Rozdział 7

63 11 2
                                    

Musiał się napić. I to natychmiast. Czuł się jakby go przejechał pociąg. Odszukał kelnera i wziął z tacy kieliszek z szampanem. Potrzebował się upić. Wmawiał sobie, że jest silny. Niestety wyszło inaczej. Kolejny kieliszek został opróżniony. Nie, to zbyt słaby. Potrzeba czegoś mocniejszego. Wyszedł z przyjęcia i udał się w kierunku samochodu. Nie, nie może prowadzić, przecież wypił. Wyciągnął telefon. 21:16. Kurwa. Wsiadł do auta i odjechał z piskiem opon.

***

- Jak ci idzie? - zapytała.

- Już kończę. Musiałaś nadziać się na płot akurat dzisiaj? Nie dasz mi ani chwili odpoczynku od pracy. - narzekała brunetka.

- Ciociu, mogłam wybrać albo nadzinie na ogrodzenie albo kulkę w łeb. - blondynka przyłożyła sobie dwa palce do skroni. Sophie pokręciła głową.

- Twój ojciec dzwonił. Wychodzi jutro warunkowo. Pytał czy po niego pojedziesz.

- Ta, jeszcze czego. Może zrobię transparent: Witaj ojcze w domu?

- Nie zapominaj za kogo on tam siedzi. - Sophie trzepnęła Rose w potylicę. - Gotowe! Uważam, że powinnaś po niego pojechać. Jesteś jego córką. Minimalna wdzięczność mu się należy.

- Nie jestem mu niczego winna. Ja mogłabym tam siedzieć. On sam podjął decyzję, że się dla mnie poświęci. Nie chciałam, żeby to robił. - Rose nawinęła sobie włosy na palec. - Poza tym, czemu ty po niego nie pojedziesz? W końcu to twój brat.

- Dobrze wiesz dlaczego nie. Jedyne kontakty, które ze mną utrzymuje to te, w których chodzi o ciebie. Tylko dlatego w ogóle ze mną rozmawia. Tak to by mnie unikał.

- Pojadę po niego. O której wychodzi?

- O 10. - brunetka spojrzała na zegar. - Zbieraj się. Ja muszę gdzieś pojechać.

***

Podjechała po śliczną willę. Nawet w nocu, ten dom był urzekający. Weszła na teren posiadłości. Kierowała się w stronę drzwi. Otworzyła je i chwilowo zamarła. W domu panował ogromny bałagan. Rozbite wazy pokruszyły się na miliony kwałeczków. Weszła głębiej i zobaczyła sprawcę tego bałaganu. Podeszła do niego i usiadła przy stole, na którym leżała strzykawka. Obok niej leżał Jared.

- Humorek masz wiśmienity. - stwierdziła. - Co się stało?

Brunet spojrzał spode łaba na nią.

- Gówno. Wypierdalaj z mojego domu.

- Nie ładnie tak się odzywać. Gadaj co się stało. - zażądała.

- Nie ma pieprzonego zamiaru opowiadać ci o moich problemach.

- Znam twoje problemy, Jared. Konkretnie jeden. Ma na imię Cameron. - po tych słowach Jared rzucił się na Sophie przez stół. Brunetka zrobiła unik.

- NIC CI DO TEGO! - krzyczał. - WYPIERDALAJ STĄD!!!

- Jeśli stąd wyjdę, to nie będzie oznaczało koniec twojej depresji. Zostanę, tu do póki się nie uspokoisz.

- Zadzwonię po policję! - groził Jared.

- To sobie dzwoń. Ja i tak stąd nie wyjdę. - powiedział brunetka. Muzyk usiadł na krześle i włożył twarz w dłonie.

- To czeka nas długa noc. - stwierdził.

- A no tak. Musimy sobie co nie co wyjaśnić.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Oct 07, 2015 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Bright lights, big city...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz