Rozdział 6

142 14 1
                                    

Ten który wymyślił te przejście jest geniuszem- pomyślałam
-Wchodzisz?- zapytał Alan
-T.. Tak
Niepewnie przekroczyłam próg windy, odkąd zapytałam go o PSI nie jest już taki wesoły.
Pomieszczenie było metalowe, jasno srebrne ściany odbijały się w lustrze umieszczonym na przeciwko drzwi w którym z przyzwyczajenia się przejrzałam i lekko poprawiłam ciemno-brązowe włosy po czym stanełam obok blondyna. Kątem oka zauważyłam lekki przelotny uśmiech na jego twarzy- cholera, czy musiałam się akurat teraz poprawiać?!- skarciłam się w myślach.

Alan wcisną guzik z numerem 3 po czym drzwi się zamknęły, czuję jak moje ciało powoli opada wraz z pomieszczeniem. No tak, przecież ten budynek jest jednopiętrowy, czyli ośrodek znajdować się musi pod nim, że też wcześniej na to nie wpadłam...
-Gdzie mnie zabierasz?- zapytałam lekko się denerwując, w końcu nie często obcy chłopak zaprasza cię do windy w głąb ziemi.
-Zobaczysz...
-Chyba mam prawo wiedzieć!? Powiedz mi!
W tej chwili winda staneła, drzwi rozsuneły się a do małego pomieszczenia w którym się znajdowaliśmy wdarło się chłodne powietrze
-Jesteśmy na miejscu- powiedział poważnie chłopak i wyszedł z windy.
Z pomieszczenia rozchodzą się dwie drogi, jedena na prawo druga na lewo. Ściany korytarzy wyłożone są jasno-brązowymi imitującymi drewno panelami ściennymi do połowy wysokości, reszta pomalowana jest na (tak mi się przynajmniej wydaje) kolor jasno-beżowy, na podłodze natomiast ułożone są szare płytki, wszystko razem tworzyło idealnie zgraną całość.
-A ty tu zostajesz?- zapytał z wyczuwalną glosie nutką kpiny.
Nic nie mówiąc wychodzę z windy i rzucam dla chłopaka oschłe spojrzenie po czym on rusza w jeden z korytarzy, pośpiesznie dołączyłam do niego trzymając pewien dystans. Idziemy w milczeniu, żadne z nas nie chce zaczynać rozmowy na żaden temat a w szczegulności ja bo przed oczami cały czas mam obraz Clary leżącej na tylnych siedzeniach samochodu i potrzebującej jak najszybciej pomocy...
Alan zatrzymał się nagle przez co wpadłam na jego plecy wyrywając się z zamyślenia
-Auć!- wybąknełam pocierając głowę w miejscu gdzie się uderzyłam.
-Nic ci nie jest?- zapytał ze śmiechem jak i troską patrząc na mnie swoimi pięknymi przepraszającymi oczami.
-Nie, nie, nic się nie stało, to moja wina- posłałam mu nieśmiały uśmiech który odwzajemnił po czym zapukał w drzwi przy których się zatrzymaliśmy.
-Proszę!- usłyszeliśmy głos dochodzący z pokoju, Alan pewnym ruchem pociągną za klamkę i wychylił swoją glowę do pomieszczenia
-Dzień dobry, czy mógłbym zająć chwilę?- zapytał nadal trzymając dzrzwi tak abym nie mogła niczego zobaczyć.
-Jestem teraz trochę zajęty...- odpowiedział męski głos po czym ktoś inny kaszlną chcąc najwyraźniej podkreślić swoją obecność.
-To ważne, mamy gościa- nie odpuszczał, uchylił dzrzwi ukazując moją osobę.
Moim oczom ukazał się postawny sympatycznie wyglądający mężczyna około czterdziestki za biurkiem, przed nim siedział chłopak o króczoczarnych włosach nie patrzący nawet w naszą stronę przez co nie mogłam dostrzec jego twarzy.
-Cole, mógłbyś zostawić nas samych?- mężczyzna zwrócił się do swojego towarzysza po czym ten wstał, przelotnie spojrzał na mnie swoimi tajemniczymi czarnymi oczami i wyszedł popychając ramieniem Alana.
-Najwidoczniej mają coś na pieńku- pomyślałam.
-Proszę, wejdźćie.
Chłopak przepuścił mnie w drzwiach i wskazał abym usiadła po czym zają miejsce obok mnie.
Pomieszczenie wyglądało jak zwyczajne biuro, segregatory poukładane alfabetycznie na półkach, na ścianach wiszące dyplomy i podziękowania, biórko obładowane stertami papierów wydającym się nie mieć końca.
-Jestem Alban Lecter, dyrektor tego ośrodka. Zacznijmy od tego jak się nazywasz i ile masz lat?- zapytał zwracając się do mnie
-Nazywam się Livia Bloom i mam 17 lat- odpowiedziałam bez wachania chcąc urzymać pozory odważnej i nie ustępliwej.
Mężczyzna spojrzał na mnie, wydawał się czytać ze mnie jak z otwartej książki, czuję, że przed nim nie uda mi się nic ukryć przez co wzrokiem uciekałam wodząc po dywanie.
-A więc Livio- wreszczcie odezwał się dyrektor- co cię do nas sprowadza?- zapytał uśmiechając się czule, widać, że ma kontakt z ludzmi i ich problemami.
-Ja... Bo...- nie mogę wyduścić z siebię słowa co jest dzwine, bo nigdy nie miałam z tym najmniejszego problemu...
-Spokojnie- przerwał moje dukanie biorąc swoje krzesło i stawiając je obok mnie- Powiedz spokojnie co się stało, jesteś *menium prawda?
-Skąd to Pan wie?- krzyknęłam niespodziewanie podnosząc ton
-Powiedzmy, że znam się już trochę na tych sprawach a poza tym twoje oczy to mówią... Odrazu wbijają się w umysł niczym małe igiełki chcące zapanować nad nim- uśmiechną się i dodał- co oznacza, że swoje umiejętności odkryłaś dosyć niedawno.
Chwilę milczałam nie wiedząc co powiedzieć ale po minie Albana wiadomo było, że moje milczenie odebrał jako potwierdzenie
-Potrzebuję pomocy... I to szybko- wydusiłam.
-Zrobimy co w naszej mocy ale musisz powiedzieć nam o co chodzi- powiedział kładąc mi ręke na ramieniu.
W skrócie przedstawiłam cały przebieg zdarzeń bo wiedziałam, że czas ucieka, nie ma co uwzględniać szczegółów, wystarczą im fakty dotyczące tego co się stało. Nie zauważyłam nawet jak po moim policzu zaczęły spływać pierwsze krople łez, zadałam sobię z tego sprawę dopiero kiedy poczułam na swojej twarzy dotyk, to Alan wycierał moje łzy chusteczką... Jestem mu ogromnie wdzięczna, że o nic nie pyta, siedzi i słucha, nie wtrąca się do niczego, po prostu obserwuje...
-Rozumiem...- powiedział Alban pocierając swoją lekko zarośniętą brodę w zamyśleniu- wiesz, że twoje zachowanie było bardzo nieodpowiedzialne...
-Wiem, to wszystko przeze mnie!- wykrzyknęłam czując jak znowu w oczach zbierają mi się ogromne ilości słonego płynu.
-To nie prawda, i nie mówię tego aby cię pocieszyć, nie wykryli by tego tak szybko...
Musieli wiedzieć o tobie wcześniej tylko czekali na odpowiedni moment...- poprawił mnie po czym znowu na moment zapadła cisza.
Może Alban miał rację? To jest dosyć logiczne... Jakby się nad tym zastanowić to faktycznie wydaje się niemożliwe to, że zaraz po użyciu moich umiejętności zjawili się i to ze względu na to zajście, musieli już wcześniej o mnie wiedzieć...

-Musicie nam pomóc, musicie, proszę...- wyksztusiłam szlochając, dyrektor i Alan wymienili między sobą spojrzenia.
-Pomożemy- mężczyzna uśmiechnąć się do mnie i dodał- więc twoja koleżanka znajduje się w samochodzie?
Kiedy zadał to pytanie miałam ochotę zapaść się pod ziemię, jak mogłam ją tak zostawić?!
-Tak, nie miałam wyboru!- próbowałam się bronić chociaż tak na prawdę nikt o nic mnie nie oskarżał...
-Alanie- zwrócił się do blondynka obok mnie- pójdziesz z Livią do auta i przyprowadzicie tutaj koleżankę, a ja w tym czasie zwołam lekarzy, dobrze?
-Oczywiście- odpowiedział entuzjastycznie. Wrócił ten chłopak którego poznałam, wesoły, uśmiechnięty, energiczny- pomyślałam

Wyszliśmy z biura i skierowaliśmy się z powrotem do windy, zaprowadziłam Alana pod samochód, otworzyłam drzwi i ostrożnie podnieśliśmy bezwładne ciało przyjaciółki.
-Będziemy ją tak nieść przez ulicę?- zapytałam, nie wyglądało by to normalnie, dwójka młodych ludzi niesie ciało...
-Spokojnie, wejdziemy innym wejściem- odpowiedział po czym ustawiliśmy ciało Clar w pozycji wyglądającej jakby się tylko podtrzymywała.
Po chwili byliśmy już na miejscu, z tego co zrozumiałam z wytłumaczeń chłopaka na 3 piętrze oprócz biur znajduje się również szpital do którego właśnie szliśmy.
-Ok, to tutaj, połóżmy ją- powiedział wskazując wolną ręką na łożko. Ułożyliśmy delikatnie Clary na materacu, przykryłam ją kocem i usiadłam na krześle obok, jestem wykończona, jedyne czego teraz chcę to zasnąć...
-Niestety... Doktor Frey musiał wyjechać- powiedział Alban wchodząc do sali w której się znajdowaliśmy- twoją koleżanką narazie zajmie się Cole.
Cole? Chyba już dzisiaj słyszałam to imię. Cole, Cole... Cole! To on był w biurze!
Podniosłam głowę z kolan, zobaczyłam tego samego tajemniczego wysokiego bruneta, tym razem w białym fartuchy lekarskim. Wygląda w nim nieziemsko... W sumie to dopiero teraz widzęjego twarz i bez problemu mogę stwierdzić, że jest przystojny, bardzo przystojny. Ale czy on nie jest za młody na lekarza?- pomyślałam
-Witam- odezwał się niskim głosem nie patrząc na mnie
-Livio- powiedział Alban- widzę, że jesteś bardzo zmęczona, Alan zaprowadzi cię do sypialni, odpoczniesz
-Nie zostwię jej tu!
-Spokojnie, twoja przyjaciółką jest w dobrych rękach- uśmiechną się.
Blondyn wzią mnie pod ramię, nie mam nawet siły się mu opierać...
Po kilku minutach wyczerpującego marszu we szliśmy do małego pokoju który okazał się moim własnym kątem, bez namysłu rzuciłam się na łóżko, nie wiem która jest godzina, czy jest noc czy południe, nie obchodzi mnie to, chcę tylko zasnąć. Zanim jednak to się stało usłyszałam:
-Słodkich snów- po czym światło zgasło a ja zapadłam w głęboki sen...

------------------------------------------------------
Witam w kolejnym rozdziale!
Mam nadzieję, że wam się podoba :) Zapraszam do komentowania i głosowania bo to na prawdę podnosi na duchu ;)
Do następnego, Pa!
*menium- połączenie łac. mens imperium. Oznacza osobę potrafiącą kontrolować umysły

Oko W OkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz