》3《

51 11 0
                                    


W pokoju panowała głucha cisza. Gdyby nie fakt, że większość owadów wyginęła, można by usłyszeć nawet trzepot skrzydeł muchy. Każda z dziewcząt siedzących na kanapie usilnie próbowała zrozumieć coś przez stłumiony sygnał z radia. Co chwila któraś z nich podchodziła do ów wiekowego urządzenia, uderzała w nie lub zmieniała poziom głośności, ślepo wierząc, że dzięki temu pozna więcej szczegółów z wydarzenia na rynku. I tak w tę i we w tę. W tę i we w tę. Czasem działało.

– To na nic – westchnęła Marika, przypatrując się małej rudowłosej, majstrującej coś przy odbiorniku radiowym. – Zostaw to.

Mała nie dawała za wygraną. Jeszcze raz z impetem uderzyła w tylną klapę urządzenia, przez co niechcący odłączyło się ono z prądu i hukiem spadło na ziemię. Słychać było wyraźny dźwięk łamiącego się plastiku i gruchotu dobiegającego z wnętrza radia. Przestraszona dziewczynka spojrzała na współlokatorki i wygięła swoje małe, malinowe usteczka w podkówkę. Nie chciała tego zrobić. To wydarzyło się przez przypadek. Gdyby mogła temu zapobiec, zrobiłaby to, a nie siedziałaby na podłodze i płakała, licząc na wyrozumienie. Przecież przypadki się zdarzają, tak?

– Coś z ty najlepszego zrobiła? – wściekła się Aldona i zerwała się z kanapy, by ocenić stan leżącego na podłodze przedmiotu. Podniosła je, pozbierała resztki pękniętej obudowy i ustawiła radio z powrotem na niewielkim, drewnianym stołku, próbując je bezskutecznie uruchomić.

– Jak mogłaś? Zepsułaś jedyny elektryczny sprzęt w tym domu! – wrzasnęła jeszcze głośniej, zupełnie ignorując płacz Arne. – Przez to, że tak gwałtownie wyrwałaś ten głupi kabel z gniazdka, pewnie odetną nam prąd! Zapomniałaś, że to kontrolują? Licznik naliczający opłaty się zatrzyma i co? Uznają to za celowe odłączenie, by nie słuchać audycji! Czy ty wiesz, ile Olimpia musiała pracować, żeby zakupić to jedno jedyne gniazdko z dostępem do elektryczności i je regularnie opłacać? Jak dobrze pójdzie, zabiorą nam tylko to. W najgorszym przypadku zabiją nas za bunt. Czy ty w ogóle myślisz? Jak my niby teraz posłuchamy tej audycji? No i po co ryczysz? Myślisz, że to mnie jakoś ruszy? Że się nad tobą zlituję?

– Aldona... – jęknęła Marika, spoglądając na coraz bardziej przestraszone dziecko.

– Nie powinniśmy cię w ogóle tu przyjmować – kontynuowała, kompletnie ignorując swoją siostrę. – Mamy jedną bezużyteczną i rozwalającą wszystko gębę do wykarmienia więcej! Nie wiem, jak twoi rodzice...

– Aldona! – ryknęła głośniej blondynka, czym dopiero zwróciła jej uwagę. – Przegięłaś, wiesz? To przecież tylko dziecko. Myślisz, że nie jest jej ciężko? Też straciła rodziców, tak jak my. Pomaga nam jak tylko potrafi. Nie możesz, od tak...

– Jak niby pomaga? Narażając nas strażnikom? – wykrzyknęła Marice prosto w twarz, przerywając jej wypowiedź. Dziewczyna zdumiała się i lekko zmieszała, nie będąc pewną, co powinna odpowiedzieć. – Tak, dobrze słyszałaś. Wiem o wszystkim. Takich zdrajców jak ona nie powinno utrzymywać się przy życiu.

Blondynka pokręciła głową, chcąc coś powiedzieć, zaprzeczyć, ale nie potrafiła. Wolała nie kłamać. Nie po tym, co wydarzyło się w jej przeszłości.

– To był wypadek.

Aldona prawie się zakrztusiła śmiechem.

– Chcesz mi powiedzieć, że szła sobie ulicą i przypadkowo zaczepiła Dermatora, wspominając mu co nieco o magicznie pojawiających się w naszym domu kartonach z owocami? No tak, faktycznie musiało jej się to wymsknąć. Zdarza się. Tylko niech na przyszłość zdąży jeszcze podać mu adres i nazwiska współpracujących z nami Polaków, będę jej dozgonnie wdzięczna – ugięła kolana i ukłoniła się rudowłosej, wpatrując się w nią jak w najgorszą rzecz, która ją w życiu spotkała. Dziecko zaniosło się jeszcze głośniejszym płaczem.

Elipsa PotępionychOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz