ROZDZIAŁ 2

155 13 3
                                    

- Chyba jesteśmy - powiedziała brunetka zatrzymując białe BMW nie daleko wielkiej willi. Nie byle jakiej. Ten dom był kiedyś wykorzystywany jako baza wojenna. Wiedziała to. Wiedziała wiele rzeczy, te gorsze i te lepsze. Zdecydowanie za dużo. W końcu pracowała w FBI zanim odbiła jej szajba.

Wpisała kod do furtki i weszła na teren posesji. Przeszła przez wielki, piękny ogród z basenem. Chętnie by tam została dłużej, ale nie dziś. Dzisiaj miała ważne zadanie do wykonania.

***

- Jared, słonko, nie zostaniesz dłużej? - spytała młoda blondynka seksownie ocierając się o bruneta. Wiedziała jak jej pragnie i była przekonana, że to może go dłużej zatrzymać.

- Nie, Tess, dzisiaj nie - powiedział brunet zawiązując buta. Wstał i przelotnie całując blondynkę, opuścił jej dom." Nigdy już tu nie wrócę, dziwko. „ myślał. I dobrze, bo jego przeznaczeniem było teraz co innego.

Wsiadł do samochodu i udał się do domu. Podkręcił radio wsłuchując się w rokowe brzmienia. Minęło 5 minut i wokalista już był w domu. Wszedł do salonu, który dziś wydał mu się jakiś inny. Cos było innego, ale co? Zanim zdążył cokolwiek zauważyć, ktoś uderzył go mocno w głowę. Brunet upadł z hukiem na ziemię. Sophie, zaczęła go związywać i kneblować. Podniosła go z ziemi i włożyła do bagażnika. Miała pomysł na ten wieczór i nikt, ani nic nie mogło go popsuć.

Zabrała go na wielki klif, około 50 kilometrów od LA. Znajdował się tam stary dźwig, na którym kiedyś skakało się na bungee. Pozostała jeszcze stara lina. Przywiązała nogi bruneta do niej. Następnie zamachnęła się i uderzyła Jarema z całej siły w twarz. Wokalista zaczął się budzić. To dobry znak- brunetka nie uderzyła go zbyt mocno. Zanim Jared do końca zorientował się z kim i gdzie jest Sophie zepchnęła go w przepaść. To całkowicie obudziło bruneta.

- Co tu się do cholery dzieje????!!!! - krzyczał Jared. Poniekąd ze strachu, poniekąd z gniewu. Z góry odpowiedział mu dziewczęcy śmiech. - Zdejmij mnie stąd!!!!! To nie jest śmieszne!!!!!!!!

- Owszem jest. Może wreszcie klub emeryta się trochę rozerwie! - powiedziała Sophie.

- Ty psycholko! Masz mnie w tej chwili stąd zabrać, albo postaram się żeby zamknięto cię w psychiatryku!!!!

- ok., ok. - śmiała się brunetka, ale zaczęła go wciągać. Kiedy wreszcie Jared znalazł się na górze i wyswobodził się z liny oplatającej jego nogi wybuchł gniewem. Nikt, nigdy jeszcze go nie porwał. Zdarzały się różne sytuacje w jego zyciu ale nigdy taka.

- Ty idiotko!!! Porwałaś mnie, zgłoszę to wszystko na policję!!! - krzyczał. Sophie nic sobie z tego nie robiła. Po jakimś czasie wydzierania się Jareda, chwyciła go za ramię i zaprowadziła do samochodu. Sama usiadła za kółkiem i przekręciała kluczyk w stacyjce. Brunet był tak zaskoczony tym co zaszło i tym, że Sophie jest tak spokojna i nic nie mówi, że do kończ jazdy nie odzywał się. W jego głowie kłębiło się tyle myśli. Po jakims czasie wreszcie dojechali. Jared jak najprędzej wysiadł i pobiegł w strone domu.

- Przyzwyczaisz się misiu! - usłyszał za sobą jej głos. Kiedy się odwrócił, odjechała. Nie miał pojęcia co się właśnie działo. Jedno było pewne, nic już nie będzie takie jak kiedyś.

***

Była z siebie zadowolona. Ba, była zachwycona, że udało jej się zrobić to co chciała. Jakaś jej część w środku mówiła, że zrobiła źle, ale nic sobie z tego nie robiła. Chciała to zrobić, więc to zrobiła. Nikt nie mógł jej tego zabronić. Już nie. Była nieobliczalna. I tylko Bóg wiedział co działo się w jej mózgu.

Weszła do kostnicy i spojrzała na stół. Był pusty. Chyba nikt nie umarł. Zasmuciała się, ale i tak była szczęsliwa. Wreszcie zobaczyła, że może pomóc i sobie i Jaredowi.

Bright lights, big city...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz