Dzień 29
-Wstawaj kobieto!! Ruchy nie mamy czasu!- jakiś wrzask.
Co się dzieje? Staram się otworzyć oczy i czuje jak ktoś mocno szturcha moje ramię. Mój trener. Ogółem nazywa się Mr. Green, ale to brzmi podejrzanie, więc nazywam go w moich myślach Pan Ogórek.
-Która godzina?- pytam pociągając się do góry.
-Już wpół do 7-odpowiada z uśmiechem.
Takich ludzi można określić wieloma przyimkami. Najlepiej pasuje chory psychicznie, ale niespełna rozumu też może być.
- Dlaczego budzi mnie Pan tak rano??- odpowiedziałam z urazą w głosie.
- Miałem Cię obudzić o 9, ale musisz jeszcze zejść po schodach, więc przyszedłem wcześniej-odpowiedział.
-Ubierz się i zejdź na dół-dokończył, po czym wyszedł.
Ubrałam leginsy w zebre, czarną podkoszulke( bo wyszczupla) oraz trampeczki i po 45minutach byłam na dole. Stwierdziłam, że jak się sturlam po schodach to będę szybciej na dole i okazało się to prawdą. Na stole w kuchni już leżała jakaś sałata dla królików, których apropo nie mamy i woda.
-Gdzie moje śniadanie?-zapytałam.
-Tutaj-wskazał ręką tą trawe, która nie godnie brudziła mój talerz.
-To wszystko? Jakieś zielsko i tyle?-zapytałam ponownie.
-Oczywiście. Mamy zamiar schudnąć, a nie chomikować tłuszcz na zime-odpowiedział.
- Dobra daj mi tą trawę i pójdź proszę włączyć muzykę-stwierdziłam.
Tak też zrobił. W trakcie gdy wyszedł, zwinęłam z lodówki dwa kabanosy, które szybko zjadłam. Połknęłam liście z talerza i dołączyłam do mojego Pana Ogórka. Przez następne 3 godziny tańczyłam jakiś areobik. Ogórek nie zdążył jeszcze zgubić tłuszczyku i tak śmiesznie mu podskakiwał. Gdy byłam już wycieńczona i padałam na twarz, zaproponował obiad. Weszliśmy do ogrodu i na talerzu zobaczyłam malusieńką kopke ryżu, polaną sosem. Oczywiście myślałam, że to pierwsze danie, więc zjadłam to szybciutko i czekałam na reszte. Niestety. Reszty nie było. Tak jak mi kazał wstałam od stołu.
-Będziemy biegać do wieczora. Chcesz iść jeszcze do toalety?-zapytał.
-Tak, jasne-odpowiedziałam.
Szybko poszłam skorzystać i wracając zaszłam do kuchni po żelki. Odłożyłam opakowanie, gdy byłam już najedzona i wyszłam do ogrodu. Biegaliśmy tak jak powiedział do wieczora. Pod koniec już musiał mnie ciągnąć, bo myślałam, że zemdleje. Wciągnął mnie za nogi do pokoju i położył na łóżku. Napisał coś na karteczce i wyszedł. Gdy to zrobił, wstałam i podeszłam po dwa ciasta. Zjadłam je i poszłam się umyć. Zasnęł w wannie.