Rozdział 4

176 18 0
                                    

Dziś nic specjalnego się nie działo. Cóż mogę tylko powiedzieć, że był to jeden z lepszych dni tutaj. Nie zabirali mnie dziś na żadne badania, ani na sale treningową. Zastanawiałam się co dziś w tym im przeszkadza, ale byłam zadowolona. Tym bardziej, że trochę zaczęłam już panować nad moją mocą siedząc w ten celi całkiem sama. Właściwie mogłam już planować ucieczkę, ale co się stanie gdy moją moc mnie nie posłucha to było pewne, że zginę.
Dziś rano dostałam "nowy" kombinezon o kolorze brudnej szarości, trochę na mnie wisiał, ale lepsze to niż żebym cały czas chodziła w ten samej sukience I szpilkach.
Podeszłam do okienka I przez kraty zobaczyłam, że pada.
Kropelki deszczu spływały po szybie, a ja przesuwałam palcem I ustawiłam jej nowy kierunek.
Uśmiechnęłam się. Władanie żywiołami było niesamowite!
Odeszłam kawałek od okienka, uniosłam dłonie I sprawiłam, że deszcz zmienił się w grad, a grad w śnieg, aż w końcu sprawiłam, że pogoda była pogodna. Czyli mogę też manipulować pogodą? Niesamowite.
Spojrzałam na swoje ramię. Na jego powierzchni widniało znamię w ksztacie motyla. Z tym znamieniem się urodziłam. Miałam je tylko ja I moja matka. Może właśnie to znamię świadczy o tym, że jestem inna? Że mam moce.
Nagle usłyszałam huk, drzwi wyleciały z zawiasów I z wielką mocą uderzyły w ścianę.
Zobaczyłam chłopaka, gdzieś trzy lata starszego ode mnie. Miał szmaragdowe oczy I bujną brązową czuprynę. Był bardzo przystojny.
Spojrzał na mnie, złapał mnie za ręke I pociągnął za sobą. Próbowałam się wyrwać, ale on trzymał mnie bardzo mocno I powiedział:
-Zabieram cię stąd Caroline.
-Kim jesteś? Gdzie mnie zabierasz? I skąd snazzy moje imię?
-Teraz mogę ci tylko powiedzieć, że mam na imię Chris, a moi ludzie atakują tą placówkę, by uratować cię I innych pozostałych przy życiu Omnich.
-Kogo? -Zapytałam, ale Chris nie odpowiedział. Wszędzie widziałam ludzi w czerwonych mundurach, którzy atakowali strażników Cassidy.
Niektórzy widząc mnie, szybko mi salutowali I wracali do ataku.
Zdziwiło mnie to zachowanie.
Biegliśmy dalej, aż znaleźliśmy się już prawie przy wyjściu gdy drogę zagrodziła nam Cassidy, ubrana w czarny skórzany, dopasowany kobinezon I z mocnym rockowym makijażem.
-No witam, witam. Chyba nie myślałaś, że nas opuścisz moja droga? -Powiedziała z sarkastycznym uśmiechem. Swoją mocą przygwoździła mnie do ściany, tak że nie mogłam się ruszyć I co raz bardziej brakowało mi powietrza.
Zobaczyłam jak Chris rzuciłam się na tą jędzę I z jego rąk wydobywa się światło. Chciałam my pomóc, ale nie mogłam nic zrobić. Miałam co raz mnie powietrza w płucach, przed oczami miałam mroczki.
Aż w końcu nie wiedziałam co się że mną dzieje.......Zemdlałam.
================
Cześć.
Nie wiem co tu napisać, więc tylko pisze, żebyście łapkowali, komentowali I obserwowali mnie.
Dziękuje.

Elementorum. Naznaczona.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz