Rozdział III

27 2 0
                                    


Leonardo jadąc z resztą osób mających wziąć udział w zadaniu, zaparkował dwie przecznice wcześniej, żeby dostać się niepostrzeżenie na teren fabryczny.

- Nie chce mi się iść z buta – westchnęła Isabella wysiadając z auta, po czym szybko zatkała nos. – Jak tu cuchnie!

- Tam są oczyszczalnie – powiedział Raven wskazując kilka budynków znajdujących się niedaleko.

Dziewczyna rozejrzała się. Przed oczyszczalnią było kilka blokowisk i domków jednorodzinnych. Okolica, mimo że otoczona blaskiem zachodzącego już słońca, była szara i ponura. Wszystkie budynki wyglądały bardzo podobnie.

- Kto by chciał tu mieszkać?

- Cóz, są ludzie, którzy się tu wychowywali, są też ludzie, którzy nie mają zbytniego wyboru – Raven poszedł przodem, a za nim Leonardo.

- Kochanie – Ethan dołączył do swojej dziewczyny i dodał szeptem. – Raven i Leila się tu wychowywali.

- Na litość boską – westchnęła, ale wyraźnie się skrępowała. – Nie miałam pojęcia.

- Nic się nie stało – uśmiechnął się do niej, a ona wciąż udawała niewzruszoną, choć Ethan wiedział, że tak nie jest.

Przeszli na podwórka, żeby nie musieć iść główną ulicą, a niebo całkowicie zdążyło się ściemnić. Doszli w końcu do ogromnego płotu, za którym znajdował się stary, nieużywany budynek na wielkim placu fabrycznym.

- Cicho tu – zauważył Raven.

- Podsadź mnie – szturchnął go Leonard, a Raven układając ręce w koszyczek, pomógł się mu przedostać na drugą stronę.

Potem pomógł przejść Isabelli, Ethanowi i Andres, a sam zaczął sprawnie wdrapywać się po płocie.

Kiedy wszyscy znaleźli się po drugiej stronie, wyciągnęli po cichu broń i ruszyli w głąb placu.

- Przecież tu miała być dostawa – rozglądał się Ethan.

Raven zatrzymał się na chwilę i przeładował broń.

- To pułapka – splunął na ziemie, po czym się odwrócił i zestrzelił uzbrojonego mężczyznę stojącego na dachu.

Rozpętało się piekło. Strzały zaczęły nadlatywać ze wszystkich stron. Wszyscy się rozbiegli, a wróg miał zdecydowaną przewagę liczebną.

Isabella była z nich wszystkich najszybsza i zdążyła dostać się na szczyt wieży ciśnień z karabinem na placach, skąd miała dobre miejsce do celowania, ale sama też była łatwym celem. Ethan przylgnął do jednej ze ścian nieużywanej fabryki i kątem oka obserwując jak radzi sobie Isabella, strzelał w nogi lub brzuch przeciwników przebiegających w pobliżu. Leonard i Raven znajdowali się po przeciwnej stronie placu. Raven miał dobrze wyszkolone wszystkie zmysły, potrafił poruszać się na ślepo, korzystając z samego słuchu, jednocześnie robiąc zręczne uniki, z kolei Leonard był jak taran. Ze swoimi dwoma karabinami maszynowymi szedł zmiatając wszystko, co pojawiało się na jego drodze.

To jednak powoli nie wystarczało. W miejsce jednego zestrzelonego przeciwnika pojawiał się następny, strzelanina zdawała się nie mieć końca.

Nagle pod fabrykę podjechała czarna furgonetka z Luckym na przyczepie, który od razu z niej zeskoczył i zaczął torować sobie drogę dwoma ciemnymi pistoletami z wyrytymi jego inicjałami na lufach. Jego miejsce na przyczepie z kolei zajął Andres z wielką wyrzutnią RPG skonstruowaną przez niego samego. W tym czasie gdy Andres zmieniał wszystko w proch i pył, Sharon zdążyła znaleźć się koło Leonardo i osłaniać go widząc, że zmierza w konkretnym kierunku, zaś Leila szybko wychwyciła wzrokiem brata, po czym spojrzała na twarze dwóch mężczyzn, którzy stanęli przed nią.

MozaikaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz