Rozdział 1

14.4K 1K 177
                                    

Siedziałam w wygodnym w fotelu i czytałam książkę z nogą założoną na nogę, kiedy ktoś zadzwonił do mojego mieszkania. Wstałam lekko poirytowana, że ktoś mi przeszkadza w lekturze i ruszyłam do drzwi po drodze mijając czarnego kota, który bawił się swoją nową zabawką. Otworzyłam drzwi i w ciągu sekundy jakaś mała istotka uczepiła się mojej nogi. Popatrzyłam w dół i zobaczyłam małą główkę z gęstymi czarnymi włosami, które odziedziczyła po mamie. Podniosłam głowę by spojrzeć na uśmiechniętą przyjaciółkę.

- Cześć, Amanda - powitałam ją, a potem znów spojrzałam na przyklejoną do mnie dziewczynkę - Cześć, Sophie.

- Cześć, ciociu - odpowiedziała nagle podnosząc głowę i uśmiechając się do mnie, a tym samym ukazując brak jednego przedniego zęba. Pogłaskałam ją po głowie i gestem zaprosiłam obie do środka. Sophie zobaczyła kota i szybko do niego pobiegła zapominając o wszystkim innym. Popatrzyłam rozbawiona na Amandę, a ona pokręciła głową z lekkim uśmiechem. Usiadłyśmy przy stole przez chwilę w ciszy patrzyłyśmy jak Sophie biega za wystraszonym kotem.

- Wiesz dlaczego przyszłam, prawda? - zapytała Amanda łagodnym głosem.

- Znasz moją odpowiedź, chciałabym być przy tobie w tak ważnej chwili, ale nie wiem, czy czuję się na siłach by wrócić... - odpowiedziałam.

- Skarbie, wiem, że będzie ci ciężko, ale przecież możesz przyjechać z Willem. A właściwie to gdzie jest nasz gwiazdor?

- Mają próbę. Ich wokalista się rozchorował i nie będzie go na najbliższym koncercie, dlatego Will musi grać na perkusji i śpiewać jednocześnie.. - westchnęłam ciężko - znasz go, wiesz, że nie potrafi odpuścić. Wczoraj grali do pierwszej w nocy, bo się uparł, że mu się uda. Dzisiaj jak tylko się obudził to wyskoczył z łóżka i pobiegł na próbę.

Pokiwała głową na znak, że rozumie. Później wyciągnęła ze swojej torebki czerwoną kopertę, w której jak się domyślałam było zaproszenie na ślub jej i Andy'ego.

- No to jak? - zapytała z lekkim uśmiechem.
Wzięłam głęboki oddech i popatrzyłam na nią zmieszana. Wpatrywała się we mnie jeszcze przez chwilę, a potem rozczarowana wzięła zaproszenie i schowała je z powrotem do torebki.

- Rozumiem, nie czujesz się gotowa....

- Amanda, naprawdę chciałabym być twoim świadkiem na ślubie, ale... No nie wiem.. - popatrzyłam na jej pełną nadziei twarz i westchnęłam - Dobrze, dam radę. Dawaj to zaproszenie.

Przyjaciółka zrobiła wielkie oczy i pisnęła jakby była rowieśniczką swojej córki.

- Boże, Sky! Przez to jeszcze bardziej się cieszę na ten dzień - zaczęła szybko mówić z ekscytacją i rzuciła znów zaproszenie w moją stronę nawet nie zwracając uwagi, że walnęła mnie nim w twarz.
Potem zaczęła coś gadać o wieczorze panieńskim, ale ja już przestałam jej słuchać, tylko obserwowałam Sophie, która wzięła koc i udawała, że jest to sukienka kota. Po minie Lucyfera można było wywnioskować, że stracił już wolę walki. Jego oczy z obojętnością obserwowały ruchy dziewczynki. Po chwili Sophie zrezygnowała z sukienek i z koca zrobiła turban dla siebie i zaczęła śpiewać. Kot spojrzał na mnie z paniką i korzystając z nieuwagi swojego oprawcy uciekł do innego pokoju. Zachichotałam cicho zwracając na siebie uwagę matki i córki.
Dziewczynka pobiegła do mnie i pociągnęła za rękaw.

- Ciociu, a masz jakieś kredki? Bo Lucyfer uciekł i się nudzę - oznajmiła i tupnęła nóżką wyrażając swoją obrazę na kota.

- Idź do pracowni wujka Willa i w którejś szufladzie w biurku powinny być kartki i jakieś tam kredki i pisaki.

Uradowana Sophie klasnęła w ręce i tanecznym krokiem ruszyła do pracowni.

- Tak właściwie, dlaczego nazwałaś kota Lucyfer? - zapytała Amanda z rozmawieniem.

Przypomniałam sobie dzień, w którym przyniosłam wystraszonego kociaka do mieszkania. Na początku chował się cały czas pod kanapą, ale wkrótce już brykał po całym mieszkaniu. Kiedy wpadła do mnie babcia - która nie cierpi kotów, zresztą z wzajemnością - przyniosłam jej do pokazania małego pupila. Kiedy zmusiłam ją by go pogłaskała, ten zrobił wielkie oczy, nastroszył się i z wrzaskiem podrapał jej wyciągniętą rękę. Gdy nazwała go "Diabłem w futrze", wpadłam na imię Lucyfer, kiedy jej się to nie spodobało polubiłam ten pomysł jeszcze bardziej.
Słysząc to Amanda parsknęła śmiechem, jednak po chwili na jej twarzy pojawiła się panika.

- Co się stało? - zapytałam.

- Zostawienie mojej córki samej z kredkami nie jest zbyt bezpieczne - powiedziała i popędziła do pracowni Willa, a ja w ślad za nią.
W pomieszczeniu znalazłyśmy dziewczynkę, która kończyła swój rysunek na ścianie. Amanda złapała się za głowę, a ja byłam na początku przerażona, ale kiedy zobaczyłam co narysowała roześmiałam się. "Wujek Will i ja", tak prawdopodobnie miał brzmieć tytuł pracy napisany u dołu, gdyby nie to, że napisała "wójek wil".
Na obrazku byli uśmiechnięci Sophie i Will z patykowatymi ciałami.

- Nie mogłam znaleźć kartek - powiedziała dziewczynka z dumą pokazując swoje dzieło.

BRIAN

- Dajesz dupy, Brian. Postaraj się, to najważniejszy mecz! - krzyknął do mnie Chase.

- Przestań się drzeć, rozpraszasz mnie - syknąłem w jego stronę skupiając się na stole do piłkarzyków.
Pieprzony Andy, zawsze musiał wygrywać. Kiedy przepuściłem ostatniego gola decydującego o mojej przegranej walnąłem pięścią w stół i wziąłem duży łyk piwa.

- Stary, nie przejmuj się, kiedyś może dam ci wygrać - powiedział Andy z kpiącym uśmieszkiem. Pokazałem mu środkowy palec na co tylko szerzej się uśmiechnął.
Usiadłem na kanapie zostawiając rozmawiajacych o czymś kolegów.
Ostatnio wszystko mnie wkurzało. Sam nie wiem, czym było to spowodowane, tym, że właśnie rozstałem się z Meghan, czy tym, że musiałem mieszkać u kumpla, bo już nie miałem swojego mieszkania.
Chłopaki już przestali zwracać uwagę na moje humory i po prostu mnie ignorowali.

- Gdzie Amanda? - zapytał Simon.

-.... z Sophie do Sky....przyjechała... przekonuje ją... - usłyszałem tylko urywki z tego co mówił Andy, bo skurczybyk specjalnie mówił tak żebym nie słyszał. Ale kiedy usłyszałem jej imię, wstałem i podszedłem do przyjaciela, który chyba zorientował się, że usłyszałem to co mówił, bo mruknął do siebie coś w stylu "Amanda mnie zabije".

- Andy? - powiedziałem do niego pytającym tonem, z najgroźniejszym wyrazem twarzy na jaki mnie było stać, bo liczyłem, że po tym mi wszystko wyśpiewa.

- Nie, Brian. Obiecałem Amandzie, że nie powiem - powiedział poważnym tonem.

- Ty pantoflarzu! - krzyknął do niego Chase, który zaraz po tych słowach wylądował na podłodze podcięty przez Andy'ego.

- Andy, przez sześć cholernych lat, nie mówiłeś mi nic na jej temat. Proszę, powiedz mi co wiesz - poprosiłem go. On jednak patrzył na mnie zacięcie i pokręcił głową. Wyrzuciłem ręce do góry, wściekły na wszystko i poszedłem do drzwi. Kiedy je otworzyłem do domu wpadła Sophie i zaczęła trajkotać. Za nią weszła Amanda, która powitała mnie skinieniem głowy.

-... I byłyśmy u cioci Sky, i ona ma takiego fajnego kotka. I wiecie, że przyjedzie na ślub? Mama się ucieszyła, prawda mamusiu?

W domu zapadła cisza. Matka dziewczynki wlepiła we mnie spanikowane spojrzenie. Nic nie powiedziałem i wyszedłem z domu trzaskając drzwiami.
Odpuściłem do cholery! Już sobie odpuściłem, nie zależy mi. Więc, dlaczego kiedy usłyszałem, że przyjeżdża moje serce zaczęło bić szybko jakbym przebiegł jakiś maraton?

SKY

Ścisnęłam w dłoni kopertę z zaproszeniem i spojrzałam w lustro. Kobieta w odbiciu patrzyła na mnie twardo.

- Dasz radę tam wrócić, Sky. Do cholery, już nie jesteś skrzywdzoną szesnastolatką. Jesteś dwudziestodwulatką w szczęśliwym związku. Wrócisz do tych ludzi i pokażesz im jaka jesteś szczęśliwa - skrzywiłam się lekko - co ja gadam, ucieknę stamtąd po dwóch minutach.

Więc... Co myślicie? Mam nadzieję, że się spodoba. Wiem, że na razie jest nudnawo, ale to się jeszcze rozkręci, obiecuję. Życzę miłego czytania! :**

Wróć Do Mnie SkyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz