Rozdział 14

1.3K 124 8
                                    

Gdy wracamy na nasze pięto w Ośrodku Szkoleniowym Haymitch już na nas czeka 

- Załatwiłem z organizatorami, że nie musimy przebywać w Kapitolu do końca Igrzysk, pod pretekstem przygotowań do Waszego ślubu - mówi - chodźcie  jedziemy do domu, pociąg już na nas czeka. 

Zamieram. Z jednej strony cieszę się, że wracam wcześniej  do Dwunastki zobaczę się w końcu ze swoją rodziną, której nie widziałam już tyle czasu, z drugiej strony obawiam się spotkania z najbliższymi Vanessy i Jennifer wiem, że zapewne mi podziękują za opiekę i wsparcie dziewczyn nie będą to jednak szczere podziękowania w końcu mogłam coś zrobić....cokolwiek, chociażby przestać cackać się z Haymitchem i wydusić z niego co było nie tak z tą jego cholerną areną i spróbować jakoś przekazać tę informację dziewczynom.  Pozostaje jeszcze kwestia  ślubu, za niecałe dwa tygodnie zwycięzca Igrzysk zostanie już ukoronowany i wszystkie oczy w całym Panem zostaną skierowane na nas i nasz ślub, który ma się odbyć kilka dni późnej, jestem bardzo przerażona tą kwestią, gdyż wiem, że to nie będzie koniec szantażu ze strony   prezydenta Snowa. Postanawiam jednak na razie się tym nie przejmować i  skupić się na powrocie do rodzinnego Dystryktu. 

Drogę z Kapitolu do Dwunastki pokonywałam już wiele razy, jednak nigdy nie minęła mi ona tak szybko. Nie mogę spać ani jeść, gdyż cały czas przed oczyma mam sceny śmierci Vanessy i Jennifer. Przez całą podróż na zmianę Peeta i Haymitch próbują przekonać mnie to tego, że śmierć obu dziewczyn to nie jest pod żadnym względem moja wina. 

- Jennifer pokazała, że nie jest pionkiem w ich Igrzyskach - mówi w końcu Peeta - umierając była całkowicie sobą. 

Te słowa trochę wspierają mnie trochę na duchu jednak  wyrzuty sumienia nadal mi ciążą. Docieramy na stację, rano celowo zostawiłam włosy rozpuszczone aby chociaż częściowo zasłonić się przed  ludźmi, Peeta bierze mnie za rękę aby dodać mi otuchy. Drzwi od pociągu się otwierają, pierwsze co zauważam to dwie czy trzy kamery, które za zadanie mają sfilmować nasz powrót z Kapitolu, staram się uśmiechnąć aby nie wyjść na słabeusza. Na próżno. 

Gdy nasza trójka wysiada z pociągu matka Jennifer zaczyna płakać, jakby dopiero teraz uświadomiła sobie, że jej córka już nie wróci,  natomiast w oczach cioci Vanessy rzeczywiście dostrzegam wdzięczność ale również ból i smutek. Nie mam odwagi spojrzeć tym wszystkim ludziom w oczy gdy przeciskam się pomiędzy nimi aby przedostać się do mamy i Prim, które stoją trochę na uboczu. 

-Było dobrze - szepce mi do ucha siostra, gdy przytula się do mnie na powitanie 

Uśmiecham się, z wdzięcznością do Prim, naprawdę się za nią stęskniłam. 

Gdy wreszcie docieramy do naszego domu w Wiosce Zwycięzców siadam w naszym fotelu przed kominkiem, Prim zaplata mi z powrotem włosy w warkocz, mama robi mi herbatę, kątem oka oglądam relację z, jeszcze trwających, Igrzysk. Między mną a Peetą znowu wytwarza się dziwny dystans, który będzie się utrzymywał zapewne aż do dnia naszego ślubu.

Późnym wieczorem  odwiedza nas Haymitch z jakąś dziwną papierową torbą w  jednym ręku i pomiętą kartką w drugiej.

- Effie kazała Ci przekazać kilka rzeczy, w związku z Twoim ślubem, kiedy tylko dojedziemy do Dwunastki - mówi, rozkłada kartkę i zaczyna czytać jej zawartość - po pierwsze masz się wysypiać ponieważ Effie twierdzi, że nie wszystko da się zamaskować makijażem, jakby nie była ona  żywym przypadkiem, że jednak się da to to zrobić - komentuje - jednak ponieważ ze snem Ci zazwyczaj nie po drodze więc przed pójściem spać masz brać to - stawia na stole zieloną buteleczkę w, której zapewne są jakieś tabletki - to bierzesz rano przed śniadaniem - na stole ląduje kolejna buteleczka tym razem różowa - a tego masz używać trzy razy dziennie - do kolekcji dołącza opakowanie jakiegoś kremu - ponieważ znając Ciebie i tak nie będziesz się do tego stosować zaraz wszystko powtórzę jeszcze raz Twojej mamie. 

Staram się jakoś to złośliwe  skomentować jednak wiem, że Haymitch ma racje więc postawiam siedzieć cicho.  Patrzę podejrzliwie na stół na, którym leży przesyłka od Effie i zdaję sobie powoli sprawę, że ten cały ślub może być dla mnie równym wyzwaniem co Igrzyska. 



Siedemdziesiąte piąte Głodowe IgrzyskaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz