Rozdział 4

6.5K 630 196
                                    

                          SKY

Była. Narzeczona. Briana... Te słowa chodziły mi cały czas po głowie i byłam na siebie o to zła. Obserwowałam jak Meghan wchodzi do samochodu i odjeżdża, podczas gdy ja próbowałam ignorować wszystkie te pytania, które narodziły się w mojej głowie, a których nie miałam prawa zadawać. Po chwili zdałam sobie sprawę z tego, że obok mnie stoi Will i to mnie całkowicie przywróciło do rzeczywistości.

- Will, zbierajmy się już, musze jeszcze kupić parę rzeczy - powiedziałam cicho, ten pokiwał głową i pożegnał się z Amandą i Andy'm

Kiedy zaparkowaliśmy samochód zauważyłam, że Will ma dziwną minę, miał przymrużone oczy i zaciśnięte usta. Znałam go dobrze i wiedziałam, że oznacza to, że coś go gryzie, a ja nawet wiedziałam co...

- Will, co jest? - zapytałam wpatrując się w swoje buty i modląc się, by nie zadał tego pytania, które pewnie zamierza zadać.

- Kto to jest Brian?

Zamknęłam oczy i przełknęłam ślinę. Stłumiłam panikę rodzącą się w moim sercu i spojrzałam na niego.

-Will... Brian to... Syn chłopaka mojej mamy, pewnie zaraz zapytasz dlaczego nigdy o nim nie mówiłam, cóż.. Kiedyś coś nas poróżniło i nie utrzymujemy kontaktu.

- Już rozumiem dlaczego tak zareagowałaś, kiedy usłyszałas jego imię.

Gdybyś tylko wiedział... Pewnie nie byłbyś taki wyrozumiały - pomyślałam. Sama jeśli usłyszałabym, że mój chłopak spał z dziewczyną, która miała zostać jego przyrodnią siostrą, pewnie też bym nie zrozumiała. Jednak ja i Brian nigdy nie zostaliśmy przyrodnim rodzeństwem, mama i Jason porzucili planowanie ślubu sześć lat temu, a mnie zżerały wyrzuty sumienia kiedy tylko o tym pomyślałam.
          
                     *********

Na drugi dzień obudził mnie całus w czoło i miauczenie kota. Otworzyłam oczy, a nade mną stał uśmiechnięty Will.

- Cześć, kochanie.

Uśmiechnęłam się do niego i popatrzyłam na telefon by sprawdzić która godzina. Na ekranie pojawiła się godzina czternasta, oraz dziesięć połączen od Amy. Spanikowna wyskoczyłam z łóżka i rzuciłam się do szafy.

- Zabije mnie, zabije mnie, zabije mnie... - mamrotałam kiedy wyrzucałam wszystko z szafy poszukując ubrania. Kiedy już założyłam ubranie pobiegłam do łazienki chociaż lekko się pomalować żeby wyglądać jak człowiek przed spotkaniem z przyjaciółką. Jednak kiedy byłam już przy drzwiach łazienki pod moimi nogami znalazła się czarna puchata kulka. Popatrzyłam na kota, który był wyraźnie wściekły... I mokry? Popatrzyłam na Willa, a ten wzruszył ramionami.

- Wytarzał się w czymś, musiałem go wykąpać- tłumaczył się.

Zamknęłam na chwile oczy godząc się z wiadomością, że mój kot zrobi dziś mojemu chłopakowi piekło z życia. W sumie niezła ironia, patrząc na to, że kot ma na imię Lucyfer.
Weszłam do łazienki i szybko nałożyłam makijaż. Mój telefon znów zadzwonił, dzwoniła Amy. Aż bałam się odebrać, jednak to zrobiłam.

- Jesteś martwa - usłyszałam na powitanie.

- Jak miło usłyszeć pozytywne słowa na początek dnia - powiedziałam fałszywie wesołym tonem.

- Początek dnia? Kobieto, jest czternasta, dwie godziny temu miałaś być w centrum handlowym żeby kupić rzeczy na imprezę!

Impreza...Wieczór panieński Amandy. Boże, jestem taką idiotką.

- Amy, daj mi dziesięć minut - powiedziałam spokojnie do telefonu.
Rozumiałam jej zdenerwowanie, na jej miejscu bym mnie zabiła... No cóż, pewnie to zrobi.

                        BRIAN

Patrzyłem na czerwonowłosą dziewczynę, która weszła do kawiarni. Nie dało się jej  nie rozpoznać, nawet mimo tłumu ludzi - zawsze wybierała na spotkanie tą swoją ulubioną kawiarnię do której chodzili wszyscy i zawsze były tam tłumy.
Jej twarz zawsze wyróżniała się spośród innych. Delikatna, można nawet powiedzieć, że dziecięca. Starała się to ukryć nosząc kolczyki w wardze i brwi. Nie lubiłem tego, była piękna bez tych wszystkich błyskotek. Kochałem ją, naprawdę ją kochałem. Za jej opiekuńczość, za to, że umiała ze mnie czytać jak z otwartej księgi, za to, że mimo tego, że tyle razy ją zraniłem zawsze trwała przy mnie. Jednak to, że miałem w głowie kogoś innego sprawiało, że nie czułem się w porządku wobec niej. Nie mogłem jej pokochać tak bardzo jak mojej pierwszej miłości.

Uśmiechnęła się lekko kiedy mnie zobaczyła.

- Jak cudownie cię widzieć w tak ponurym nastroju, Brian - zaszczebiotała  siadając przy stoliku.

- Pięknie wyglądasz, Meghan - odpowiedziałem z uśmiechem. Uśmiechnęła się szerzej na komplement.
Potem jednak przybrała poważny wyraz twarzy.

- Jeśli chcesz do mnie wrócić po prostu mi to powiedz, nie praw mi komplementów - powiedziała  po części cytując moje słowa wypowiedziane do niej kiedyś, jednak było widać, że ją to bawi, ponieważ unosiła kącik ust kiedy wypowiadala te słowa. Wiedziałem, że żartuje, ale przypomniała mi jakim byłem dla niej dupkiem ostatnio.

- Zaprosiłem cię, bo chce Cię przeprosić za to jakim byłem palantem ostatnim razem... - popatrzyłem na nią badawczo sprawdzać jak przyjęła na razie moje słowa. Patrzyła na mnie z zainteresowaniem.

- Nie, nie przerywaj. Lubię jak się kajasz - powiedziała ze złośliwym uśmieszkiem.
Pokręciłem głową ze śmiechem i kontynuowałem.

- Mam gówniany czas w moim życiu i jakoś staram się to wszystko poukładać, ale widzisz jak mi to idzie... W ogóle nie idzie. Jeszcze to jak cię potraktowałem.. Nie daje mi to spokoju...

- Hej, spójrz na mnie - przerwała mi.

Zrobiłem o co prosiła. Patrzyła mi twardo w oczy.

- Jestem dorosła, dam sobie radę. Nie przepraszaj mnie za to, że byłeś ze mną uczciwy. Nie udało się, pora o tym zapomnieć. Kocham Cię i chce żebyś był szczęśliwy,  jeśli nie ze mną, trudno. Naprawdę uważam, że jesteś cudownym facetem. I zasługujesz na szczęście, wiec naprawdę nie przejmuj się mną, jestem twarda, dam radę - uśmiechnęła się i puściła mi oczko.
Odwzajemniłem uśmiech, ale wcale nie poczułem się lepiej.

- Zamówiłem ci twoją ulubioną kawę - powiedziałem przerywając ciszę, która zawisła między nami.

- O, to cudownie. Marzę o kawie, dziękuję - uśmiechając się.

Następne minuty spędziliśmy na gadaniu o życiu, o tym co zamierzamy robić dalej. Meghan zamierzała wyjechać do Japonii na rok. Zawsze marzyła o tym by zwiedzić Azję - nigdy nie brałem tego typu pomysłów na poważnie, bo Meghan zmieniała je przynajmniej raz na tydzień. Ja marzyłem tylko o jednym. Żeby poukładać ten bałagan jakim się stało moje życie ostatnio.
Kiedy wypiła kawę poszliśmy do parku się przejść się po parku. Przez chwilę szliśmy w ciszy, ale widziałem, że Meghan ma minę, jakby chciała coś powiedzieć, ale nie wiedziała jak.

- No wyrzuć to z siebie - powiedziałem z uśmiechem.

- Wiem, że nie lubisz zaczynać tego tematu, ale jak się czujesz z tym, że Sky wróciła? - zapytała z zaklopotaniem.

Kurwa. Dlaczego ostatnio każda moja rozmowa z kimkolwiek musi zejść do tego tematu?

- Meghan, to przeszłość, już o tym nie myślę. Minęło sześć lat i teraz mam inne problem na głowie. Poza tym myślę, że ona też o mnie zapomniała, ma chłopaka. Skończmy ten temat, proszę i nie wracajmy do tego. Było minęło - starałem się mówić to spokojnym głosem i nawet mi to wychodziło, ale przy ostatnich słowach mój ton się trochę wyostrzył.

Meghan popatrzyła na mnie i w jej wzroku wyczytałem, że nie do końca mi wierzy, ale nie obchodziło mnie to.

Witam po zbyt długiej przerwie :)
Miałam zastój, ale chyba już mi minęło, także możecie oczekiwać następnego rozdziału juz w tym tygodniu :D
Miłego czytania :)

Wróć Do Mnie SkyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz