzi konflikty – Leo spojrzał na niego znudzony – Co się tak patrzysz? Może się mylę? Nie bądź hipokrytą.
Leo odwrócił od niego wzrok i zaczął krążyć nerwowo po pokoju. Tu przyjrzał się jakimś książką, tu wyjrzał przez okno, tu pokopał śmietnik nogą.
- Odnoszę lekkie wrażenie – Raven uniósł brew – Że tracisz kontrolę.
- Słucham? – spytał oburzony – Co to, to nie. Trzeba przywrócić całą bandę do porządku, ale na razie priorytetem jest stanąć na nogi pod względem wyposażenia , udziału w akcjach i transakcjach, inaczej nas wygryzą – wyjrzał przez okno ponownie, po czym je zasłonił grubymi, karmazynowymi kotarami – Mam większe problemy na głowie, niż zabawa w przedszkolankę – odwrócił się w stronę Ravena, który uważnie przyglądał się jego zachowaniu – Jestem stale obserwowany.
- Miło, że mówisz o tym teraz.
- Od niedawna – westchnął – Nie wiem, czy to policja, czy któryś z wrogów, ale jestem pewien, że ktoś mnie obserwuje.
- I co z tym zrobisz?
- No właśnie nic. Będę utrzymywać pozory burżuja.
- Ta pozory – powiedział pod nosem – Nie no, to przecież jasne, że na co dzień jesteś skromnym obywatelem.
- Daruj sobie sarkazm – Leonardo się nie wzruszył.
- Czyli poczekasz na kulkę w łeb?
- Gdyby, o to miało chodzić, już dawno bym dostał w łeb.
Raven przytaknął.
- Niech będzie. Chyba miałeś do mnie jakąś sprawę.
Leonardo znów jęknął marudnie.
- Potrzebujemy pomocy, sami na nogi nie staniemy.
- Nie – Raven wstał i ruszył do drzwi – Na mnie nie licz.
- Daj spokój, nie ma innego wyjścia.

CZYTASZ
Mozaika
Action"Mafia, to jedna wielka rodzina." - fakt, że na pewno niezbyt pospolita, ale więzi łączące tych ludzi i wspólne przeżycia, sprawiają, że stają się sobie niezwykle bliscy. Mafia Nevady - CARDS, jest jedną z takich rodzin, jednak czy w takim środowis...