Jak można zauważyć, tytuł został wzięty z piosenki w mediach: Zedd "Clarity" ft. Foxes
- Donovanie, oddaj Laurze lalkę. Nie można zabierać dziewczynkom zabawek, kochanie. - Elizabeth spojrzała z naganą na syna, lecz w jej oczach czaiła się iskierka czułości.
- A chłopcom można? - dopytywał chłopiec, zawzięcie odmawiając oddania lalki.
- Nie, chłopcom też nie można. A teraz oddaj lalkę i powiedz: przepraszam.
- Przepraszam...
Lalka została zwrócona prawowitej właścicielce, która nie posiadała się wręcz z radości, gładząc loczki i poprawiając jej sukienkę. Mała dziewczynka spoglądała w smutne, ciemne oczy lalki, które przywodziły jej na myśl puste spojrzenie oczu jej taty. Zastygłe, martwe spojrzenie ciemnobrązowych oczu, w których zgasł blask nadziei, tlący się w nich dotychczas.
Pogrzeby to nie jest moja specjalność. Raz płaczę tak długo, że boli mnie głowa, a raz smucę się i zmuszam do refleksji na temat tego co będzie, gdy moje życie się skończy; zastanawiając się, gdzie moja dusza trafi po śmierci, a co stanie się z ciałem. Czy będzie się powoli rozkładało pod ziemią, czy może jednak jeszcze będzie mi potrzebne? I tym razem, jeśli chodzi o pogrzeb, nie było inaczej. Ale tym razem ani nie płakałam, ani się nie smuciłam.
Dziura w moim sercu była tak duża, że nie było miejsca na nic innego oprócz krwawego, pulsującego bólu. Bólu, którego nie można zrozumieć, dopóki nie uderzy w ciebie jak grom z jasnego nieba. Ten ból rezerwowany jest tylko i wyłącznie na chwilę, w której patrzysz jak trumna najważniejszej na świecie osoby zostaje powoli zasypana piaskiem, a ziemia gładko uklepana.
Ja wiem, bo doświadczyłam tego aż dwa razy. Przez siedemnaście lat życia nigdy nie doświadczyłam podobnego uczucia jak te, kiedy widziałam martwe ciała swoim rodziców, a chwilę później już zamknięte trumny, zakopywane w ziemi na miejscowym cmentarzu.
Miałam sześć lat, kiedy zabrakło przy mnie mojego najważniejszego towarzysza dziecięcych zabaw. Skończyło się chodzenie do parku i na lody, oglądanie i czytanie bajek na dobranoc, sadzanie na kolanach i opowiadanie bajkowych historii, które zamieniały moje dzieciństwo w niemal tak piękną bajkę jak te opowieści, które wymyślał dla mnie tata. Jedynym przypomnieniem o tym, że już go przy mnie nie ma była lalka, którą od niego dostałam.
Byłam zbyt mała, by pamiętać każdy szczegół, ale wciąż miałam przed sobą żywe wspomnienie tego, gdy weszłam do pokoju dziennego i znalazłam leżącego tam tatę. Jedynym szczegółem, który pamiętam były jego oczy. Oczy tak podobne do moich, które raz na zawsze straciły swój blask, który tak dobrze pamiętałam. Te oczy śniły mi się przez ostatnie lata praktycznie noc w noc. Po tym wciąż szukałam taty. Byłam dzieckiem, nie rozumiałam, że nie żyje i już nie wróci. Zamęczałam mamę pytaniami o to, kiedy go zobaczę. Odpowiadała mi cierpliwie, próbując odwieść mnie od ciągłych pytań, którymi ją zasypywałam, jednak i to nie mogło trwać wiecznie.
Pewnego dnia po prostu straciła cierpliwość. Zalała się łzami i nawrzeszczała na mnie, że taty już nie ma, bo nie żyje i nie wróci. Naświetliła mi to w najgorszy możliwy sposób, który po prostu wybudził mnie z odrętwienia. Mając osiem lat nareszcie zrozumiałam, że tata odszedł na zawsze.
Szybko dorosłam, starając się pomagać mamie, żebyśmy mogły żyć bez zadłużania się i poradzić sobie jakoś z sytuacją życiową, która bez taty stała się aż nader beznadziejna. Mama musiała sprzedać dom, spakować nas i zabrać do nowego mieszkania - strychu w małej kamienicy, by móc zapłacić rachunki, zorganizować pogrzeb i żyć przez jakiś czas z pieniędzy, które zostaną. Potem znalazła sobie pracę, nową szkołę dla mnie i zamknęła się w sobie. Bardzo się zmieniła. Schudła, zmizerniała, zbladła. Pracowała na kilka etatów, żebyśmy miały gdzie mieszkać i co jeść. Ale nigdy już nie była tą samą mamą. Nigdy więcej już nie zobaczyłam jej uśmiechu. I przyrzekłam sobie, że nigdy nie znajdę powodu, by się uśmiechnąć, jeśli i ona tego nie zrobi.