31 dni.
Właśnie tyle miałam czasu, aby zgubić to wszystko. Zeszłam na dół z mojego pokoju do jadalni. Była godzina 9 rano, a moja "mama" zawsze o tej godzinie siedzi na szczycie stołu. Popija swoją poranną kawe i czyta jakieś pierdoły. Jak widać tylko tyle potrzeba jej do szczęścia, bo siedzi z wielkim bananem na twarzy. zauważyła, że weszłam. I bardzo dobrze nie chciałam jej przerywać.
- Witaj słońce, w czymś Ci pomóc? Skończyły się ciasta w lodówce? Jak tak to powiem Gertrudzie, aby upiekła nowe- uśmiechnęła się. Od miesiąca tylko po to do niej przychodziłam. Nie dziwie się więc, że myślała, że jest tak znowu.
- Nie nie chodzi o to-byłam trochę zakłopotana o tym wspominać.
-To co się stało?- nie rozumiała mojej wizyty.
- Jestem gruba.. mogłabyś mi wynająć osobistego trenera? Chciałabym do czasu pójścia do szkoły jakoś wyglądać-teraz zrozumiała.
-Jasne słońce. Doczytam tylko moje pierdołki i już dzwonię-dodała z uśmiechem.
I mam z głowy. Wątpie, że nie zauważyła tego tłuszczu skoro ledwo co przechodze przez drzwi. Wyszłam z jadalni i skierowałam się do ogrodu. Zawsze o 10 podają tam przekąski, a skoro będę miała trenera to moge sobie dzisiaj zjeść. Jeden dzień w tę czy w tę nikomu nic nie zrobi. Dzisiaj były owoce morza. Osobiście nie za bardzo za nimi przepadam, ale skoro już tyle czekałam to zjadłam. Poszlam do pokoju, gdzie resztę dnia spędziłam na oglądaniu filmów i co jakiś czas podjadaniu co nieco z mojej lodóweczki. O godzinie 23:37 zdałam sobię sprawę, że nie zrobiłam nic przez ten cały dzień i że zostało mi już ich tylko 30.-