Rozdział 5

134 15 0
                                    

Poszukiwanie samochodu nie trwało długo, Clary jest o rok ode mnie starsza więc ma już prawko i posiada swój samochód, czego szczerze jej zazdroszczę. Na szczęście nie zaparkwała daleko, wychodząc ze szkoły od razu zauważyłam ciemno-zielonego jeepa. Podchodzę do niego, chwytam za klamkę- cholera, kluczyki... Pośpiesznie przeszukuję kieszenie przyjacióki
-no gdzie one są?!- jestem wściekła, każda minuta się liczy a ja tracę ten cenny czas na szukanie jakiśch kluczyków!
-są!- krzyknęłam sama do siebie.
Szybko otwaram drzwi i z ogromną delikatnością układam ciało na tylnych siedzeniach.
Siadam za kierownicę i odpalam silnik, docelowe miasto znajduję sie 75km od naszej szkoły, przynajmniej tak mówi nawigacja. Mam nadzieję, że zdążę na czas, że nie będzie za późno...

W tej chwili jestem z całego serca wdzięczna memu ojcu, który jeszcze przed wypadkiem pod przykrywką wizyt na basenie(bo oczywiście moja mama by się na to nie zgodziła) zabierał mnie na nauki jazdy. Mówił wtedy, że kiedyś mi się to przyda, miał racje... Bardzo za nim tęsknię, mineło już półtora roku a ja nie potrafię zapomnieć, cały czas mam wrażenie, że zaraz do mnie zadzwoni, zapyta co u mnie, a później... A później przypomina mi się, że nie wróci, że zginą.. Moja matka po śmierci ojca kompletnie się załamała, zaczęła pić, tak na prawdę nawet nie wiem gdzie ona jest, nie widziałam jej od tygodnia... W sumie to może i dobrze, bo nie wiem co bym jej zrobiła gdybym ją spotkała, jestem na nią wściekła, przestała się mną zajmować, zniknęła, zostawiła mnie na pastwę losu!

Dobra Liva skup się na prowadzeniu, nie warto rozmyślać nad tym co było, trzba ratować przyjaciółkę...
Nawet nie wiem kiedy znalazłam się w mieście, setki wielkich budynków wokół mnie, tysiące ludzi, nie jestem do tego przyzwyczajona... Moje miasteczko jest raczej małe, pare sklepów, kamienic, budynek szpitala, policji i to wszystko, na prawdę cieszę się, że tam mieszkam, nie lubię tłoku i haosu. Nawet nie wiem gdzie mam się dokładnie kierować, słyszałam, że jedno z wejść znajduje się pod budynkiem zwanym Baundie's, chyba jest to niewielkie centrum handlowe.

Zatrzymałam pojazd, czekam na jakiegoś sympatycznie wyglądającego przechodnia, jest! Pani w starszym wieku, zadbana, z twarzy biło jej ciepło, idealnie!
-Przepraszam?-spytałam niepewnie
-Przepraszam, może mi Pani pomóc?- powtórzyłam bo najwidoczniej nie usłyszała
-Tak, oczywiście- uśmiechneła się miło
-Poszukuję nijakiego centrum handlowego Baundie's
-Ah! Baundie's to moje ulubiona kwaiarnia!
-Kawiarnia?
-Taak, kawiarnia, tutaj niedaleko! Skręci Pani przy najbliższym skrzyżowaniu w prawo, później prosto i przy kolejnej krzyżówce na rogu- odpowiedziała entuzjastycznie
-Dziękuję, bardzo mi Pani pomogła- uśmiechnełam się.
Odwzajemniła uśmiech i odeszła.
Dobra, prosto, w prawo, prosto i jestem- myślę...

Gwałtownie skręcam wjeżdżając na wolne miejsce przy budynku którego szukałam.
-Nie martw się kochana, zaraz do ciebie wrócę- powiedziałam odwracając się na tylne siedzenia. Wysiadam z samochodu sprawdzając czy zamknełam drzwi. Na prawdę cieszę się, że ten samochód ma przyciemniane szyby, gdyby nie to ludzie pewnie pomyśleliby, że jestem mordercą i wiozę trupa żeby go gdzieś zostawić albo zakopać. Na tą myśl nieświadomie się uśmiechnęłam. Podeszłam do drzwi, szybkim pewnym ruchem je pchnełam i weszłam do środka.

Zwyczajna kawiarnia, przyjemne wystrojenie, dużo małych słodkich obrazków na ścianach, okrągłe stoliki a przy nich kolorowe pufy, idealne miejsce na spotkanie z przyjaciółmi, chyba wiem dlaczego wybrali to miejsce, genialna przykrywka, przecież nikt nie pomyślałby, że znajduje się tu główna baza dla "odmieńców", w sumie to nawet ja nie jestem pewna czy to tutaj...
Wolę nie przyciągać na siebie uwagi więc siadam przy jednym ze stolików znajdującym się przy oknie, nie zdążyłam jeszcze zdjąć kurtki kiedy podszedł do mnie wysoki blondyn z magicznymi niebieskimi oczami, wpatruje się w nie jak szalona, wszystko wokół mnie znika, są tylko one
-Halo słyszysz mnie?- spytał ze śmiechem chłopak
-Hę? Mówiłeś coś? Przepraszam, zamyśliłam się- czuję jak na twarzy pojawia mi się rumieniec
-Pytałem co podać- zaśmiał się i wskazał na notes który trzymał
-A, tak... A co polecasz?
-Jest to kawiarnia więc może kawę?-ponownie zaśmiał się widząc moje zakłopotanie
-Poproszę latte- uśmiechnęłam się niepewnie
-Okay, zaraz będzie- puścił mi oczko i odszedł
Co ja robię? Nie czas na szukanie chłopaka, w samochodzie leży przecież moja przyjaciółka a ja nawet nie wiem co z nią jest...
-Proszę, twoje latte
-O dziękuję
-A tak w ogóle to jestem Alan
-Livia-powiedziałam uściskając jego dłoń, była ogromna i silna, w sumie to dopiero teraz przyjrzałam się jego sylwetce, szczupły, możnaby powiedzieć, że drobny gdyby nie jego wzrost, delikatne blond włosy i te oczy... Biła z niego niesamowita energia, jakby nigdy nie był czymś zmartwiony...
-Mieszkasz tu?-zapytał
-Niee, to zdecydowanie nie moje klimaty...
-To co cię tu sprowadza?
-Chciałam...-kompletnie nie wiedziałam co powiedzieć, oczywiście miałam powód wizyty w tym mieście, ale on nie wygląda na osobę która może coś wiedzieć.
-Właściwie to... Mam pytanie, wiesz coś o bazie PZ?
Jego mina spoważniała, usta zacisneły się w cienką kreskę
-Słucham?
-Pytam czy wiesz coś o bazie PZ
-Skąd ty o tym wiesz?- nie mówił już z uśmiechem na twarzy...
-Ja... Bo... Muszę się tam dostać...
-Czy ty jesteś jedną z osób..- nie zdążył do kończyć
-Tak-odpowiedziałam pewnie
-A więc zapraszam- pokazał ręką abym wstała, zrobiłam to o co poprosił po krótkim wachaniu.

Chłopak szedł nawet nie odwracając głowy aby sprawdzić czy nadal za nim idę, dziwne, jeszcze przed chwilą był tak entuzjastyczny... a teraz zachowuje się jak jakiś ponurak..
-Gdzie mnie prowadzisz?- zapytałam. Nic nie odpowiedział, krzykną tylko coś do męszczyzny za ladą czego nie zrozumiałam.

Wreszcie (jak sądze) doszliśmy tam gdzie mieliśmy dojść ponieważ chłopak zatrzymał się i powiedział żebym zaczekała za drzwiami a sam wszedł do jakiegoś pokoju, który szczerze mówiąc wyglądał jak schowek na mopy. Nie myliłam się, bo kiedy Alan poprosił mnie abym weszła faktycznie ujrzałam mopy, szczotki i środki czystości.
-Co my tu robimy?!- niemal krzyknełam
-Nie denerwuj się- uśmiechną się lekko
W tym momencie przesuną ręcznik wiszący na haczyku ściennym, ujrzałam tylko mały kwadracik wyglądający na ekran telefonu, przyłożył do niego kciuk, którego urządzenie najwyraźnien skanowało po czym ściana rozsuneła się w miejscu w którym nigdy bym tego nie podejrzewała. Zobaczyłam windę...

Mam nadzieję, że wam się podoba, osobiście jestem dumna z tego rozdziału ;)
Aaa i jak wam się podoba nowy bohater: Alan?
Zapraszam do komentowania i głosowania, do następnego PaPa! :))

Oko W OkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz