Rozdział IV

25 2 2
                                    

- Naprawdę ona? - spytał wysoki chłopak.

- Tak. Nie wiem jakim cudem, ale mimo wszystko myślę, że to ma jakiś sens. - odparła Sonas.

- Wiesz, że takie wydarzenie nigdy nie miało miejsca? Zazwyczaj nie przyprowadzamy do naszego świata pełnokrwistych ludzi.

- No cóż... Widocznie coś musiało się zmienić.

- Potrzebujesz mojej pomocy? - zapytał młodzieniec.

- Tak... Myślę, że Kalia powinna cię spotkać.

* * *

Kalia usiadła na łóżku. Dopiero teraz przypomniały jej się ostatnie wydarzenia. Niesamowity słuch, czarodziejskie iskierki, kobieta o imieniu Sonas. Wszystko to zaczęło napływać do niej w jednej chwili. Nigdy nie wierzyła w magię, ale to co się działo mówiło same za siebie.

Kalia wygramoliła się z ciepłej pierzyny i stanęła na zimnej podłodze. Jeszcze wczoraj pokój wydawał jej się ogromny. Teraz był niewielki, ale za to wyjąkowo przytulny.

Dziewczyna spojrzała na swoje ubranie. W niektórych miejscach było wygniecione.

- Spałam w dziennych ciuchach. To dopiero...

Kalia podeszła do niezbyt nowej szafy wykonanej z jasnego drewna. Otworzyła drzwiczki i uśmiechnęła się delikatnie.

Środek wypełniały liczne półki. Nie były one jednak puste. W równych rządkach leżały idealnie złożone podkoszulki i doły od garderoby. W mniejszych szufladach znajdowała się czysta bielizna.

Kalia wyciągnęła obcisłe jeansy i granatową koszulkę. Najzwyklejszą z możliwych. Leżała idealnie. Na stopy założyła swoje białe tenisówki. Szczotką, leżącą na nocnej szafeczce, przeczesała włosy i pozostawiła rozpuszczone. Tak czuła się najlepiej. Ostatnie spojrzenie w kierunku lustra utwierdziło ją w przekonaniu, że jest naprawdę brzydka.

Zamiast zastanawiać się nad swoim pospolitym wyglądem podeszła do drzwi balkonowych. Uchyliła je i zamknęła oczy. Wyszła na zewnątrz.
W nozdrza wdychała świeże powietrze. Było delikatne i chłodne.
Rozkoszowała się chwilą orzeźwienia, ale mimo przyjemności postanowiła uchylić powieki.

Po lewej stronie rosły wysokie drzewa w kształcie leśnych grzybów. Niedaleko dostrzec można było rzekę, mieniącą się srebrem w porannych promieniach słońca. Wokół niej, na soczysto zielonej, wysokiej trawie, rosły niesamowite rośliny. Wyglądały na tropikalne. Niektóre kwiaty miały liczne płatki we wszystkich kolorach tęczy. Jeszcze inne cechowały się kielichami białymi jak śnieg. Gdzieniegdzie widać było wysokie pnącza z liśćmi, układającymi się na kształt ludzkich ust. Po prawej stronie ciągnęła się żwirkowa ścieżka. Na horyzoncie widać było kilka domków, a w oddali majaczyły potężne szczyty gór. To, co ją niepokoilo, to czarne chmury, rozpościerające się nad górską granicą. Na widok tak tajemniczego krajobrazu Kalia mimowolnie zadrżała. Przez ułamek sekundy oczy zaszły jej mgłą i straciła świadomość. Kiedy już się ocknęła, drżała delikatnie.

- Sihir - wyszeptała niemo.
To ta kraina. Sihir...

Odwróciła się i weszła do pokoju. Zataczała się na nogach, więc usiadła na łóżku. Po kilku minutach czuła się już w pełni sił. Zapomniała o swoim postanowieniu przeszukania wszystkich pomieszczeń. Ostrożnie zeszła na dół, powtarzając sobie nazwę. Dotarł do niej przyjemny zapach kawy. Po paru chwilach odnalazła kuchnię. Przy zlewie stała Sonas.

-Jak się spało księżniczko?

-Yyy... Dobrze, dziękuję. - odparła nieco zmieszana Kalia. Pamiętała, aby zachować jasność umysłu i być czujna. W końcu, nie mogła być pewna czy to nie porwanie.

-Usiądź przy stole. Chcesz naleśniki z cukrem czy tosty z dżemem?

Widząc, że Kalia stoi z założonymi rękami, Sonas skierowała palec w stronę drewnianego krzesła. Pokierowała go w kierunku dziewczynki i tym ruchem podcięła jej nogi. Kalia znalazła się przy stole.

-Uważaj, bo ci muchy wlecą do buzi. - roześmiała się kobieta.

Kalia złączyła wargi, a kobieta postawiła jej przed nosem talerz ciepłych placków z cukrem pudrem.

-Skąd mam wiedzieć, czy nie chcesz mnie otruć?

Wokół oczy i ust Sonas widoczne były zmarszczki. Musiała się często śmiać. Teraz były one jeszcze bardziej pogłębione.

-Nie mogłabym tego zrobić.

Kalia zaczęła tracić wiarę w swoją upartość. Niechętnie wzięła do ręki widelec, odkroliła kawałek ciasta i ostrożnie włożyła do buzi. Poczuła, że jej kubki smakowe zaraz eksplodują.

-I co? Zatrute? - zaśmiała się kobieta.

Kalia wydobyła z siebie tylko ciche mruknięcie. To jest przepyszne!

Kiedy talerz był już pusty, Sonas odchrząknęła.

-Wiesz już, gdzie jesteś?

-Chyba tak... Sihir, prawda? Ale i tak wciąż nie wiem dlaczego tu jestem? O co wogóle chodzi? I czy moja mama się martwi? A moi znajomi? Nie mogę już wrócić do domu?

-Zacznijmy od tego: witam cię w Sihirze. To kraina, mieszcząca się w piątym wymiarze. Nie znana dla ludzi i nikogo z zewnątrz. My, mieszkający tutaj, mamy... jakby to powiedzieć... wyjątkowe zdolności. Ty akurat zostalaś wybrana.

-Wybrana? Przez kogo?

-Nie jestem pewna... Coś takiego nigdy się nie wydarzyło. Dostałam sygnał, że muszę po ciebie iść. Nie wiem, kto lub co dało mi ten znak.

-A po co była ta stara książka? I czemu dostałam ją od nauczycielki?

-No, a czemu nie? Nie można się człowiekowi czasem zabawić? - Sonas znowu się uśmiechnęła - Zamroczyliśmy troszkę tej nauczycielce w umyśle i proszę bardzo. Akurat mieliście lekcję o opisywaniu natury. Wyszukiwałaś dziury w całym i przekonywalaś się, że drzewo na rysunku w podręczniku to magiczny domek. To był istny kabaret.

-Wypraszam sobie! Wzięłam to na serio! Nie moja wina, że byłam przewrażliwiona tymi wszystkimi wydarzeniami. - sprostowała Kalia.

-Dobrze, już dobrze. Wracając do twojego kolejnego pytania. Mamy ogromny wpływ na świat ludzi.

Na mój dom - pomyślała Kalia.

-Przykro mi to mówić, ale... wszyscy, którzy cię znali będą musieli zapomnieć. O tobie.

-Moja mama, moi dziadkowie też? Wszyscy? - dziewczyna poczuła wielką kulkę w gardle.

-Tak... - westchnęła Sonas - Ale nie martw się, tutaj znajdziesz prawdziwą rodzinę.

W oczach Kalii pojawiły się łzy. Już nigdy nie wróci do swojego ukochanego miasta, nie zobaczy znajomych, nie będzie zwykłą nastolatką.

- Dlaczego dopiero teraz... mam moc? - spytała. Przy wymawianiu ostatniego wyrazu demonstracyjnie przewróciła oczami.

- Tego nie wiem...

Kalia poczuła zbierającą się złość.

- To wszystko jest kompletnie... idiotyczne! Dlaczego ja tu jestem?! - głośno wstała z krzesła.

- Nawet nie zdajesz sobie sprawy jaka jesteś wyjątkowa.

W jednej chwili dziewczyna zawstydzila się swojego wybuchu wściekłości. Powoli usiadła na miejscu.

- Przepraszam...

- Nic się nie stało. Pewnie jesteś zmęczona tym wszystkim. Przyjdź, kiedy odpoczniesz. - Sonas uśmiechnęła się ciepło.

- Dziękuję.

Kalia podążyła w stronę schodów, a Sonas wypowiedziała zaklęcie. Brudne naczynia pofrunęły do zlewu.

- Czy ja... Czy ja też tak będę umiała? - spytała dziewczyna.

Sonas popatrzyła na nią uważnie.

- Zobaczymy.

*****************

Podoba Wam się? Zapraszam do gwiazdkowania i komentowania☺.

Kalia // ZawieszoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz