Minęły dwa tygodnie od tej strasznej tragedii, czyli samobójstwa króla Lionii. Całe królestwo pogrążyło się w żałobie. Pogrzeb był skromny, przyszła rodzina, słudzy i poddani. Byłam tam, by wspierać Nialla. Strata kogoś bliskiego jest strasznym ciosem, nieważne jak bardzo zmarły był okrutnym człowiekiem, który popełnił wiele błędów.
Na pogrzebie, Niall obejmował ramieniem swoją matkę, która cicho popłakiwała, a drugą dłonią trzymał moją dłoń. Obok nas stał brat mojego narzeczonego wraz ze swoją rodziną. Ich syn - mały Theo nie wiedział co się dzieje. Był jeszcze za mały by powiedzieć mu o tej strasznej rzeczy, jaką jest śmierć.
Niall nie chce czekać długo ze ślubem, ponieważ musi przejąć władzę w królestwie. Mnie to wcale nie przeszkadza, wolę zrobić to szybko, niż czekać kilka miesięcy i mieć dokładnie ten sam efekt. Po pogrzebie najbliższa rodzina Nialla udała się do zamku na obiad. Ja także się tam wybrałam, ponieważ Niall mnie o to poprosił. Siedzieliśmy obok siebie przy długim stole, mój narzeczony nie puszczał mojej dłoni nawet na sekundę.
-Zjedz coś- poprosiłam, przysuwając wolną ręką jego talerz. Ale on oznajmił, że nie jest głodny. -Niall, nie jesz nic od kilku dni, marnie wyglądasz- chciałam położyć dłoń na jego ramieniu, ale on gwałtownie wstał i wybiegł z pomieszczenia. -Pójdę sprawdzić co z nim- odsunęłam krzesło i wyszłam za Niallem, byłam kilka kroków za nim, ale nie doganiałam go, nawet nie wiem, czy był tego świadomy, że idę za nim. O dziwo nie poszedł do swojego pokoju. Chyba jeszcze nie byłam w tej części jego pałacu. Niall zaczął wychodzić krętymi schodami do góry, poczekałam aż wyjdzie, ponieważ mógłby mnie zobaczyć. Jak się okazało, Niall wychodził na szczyt wieży, skąd było widać całe królestwo a nawet mój pałac. Stałam oparta o framugę drzwi, kiedy on oparł się o mur brzuchem i zaczął rozluźniać swój krawat, biorąc głębsze wdechy.
-Wiedziałem, że przyjdziesz- szepnął, po czym odwrócił się w moją stronę, oprócz rozwiązanego krawatu, miał także rozpięte dwa górne guziki czarnej koszuli więc mogłam zauważyć małe włoski na jego klatce piersiowej. Niall, widząc, że nie ruszam się, odwrócił się z powrotem w stronę widoku. Podeszłam do niego i przytuliłam się do jego pleców, obejmując go. -Przepraszam, że przeze mnie musisz się martwić- szepnął ściskając moje dłonie
-Hej... Jestem twoją przyszłą żoną, jesteś dla mnie najważniejszy i zawsze będę się o ciebie martwić- Niall odwrócił się do mnie i pocałował mnie krótko w usta.
-Od kilku dni nie mogę spać, a jak już to robię, to śni mi się on... Zawsze jest tak samo, mówi mi, że stanę się taki jak on i najważniejsza będzie dla mnie władza, a ty mnie zostawisz...- opowiedział, mimo, że nawet go nie prosiłam o to.
-Niall to bzdura, przecież nie jesteś jak on i nigdy nie będziesz, a ja nigdy cię nie zostawię. Gdyby tak nie było, to nie zgadzałabym się za ciebie wyjść- pocałowałam go w policzek, a on się lekko uśmiechnął.
-Zostaniesz dziś? Nie chcę spać sam- poprosił, a ja się zgodziłam, przytulając się do jego klatki piersiowej. Nagle powiał mocniejszy wiatr, rozdmuchując moje włosy, było mi zimno i dostałam gęsiej skórki. Niall chyba to zauważył, ponieważ ściągnął swoją marynarkę i założył na moje ramiona, po czym schylił się i musnął moje usta.
-Wróćmy do środka, bo już marzniesz- potarł moje ramiona, a potem przepuścił mnie w drzwiach żebym mogła pierwsza zejść po schodach.
-Mogłeś pójść do swojego pokoju, a nie na sam szczyt wieży- zaśmiałam się, dźgając go w żebra.
-Potrzebowałem trochę świeżego powietrza- odpowiedział z uśmiechem.
*~*
Stałam przed lustrem ubrana w piękną, białą suknię ślubną. Dół był zwykły rozkloszowany, natomiast gorset był wyszywany diamencikami, a dekolt był w kształcie serca. We włosach miałam tiarę, w którą przyczepiony był welon. Nie był on za długi, sięgał mi jedynie do bioder. Anastazja była moją druhną.