Rozdział 4

129 16 2
                                    

...Kula trafiła Clary. Nie, nie to nie może być prawda! Nie wierzę, to nie możliwe! Dlaczego? Dlaczego ją, ona nie jest niczemu winna, to mnie mieliście zabić, nie ją!
Czuję się... Nawet sama nie wiem czy jestem bardziej wsciekła na siebie, że jej nie obroniłam czy na nią, że wmieszała się w tą sprawę... Przecież gdyby nie to, że chciała mi pomóc nie doszłoby do tego... Nie leżałaby teraz na ziemi patrząc jak z jej brzucha wyciekają ostatnie krople krwi.

Odwracam się aby zobaczyć kto oddał strzał, kogo kula trafiła najdroższą mi przyjaciółkę. W stercie ciał widzę uniesioną głowę a obok dłonie trzymające pistolet tak jakby nie były w stanie go utrzymać, jak gdyby był za cieżki. Teraz jestem na skraju  wytrzymałości nerwowej, czuje, ze zaraz wybuchnę, przez jednego ledwo żyjacego palanta tracę Clary..
Podchodzę do niego wyrywam broń z ręki i celuje prosto w jego głowę. Najpierw jeden strzał, potem drugi i trzeci, sama nie wiem ile razy strzeliłam choć wiedziałam, że juz nie żyje... Wybucham płaczem, serce bije mi coraz mocniej i czuję ucisk w gardze.
Szybko podbiegam do ciała, klękam nad nią, biorę do ręki jej szczuplutką dłoń i całuję. Łzy wylewają się ze mnie strumieniami, muszę coś zrobić, to nie może się tak skończyć, muszę, muszę coś wymyślić! Zabiorę ją do szpitala(choć to niemożliwe) uratują ją, przeżyje... Przewracam ją lekko na plecy, chcę zobaczyć ranę, dziwnym trafem nie ma tak dużo krwi jak wydawało mi się na początku a w brzuchu nie ma żadnego wgłebienia od kuli... Jest tylko malutka strzykawka wbita w skórę, wyjmuję ją delikatnie, wyrzucam igłę a jej resztę chowam do kieszeni. Dopiero teraz przypominam sobię, że na pistolecie który wyrwałam od jednego z mężczyzn napisane było "NTB", nawet nie wiem co oznacza ten skrót.
W tej chwili Clary lekko unosi powieki, spogląda na mnie, widać było, że bardzo cierpi, w jej oczach zawsze odzwierciedla się to co czuje, teraz widzę tu tylko ból, już chciała coś powiedzieć ale jej przerwałam
-Hej, nic nie mów- minimalnie uniosłam kąciki ust w wymuszonym uśmiechu- wszystko będzie dobrze, na prawdę...- W tej chwili jej głowa opadła mi na kolana, zemdlała...
-Będzie dobrze, obiecuję- powtórzyłam i pocałowałam ją w czoło.
Sama wiedziałam, że to nie prawda, to nie mogła być prawda. Gdyby pojawiła się w szpitalu, choćby na badaniach kontrolnych, a nie mówiąc już o tak poważnym stanie, odkryliby jej, naszą tajemnicę a to zniszczyło by nam życie...
To, że mamy "inne" umiejętności zapisane jest w naszym DNA a gen odpowiedzialny za to zwany jest R-612, gdyby jakiś lekarz dowiedział się o tym natychmiast stały byśmy się obiektem bolesnych i okrutnych badań naukowych... To właśnie powód dlaczego zawiezienie umierającej przyjaciółki do szpitala był wykluczony.
Jedynym punktem wyjścia była główna tajna baza PSI(jest to określenie wszystkich zjawisk paranormalnych) pod Londynem... Tak na prawdę nawet nie wiem czy ona istnieje, krążyły plotki, że jest to ogromny ośrodek pod miastem zajmujący ponad połowę jego powierzchni(nigdy w to nie uwierzę) który w razie konieczności może być domem dla nas,"odmieńców", podobno jest tam największe na świecie skupisko osób posiadających " inne" umiejętności. Oczywiście aby przekonać się czy ona istnieje trzeba samemu tam jechać i to sprawdzić, wiedza o tej organizacji jest tak tajna, że ludzie boją się o tym mówić a więc informacji jest mało.

Niestety, jest to jedyna deska ratunku dla mnie i Clary... Muszę tam jechać, przynajmniej spróbować, tylko tam mogą jej pomóc, nic innego mi nie pozostaje.
Nie ma czasu na długie zastanowienia, tu chodzi o życie bardzo ważnej mi osoby, tylko jej ufam, decyzja podjęta.... Londynie, nadchodzę!
Bardzo delikatnie podnoszę ciało Clar, już wystarczająco się na cierpiała.
Nie mogę się teraz poddać, muszę to zrobić, dla niej....

I jak? Jestem bardzo ciekawa waszej opinii, piszcie w komentarzach jak wam się podoba.
Aaa, i bardzo dziękuję za ponad 100 wyświetleń!
Do następnego rozdziału, Pa! :)

Oko W OkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz