Czkawka
Długo jeszcze biegaliśmy krętymi korytarzami, dziwne że nikt nas nie zatrzymał. Tak jakby ktoś odwalił już całą robotę za nas.
Merida nie biegła tak szybko jak chłopaki, więc postanowiłem na wszelki wypadek trzymać się blisko niej. Toph, mimo swojej całkowitej ślepoty prowadziła nas przez labirynt korytarzy.
-Uwaga!-ostrzegła Toph.
Nagle przed nami stanęło dwoje dorosłych ludzi, kobieta i mężczyzna. On wysoki, umięśniony i czarnoskóry za to kobieta była niższa od niego i drobna, albinoska. Stanęliśmy gotowi do ataku, ale mężczyzna przemówił głosem takim jakby mu się bardzo śpieszyło jednak nie brzmiał jakby miał nas skrzywdzić.
-Poczekajcie, mamy wam naprawę dużo do wyjaśnienia-jego głos nietolerujący sprzeciwu kazał nam zanim biec.
-Jesteśmy rodzicami Zaka zaczęła kobieta, ja nazywam się Drew a to mój mąż Doc.
Na dźwięk imienia zmarłego przyjaciela przebiegły mnie ciarki, jak my im wytłumaczymy że Zak nie żyje?
-Zacznę od początku-powiedział Doc-nie mogliśmy was zabrać od razu ponieważ musieliśmy odwieźć do domu Kidę oraz Cztery...Dobrze dalej, Zak nie umarł, ludzie manipulujący areną po kolei usuwali zbędnych kandydatów. Najpierw była Kida, Jack gdybyś nie zabił tych dwóch dziewczyn zostały by usunięte potem, dalej był Cztery a potem Zak. Zgodnie z ich planami które przejrzałem następna miała być Toph.
Nikt się nie odezwał, napływ informacji w ostatnim czasie był przytłaczający. Nie wiedzieliśmy też czy to co mówią ci ludzie jest prawdą.
-Łał, to jest jeszcze bardziej skomplikowane niż Incepcja-stwierdził Jack.
-Jeżeli mamy wam ufać-zacząłem dysząc ciężko od dłuższego biegu-możecie nam to udowodnić?
-Oczywiście, właśnie kierujemy się do centrum dowodzenia gdzie Zak razem z Fiskiem ,,torują'' nam drogę ucieczki, nalegałam aby został w domu ale uparł się że musi wam pomóc.
Po przebyciu jeszcze kilkunastu korytarzy skręciliśmy w prawo a tam naszym oczom ukazały się pancerne drzwi które gdy od razu tam podeszliśmy otworzyły się automatycznie. Weszliśmy do środka. Wśród dużej niebieskiej aury komputerów, monitorów sterowniczych i różnych maszyn których nie znałem, stał uśmiechnięty od ucha do ucha, ciemnoskóry dwunastolatek.
-Ile można na was czekać?!-przywitał nas Zak.
Następnie opowieścią nie było końca, opowiedzieliśmy Zakowi swoją cześć przygód a on nam swoją.
Przez tą całą euforie związaną ze zmartwychwstaniem przyjaciela nie zauważyłem jeszcze dwóch osób w pokoju. A raczej jednego mężczyzny, był młodszy od Doca ale już prawdopodobnie dorosły. Drugi za to nie był człowiekiem tylko bardzie przypominał człekokształtną, wielką małpę.
-No już smerfujcie tutaj-krzykną Zak stając obok nich-to jest mój wujek Doyle i Fisk.
-Dobrze dzieciaki niema co się tak cieszyć trzeba się stąd wydostać-powiedział ojciec Zaka podchodząc do nas z poważną miną.
Dziś krótko...nieźle naknociłam
CZYTASZ
Igrzyska
FanfictionIgrzyska wracają, tym razem na arenie zmierzą się kultowe postacie Disneya i Dreamworksa. Nie radzę czytać tego gówna, chyba że chcesz poznać przyjaciół w kolejce do hospicjum po dostaniu raka Łapcie link do drugie części https://www.wattpad.com/sto...