- Tort. Oczywiście musi być różowy. To ulubiony kolor Jess. Nawet piórnik i tornister mają być różowe; inne kolory nie wchodzą w grę. Jej opiekunka dostaje szału.
- Różowe lody. Różowa galaretka. Różowy tort. Mamy różowe świeczki do tortu?
- Oczywiście. Ale uprzedziłem Louisa, że różowa pizza odpada. To znaczy zrobić można, wystarczyłoby dodać sztucznych barwników, ale nie nadawałaby się do jedzenia.
Lidia podniosła spojrzenie znad notesu, w którym wszystko notowała, i wzdrygnęła się z obrzydzeniem.
- Mama Jess się wścieknie. Wyobrażasz sobie osiem małych dziewczynek na cukrowym haju? Może warto byłoby z nią uzgodnić menu?
- Z mamą Jess? No tak - szepnął Harry. - Ty nie wiesz o Lili.
Z furią zabrał się do szorowania zmywarki, mimo że lśniła, bo już dwukrotnie ją wyczyścił.
- Lili to żona Louisa, mama Jess?
Harry wziął głęboki oddech i wolno wypuścił powietrze.
- Tak. Przegrała walkę z rakiem, kiedy Jess miała cztery latka. Od tamtej pory Louis sam zajmuje się córką.
Lidia odłożyła długopis i notes.
- To straszne... Dobrze ją znałeś?
Nie odpowiedział. Pochylony nad zmywarką, szorował ją ze wszystkich stron. Był brudny, ubranie miał mokre i poplamione rdzą - ta rdza to pamiątka po starej zmywarce, którą pomógł załadować do ciężarówki - lecz to w niczym jej nie przeszkadzało. Tak seksownego faceta dawno nie widziała. I tak pracowitego! Żaden szef kuchni, którego znała, nie harował tak ciężko. Nawet jej ojciec. Z kolei Angelo nigdy niczego nie sprzątał; zawsze znalazł się ktoś na niższym stanowisku, kto go wyręczył. Ale Harry był inny, bardzo oddany swojej pracy. Podziwiała go za to.
Po chwili wyprostował się i poruszył ramionami, jakby usiłował rozluźnić mięśnie. T-shirt podjechał do góry, odsłaniając kawałek ciała nad paskiem od spodni. Zaczerwieniwszy się, Lidia szybko skierowała wzrok gdzie indziej.
- Przepraszam, pytałaś o coś?
- Tak, ja... Zastanawiałam się, skąd się znacie: ty z Louisem i jego rodziną - odparła, starając się zachować neutralny ton, choć kręciło się jej w głowie.
- Strasznie jestem wścibska, co? - Uśmiechnęła się.
- Jak chcesz, możesz mi powiedzieć, żebym pilnowała własnego nosa.
Harry podszedł bliżej, wytarł ręce i sięgnąwszy po butelkę wody, usiadł na stołku barowym.
- Najpierw ja cię o coś spytam, dobrze? Czy masz przyjaciółkę od serca? Taką, do której możesz zadzwonić o każdej porze dnia i nocy? Której wszystko możesz powiedzieć?
- Mam, Carlę. Jest recepcjonistką w Greystone. Dlaczego pytasz?
- Dziesięć lat temu wyjechałem do Paryża. Miałem zanotowany na kartce adres restauracji, której nigdy nie widziałem, i znałem pięć słów na krzyż po francusku. Miejscowi trochę się ze mnie naśmiewali, ale nic sobie z tego nie robiłem. Zamierzałem odnieść sukces. - Na moment zamilkł. - Oprócz mnie był tam jeszcze jeden Brytol. Louis. Choć raczej powinienem powiedzieć: Louis William Tomlinson. Louis skończył studia, miał kilka dyplomów. Restauracja należała do sieci hotelowej, a ta należała do rodziny Louisa. W każdym razie ktoś wpadł na pomysł, aby umieścić nas razem w jednym małym mieszkaniu. Myślał, że się pożremy. - Harry rozciągnął usta w uśmiechu. - Nigdy tak ciężko nie pracowałem ani tak dobrze się nie bawiłem.