Krok 6: Pomyśl życzenie na walentynki...

986 96 4
                                    

Sienna podejrzewała, że coś jest nie tak, ale kiedy zapaliła światło, przeżyła szok. Chociaż „światło" to za dużo powiedziane. Trzy z czterech żarówek były przepalone, a czwarta, czerwona, rzucała ponury blask, w którym wszystko wydawało się mroczne, zimne i senne.

Próbując się ogrzać, owinęła się mocniej swetrem. Po chwili odruchowo przytknęła rękę do kaloryfera. Był lodowaty. No, pięknie! Centralne ogrzewanie nie było włączone. Zarówno na zewnątrz, jak i w środku panował przenikliwy chłód. Gdyby jakiś głodny zziębnięty przechodzień wstąpił na moment i zamówił gorącą zupę, dalej szczękałby zębami.

Nawet w piwnicy winnej w Greystone człowiek nie zmarzłyby tak jak tu. Lidia powiodła wkoło wzrokiem. Jej spojrzenie zatrzymało się na wielkim czerwono-białym plakacie widocznym w blasku światła padającego z kuchni.

„Specjalne menu z okazji Dnia Zakochanych".

Walentynki. W ten dzień zawsze waliły do Rossich tłumy. Od lat zakochani chłopcy przyprowadzali tu swoje sympatie. Stoliki rezerwowano już od świąt Bożego Narodzenia. A teraz? Aż żal serce ściska.

Nastrój bardziej pasował do Halloween.

Lidia westchnęła ciężko. Sądziła, że już nic gorszego nie może jej dziś spotkać, a jednak widok, jaki miała przed sobą... Gdyby była sama, pewnie znów by się rozpłakała, ale wiedziała, że musi wziąć się w garść. Jeden wybuch płaczu w zupełności wystarczy. Nie przywykła do okazywania słabości. Dlaczego Maria nic nie powiedziała? Powinna sprzedać restaurację i cieszyć się życiem.

Zamierzała wrócić do kuchni, gdy na niedużym stoliku służącym za recepcję zadzwonił telefon. Bez chwili zastanowienia Lidia podniosła energicznie słuchawkę.

- Dobry wieczór. Trattoria Rossi. Mówi Lidia. Czym mogę służyć?

Podniosła długopis i otworzyła kalendarz, w którym Maria zapisywała rezerwacje.

- Walentynki? - upewniła się, oczywiście starając się zachować spokojny ton. - Chwileczkę, zaraz sprawdzę.

Wzięła jeden głęboki oddech, potem drugi. Nie, nie była to żadna gra z klientem. 

Po prostu to, co zobaczyła, odjęło jej na moment głos.

Zdumiona, przysunęła kalendarz bliżej, tak by padło na niego światło z kuchni. Nie wierzyła własnym oczom. Ale nie, dobrze widzi. Najwyraźniej od dawna klienci rezerwują stoliki na Dzień Zakochanych. I tych rezerwacji było całkiem sporo.

- Tak, jestem. Słucham? Od czterdziestu lat obchodzi pan u Rossich walentynki? To niesamowite. Naprawdę? Na pierwszą randkę przyszedł pan właśnie tutaj? Cudownie!

Czas na decyzję. Powinna powiedzieć miłemu starszemu panu, że lokal jest nieczynny i przypuszczalnie pozostanie zamknięty. Nagle jednak do głowy przyszedł jej szalony pomysł. Mogłaby zostać. I pomóc ciotce.

Wystarczy posprzątać, wprowadzić drobne zmiany, naprawić, co trzeba...

Dałaby radę. Ma umiejętności, predyspozycję, wolny czas. Nabrałaby większej pewności siebie...

Z kuchni dobiegł ją łoskot, a potem stłumione przekleństwo. Oczywiście, sama nie poradziłaby sobie z przyrządzaniem posiłków, a zatem musiałaby zgodzić się na współpracę z Harry'm. Był genialnym kucharzem, całym sercem oddanym Marii; nikt z gości nie narzekałby na jedzenie, nie miała co do tego wątpliwości. Ale... był uparty jak osioł. Jak ona.

Zrezygnowana pokręciła głową. Teoretycznie mogliby stworzyć doskonały zespół. Harry Styles i Lidia Rossi. Maria nie mogłaby wymarzyć sobie lepszego.

Recipe for love/H.SOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz