Otwieram oczy. Jest tu. On. Siedzi na koniu. Wiem, że to On. Jest w ciemnym stroju, a na głowie ma kaptur. Jego koń wygląda jak cień.
Odwraca się i patrzy prosto na mnie. Przechodzi mnie dreszcz. Szybko odwracam wzrok w inną stronę. Nie powinnam dać mu tej satysfakcji. Ale nie spojrzę znowu na niego. Boję się.
Znajdujemy się na łące. Trawa jest koloru ciemnozielonego. Na niebie szaleją błyskawice. Przed sobą widzę coś, co wygląda jak srebrna droga, ale widocznie nią nie jest, bo odbija się w niej wielkie, białe drzewo. W oddali widać tylko ciemność. Pustka.
Zauważam, że On znowu się patrzy. Cofam się o trzy kroki.
– Przede mną nie ma ucieczki. – Śmieje się złowrogo. – Dołączasz do mnie, czy chcesz, aby ktoś przez CIEBIE zginął? – specjalnie akcentuje przedostatnie słowo. Chce, żeby poczucie winy dało mi we znaki.
– Nie boje się ciebie! – krzyczę starając się brzmieć stanowczo, co mi nie wychodzi.
– Czyżby? – Zsiada szybko z konia i do mnie podchodzi. Dalej nie widać jego twarzy. – Jesteś tego pewna?
– Tak, jestem tego pewna! – I tak mi nie uwierzy. Pewnie słyszy, jak mocno bije mi serce. Boję się jeszcze bardziej.
– Masz minutę na odpowiedź. – Odsuwa się ode mnie. – Dołączasz się do mnie czy nie?!
– Nigdy! – również krzyczę i spluwam na niego. Niech wie, że mam go gdzieś głęboko.
– Czyli chcesz, żeby twoi bliscy zginęli?! Jeśli tak, to proszę bardzo! Ich czas jest policzony – ostatnie zdanie wypowiada spokojniej. Nie wiem, co się dzieje w tej jego głowie.
Zniknął tak po prostu. Nie było żadnego "bum". Rozpłynął się w powietrzu. Jak mgła. Jego konia też nie ma. Mrugam kilka razy. Nie wracają. Mrugam jeszcze raz. Drzewo, którego odbicie widziałam w niby drodze, jak ją w myślach nazywam, też znika. Niebo nad moją głową rozjaśnia się. Tak, tak jest dobrze. Tylko szkoda, że drzewo już zniknęło, wtedy byłoby jeszcze piękniej. Trawa wyjaśniała.
Powoli ogarnia mnie senność. Kładę się na trawie. Jest taka miękka i wygodna. Zamykam powieki. Zanim ramiona Morfeusza mnie pochwyciły, słyszę jeszcze, że ktoś mnie woła. Niech da sobie spokój. Chcę spać. I zasypiam...
***
– Leila! Leila wstawaj! – Ktoś mną potrząsa. – Spóźnisz się do szkoły.
– David! Daj mi spać! – Od razu poznaję, że to David. Tylko on ma taki głos. – Chwilka jeszcze!
David to mój starszy brat. Jest wysokim brunetem o brązowych, dużych oczach. Zwykle jego włosy są lekko postawione do góry. Ma wadę wzroku, ale rzadko kiedy chodzi w okularach, woli soczewki. Gra w drużynie piłki nożnej, ale w przeciwieństwie do mnie, raczej woli się dużo uczyć, chociaż ja sama też niewiele mniej tego robię.
Taty pewnie znowu nie ma – dlatego David mnie budzi. Mój tata nazywa się Jonathan Black, czyli w skrócie John. Pracuje w kancelarii prawniczej i rzadko kiedy jest w domu. Ma jasne, prawie białe włosy i niebieskie oczy. A moja mama... Moja mama nie żyje. Zmarła, gdy byłam mała. Prawie jej nie pamiętam, ale w moim pokoju znajduje się nasze wspólne zdjęcie, więc wiem, jak mniej więcej wyglądała.
– Mała, wstawaj! – David zaczyna się już denerwować.
– Ile razy mam ci już powtarzać, nie nazywaj mnie mała! Nie mam pięciu lat!
– Też cię kocham, siostra! – Wychodzi trzaskając drzwiami. Wie, że już sama wstanę.
Wychodzę spod kołdry i od razu jest mi zimno. Wzrokiem przebiegam po pokoju. Jest dosyć duży, ale nie ogromny; dla mnie w sam raz. Aktualnie leżę na wielkim łożu obitym czarnym zamszem, na którym znajduje się świeża, szarobiała pościel, która pachnie lawendą. Nade mną wiszą dwie przyczepione do ściany białe lampy, dane tam specjalnie po to, bym mogła wieczorem czytać. Po prawej stronie łóżka stoi niski, kredowy nocny stolik, na którym ustawiłam kolejną lampę, również w odcieniu bieli. Obok niej stoi jasny wazon i zielona, wysoka szklanka. Z kolei po lewej stronie łóżka jest stojak na moje ulubione książki. Przed moim posłaniem leży szarobury ogromny dywan, na którym zazwyczaj bawię się z moim niebieskookim husky o imieniu Saris. Po prawej od dywanu stoi bielusieńka komoda z stojącym na niej zegarem, małą, zieloną roślinką i kolejnym, ale mniejszym, wazonem. Za komodą znajdują się dwa duże okna, przez które przechodzi ogromna ilość światła, oraz przeszklone drzwi z wyjściem na balkon.
Podchodzę do szafy, znajdującej się przed łóżkiem, i wyciągam czarny top, szary dres ze ściągaczami przy kostkach i białe buty nike. Z komody biorę czarną bransoletkę z ćwiekami i czarną szminkę. Szybko skaczę po schodach i idę do łazienki*, gdzie biorę szybki prysznic, maluję się, ubieram i wychodzę z mojego pokoju.
Schodzę do kuchni i witam się z moją gosposią Jadwigą, która jest Polką**. Oczywiście proponuje mi miliony dań, na co ja, z udawaną grzecznością, odmawiam. Mam dość skakania wszystkich ludzi wokół mnie, którzy myślą, że w jakiś sposób pomoże to z brakiem matki. Czekając na brata, który ma mnie podwieźć dzisiaj do szkoły, łapię tosta i sok pomarańczowy, po czym siadam przy wyspie kuchennej.
– David! Idziesz już?! – krzyczę, nie chce mi się na niego czekać.
– No idę, idę... Czekaj tylko chwilę! – odkrzykuje.
– Ruchy! Nie mam całego dnia!
Jedząc tosta zastanawiam się jak będzie wyglądał dzisiejszy dzień. Pewnie znowu te dwie nieznośne tapeciary Kelly i Melly ***będą chodzić po szkole myśląc, jakie są super i próbując się popisać przed najpopularniejszymi chłopakami. Przecież i tak oni nie zwrócą na nie uwagi! Chyba, że na jakiś szybki numerek w toalecie...
– Idziesz, czy będziesz dalej tak siedzieć?
– Przepraszam, zamyśliłam się, braciszku. Idę, idę.
Ruszam wolnym krokiem za Davidem. Z przedpokoju biorę jeszcze mój czarny plecak Vans i wychodzę na dwór. Wsiadam do czarnego BMW mojego brata na miejsce pasażera. Sama mam swojego Noble'a M600, również o kolorze czarnym, nie narzekam. Na to autko namawiałam mojego ojca przez miesiąc, jednak w końcu się zgodził, chyba dlatego, że wie, jak bardzo kocham szybką jazdę. Nigdy nikomu nie pozwalam sięgać za kierownicę.
David zapala auto i kieruje się w stronę naszej szkoły. Nie jest to tak daleko, ale nie chce mi się chodzić. Po 5 minutach mój brat zatrzymuje się na parkingu. Całuję go na pożegnanie w policzek i wysiadam. Czas na kolejny wielki, wielki dzień.
---------------------------------------------
*łazienka, jak łazienka, nie będę robić specjalnie jakiegoś opisu, żeby kibel opisać xD
**tak! niech będzie Polką! Jadwiga....
***tak mi się fajnie zrymowało :D
--------------------------------------------
CZYTASZ
Zaczęła się burza
FantasyLeila chodzi do szkoły, uczy się, wieczorem wychodzi ze znajomymi na imprezy; jak zwykła nastolatka. Jednak jednym się różni: uwielbia adrenalinę. A co, gdy jedna z takich imprez skończy się tragicznie, a ofiarą tej sytuacji zostanie ojciec Leili...