Vivian zamknęła na sekundę oczy i ponownie przeczytała list. Jej puls przyśpieszył, a usta rozszerzyły się w uśmiechu. Nadal zdawało jej się, że to wszystko jedynie sen. Ale nawet jeśli tak było, to nie miała najmniejszej ochoty się z niego budzić.
Wzięła do ręki telefon i napisała krótkie życzenia, które rozesłała wszystkim znajomym i członkom rodziny. Uśmiechnęła się i odłożyła komórkę, postanawiając zdrzemnąć się jeszcze chwilkę.
#
- Ja? Mam przyjść do gabinetu?
Spojrzała na członków porannego obchodów jak na bandę idiotów. Doktor, który prowadził jej chorobę, nigdy nie poprosił jej do gabinetu. Jeśli chodziło o coś ważnego to zawsze rozmawiał o tym z rodzicami, a ona sama o wszystkim dowiadywała się ostatnia. O ile w ogóle się dowiadywała.
- Tak. Nie musisz się śpieszyć, ale prosił żebyś do niego przyszła.
Miała złe przeczucia. Czy doktor, który zaprasza pacjentkę na indywidualną rozmowę do gabinetu może mieć jakieś dobre wieści? Szczerze w to wątpiła, zwłaszcza po dodaniu tych wszystkich współczujących spojrzeń.
- W porządku, przyjdę.- powiedziała z ukrywanym uśmiechem na twarzy. Była w wyśmienitym humorze, a żołądek skręcał jej się z oczekiwania. W sumie to nawet nie wiedziała na co czeka. Była jednak pewna, że nic, ani nikt nie jest w stanie odebrać jej tej radości.
Nancy na święta wróciła do domu, więc w pomieszczeniu zaległa posępna cisza. Gdyby nie liczyć miliona myśli, kotłujących się w jej głowie. Ponownie wzięła do ręki komórkę i przeczytała wszystkie odpowiedzi na życzenia, co sprawiło jej jeszcze więcej radości. Poczuła jak łzy zbierają się pod powiekami.
Nagle wszystko zaczęło się tak układać. Nadal nie było idealnie, ale wreszcie odważyła się mieć nadzieję. I było to nieziemskie uczucie.
Niechętnie wstała i ruszyła w stronę korytarza. Zdecydowała załatwić rozmowę z doktorem od razu. Będzie mieć to z głowy i wróci z powrotem do siebie, by celebrować tak długo wyczekiwane szczęście.
Powoli zapukała do drzwi, na których wisiała tabliczka z nazwiskiem doktora. Z środka usłyszała pozwolenie. Weszła więc i usiadła na krześle przy biurku, za którym siedział mężczyzna w średnim wieku. Widziała go kilkukrotnie, ale nie rozmawiali za wiele. Wyglądał raczej na dobrego męża i rodzica, który już nie może się doczekać, aż wróci do domu i spędzi miłe chwile z bliskimi. Uśmiechnął się do niej smutno i położył łokcie na blacie, zastanawiając się od czego powinien zacząć.
- Przepraszam, że cię tu ściągam. Normalnie konsultuje takie rzeczy z twoimi rodzicami, ale wiem jak bardzo musiałaś się postarać, żeby pojechali. Niedługo będziesz pełnoletnia, więc myślę, że mógłbym dzielić się z tobą informacjami na temat twojego stanu zdrowia. Nie masz nic przeciwko?
- Niech pan mówi.- powiedziała Vivian i zaczęła skubać paznokciem brzeg biurka. Krzesło stało się dziwnie niewygodne i teraz zastanawiała się, czy aby na pewno chce usłyszeć to, co doktor miał jej do powiedzenia.
Mężczyzna westchnął.
- Nie jest dobrze. Jak zapewne wiesz udawało nam się utrzymywać stabilność twojej choroby, jednak ostatnio wyniki się pogorszyły. Może okazać się niezbędny przeszczep szpiku, a z twoją grupą krwi może nie być łatwo znaleźć dawcę.
Kilkukrotnie odtworzyła w głowie słowa doktora i poczuła się tak jak w swoim śnie.
Spadała.
Szybko i gwałtownie spadała z przestrzeni w której unosiła się dzięki całej tej sprawie z listami. Nie powinna pozwolić sobie aż tak bardzo odlecieć. Przez to wszystko udało się jej zapomnieć o wszystkich problemach i chorobie.
CZYTASZ
Under the sky// #OUaD
Short Story"Słona łza spłynęła po policzku dziewczyny, by po chwili upaść na białą, szpitalną poduszkę. Vivian ścisnęła w dłoni kilkukrotnie złożoną kartkę papieru. Odwróciła twarz w stronę okna. Nancy nie mogła zobaczyć, że płacze. Nic jednak nie mogła poradz...