14. I miss you so bad and I don't know what to say.

1K 71 6
                                    

-Całkiem nieźle to przyjmujesz. -  stwierdził kącikiem ust kiedy już usiedliśmy w samochodzie, machając przez przednią szybę do jego mamy - myślałem że będziesz płakać.  Albo chociaż pokażesz że ci smutno, a ty jesteś wesoła jak szczypiorek na wiosnę.
-Przepraszam, że się nie rozklejam, ale... To gejowe. - rzucam, parskając przy tym nerwowym śmiechem -  jest okej, serio. Wiem że to szybko zleci, nie patrz tak na mnie.
-Co planujesz robić przez ten mies... czas? - zapytał niewinnie, szybko się poprawiając, zupełnie jakby myślał że słowo "miesiąc" jest nieodpowiednie, mimo że prawdziwe.
-Będę wiodła życie jak w "Spring Breakers". W wersji demo. Ze sprzedawaniem ochraniaczy na jajka w tle. - odpowiadam poważnie i obydwoje wybuchamy śmiechem, a przez chwile wydaje mi się że to zwyczajna podwózka do domu, on wróci do swojego, a następnego dnia...
Zahamował z piskiem opon na końcu mojej ulicy, a ja zdezorientowana podskoczyłam na swoim siedzeniu, odkrywając że przez całą podróż trzymał moją dłoń.
-Jas... 

-Już czas? - zapytałam beznamiętnie, wodząc wzrokiem gdzieś za szybą.
-Nie chce cię ponaglać...
-Nie chcę, ale spierdalaj. - dokończyłam za niego i puściłam mu szybko oko by wiedział że żartuje, od razu wyciągając do niego ręce by mnie przytulił - trzymaj się, Michael. Połamania nóg. Albo może lepiej... lepiej nie... tfu. - wyplułam szybko to co powiedziałam, wraz z kilkoma jego włosami które wpadły mi do ust i uśmiechnęłam się, zamykając oczy by jeszcze chwilę się tym napawać. 

A więc to już, ot tak, po prostu, jeszcze nie tak dawno zasypiałam cała w skowronkach, a teraz stoję przy kuchennym blacie i machinalnie kroję ogórka na poranną sałatkę. Nie zauważam nawet gdy zacinam się w palec.
-Jas, do cholery! - upomina mnie Prue, unosząc do góry moją zakrwawioną dłoń - spieprzyłaś ogórka na śniadanie, bo musiałaś jak zwykle pokazać jaka z ciebie niezdara!
-A ty mi życie, bo się urodziłaś, a jakoś się nie rzucam. - odgryzam się momentalnie i wyrywam jej rękę prychając przy tym - w lodówce jest ich cała masa, odczep się.
-Ja to zrobię. - warczy, odpychając mnie od deski do krojenia i wyrzuca ją z całą zawartością do zlewu - Fuj! tak to jest jak bujasz w obłokach, zamiast myśleć!
W ostatniej chwili powstrzymuje się od komentarza; oczy Prue są zapuchnięte, wokół talii przewiązaną ma bluzę Caluma, dłonie jej drżą, na twarzy, której wyraz przypomina grymas bólu nie ma ani grama makijażu. Zrobiło mi się jej żal, nawet jeśli jest taką idiotką i nie przepadam za nią szczególnie, a nim w ogóle zdążę się opamiętać, przyciskam ją do siebie, poklepując lekko po plecach, co o dziwo odwzajemnia.
-Nie poradzę sobie bez niego, Jas. - szepcze gdzieś w moje splątane włosy i wybucha płaczem - to jest okropne.
Wydaje mi się, że gdyby ta scena wydarzyła się kilka tygodni temu... co ja gadam - ta scena by się nie wydarzyła. Nigdy nie przytuliłabym Prue, podejrzewam że spędzałabym naprawdę rozrywkowe godziny naśmiewając się z niej, parodiując jej zbolałe miny, płacze i szlochy, ale teraz nie potrafię, bo po prostu... za dobrze ją rozumiem.
Nie umiem jednak jej tego powiedzieć, choć tak bardzo mam ochotę to z siebie wyrzucić.

-Prue, skończ wyć, bo ja zacznę. - mówię zamiast tego, a ona odsuwa mnie na odległość ramienia i wlepia we mnie oczy - to miesiąc. Szybko zleci.
-Przestań. - odpowiada zupełnie spokojnie i ociera oczy, wymuszając przy tym uśmiech - wiem że sama nie wierzysz w te słowa. Michael za bardzo wszedł ci w życie byś teraz umiała podejść do tego typu spraw tak lekko.
-Ale... ja... nieprawda. - upieram się głupio i zakładam przeszkadzające pasma włosów za uszy - co to za brednie?
-To nie brednie, to prawda. I doskonale o tym wiem, Jasmine, nie musisz już udawać, nie ma tutaj Clove. - kontynuuje tonem przedszkolanki opowiadającej bajkę i kręci przez moment głową - z tego wyniknie wielka afera, jeśli cokolwiek będziesz próbowała, wiesz o tym, prawda?
-Wiem. - zmieniam taktykę, czując się całkowicie pokonana, ale Prue wcale się nie denerwuje, wcale nie próbuje mnie umoralniać, tylko parska śmiechem pod nosem.
-Powinnam próbować przemówić ci do rozsądku, ale wiem że się nie da. Cóż. Myślałam że to niegroźna zabawa i odrobina adrenaliny, ale wiem że Michael dość poważnie do ciebie podchodzi. - marszczy czoło, jakby próbowała coś sobie przypomnieć - nie mówił o tym wprost Calumowi, tylko tak ogólnie. Kilka tygodni temu. Nie chce ranić Ashtona, jedziecie na tym samym wózku.
-Prue, ja i Michael tylko się przyjaźnimy.
-Czasem przyjaźń może zamienić się w coś więcej, dlatego tylko cię ostrzegam. Nie oceniam, nie rugam, rozumiem cię.
-Nie wiem skąd w tobie ostatnio tyle zrozumienia. - zauważam i zdejmuje z niej ręce, obracając się od razu plecami do niej, tak by nie widziała jak wyglądają moje oczy i biorę głęboki wdech - ale serio. Nie rycz, coś się wymyśli.

friendship can be an excuse. [m.c]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz