Chapter Sixteen

911 55 16
                                    

 "Miłość nie polega na tym, aby wzajemnie sobie się przyglądać, lecz aby patrzeć razem w tym samym kierunku." 

Przełknęłam ślinę i mocniej wtuliłam się w umięśniony tors blondyna. Teraz już wyraźnie słyszałam kroki i przyciszone głosy tuż przed drzwiami. Nie byliśmy sami i to coraz bardziej mnie przerażało. Serce waliło mi jak szalone i gdyby nie chłopak, to pewnie już dawno bym zemdlała.

- Spokojnie maleńka. Schowaj się gdzieś na górze, a ja... - zaczął, ale szybko zakryłam mu buzie ręką. Popatrzył na mnie zdezorientowany, więc powoli wykręciłam się z jego objęć i podeszłam do drzwi. Nim zdążył mnie powstrzymać, otworzyłam je gwałtownie, a do pomieszczenia, po kolei wpadli ludzie Justina. Uniosłam brew i popatrzyłam raz na leżących na drewnianej podłodze facetów, raz na mojego panikującego kolegę.

- Mam was dość... - pokręciłam z politowaniem głową i weszłam do kuchni. Oczywiście pożegnała mnie salwa niekontrolowanego śmiechu tych debili. Skąd w nich tyle głupoty?

Naprawdę się przez nich wystraszyłam. Dobrze wiedzą, że jestem na celowniku, a oni odpierdzielają takie rzeczy. Jakieś skradanie, podsłuchiwanie... No nie do pomyślenia!

- Oj mała, przestraszyłaś się? - zaśmiał się Matt wpadając do kuchni i stawiając na stole zgrzewkę piwa.

- Nie, wcale. Tak dla jaj prawie się popłakałam. - syknęłam. - Gdybyś się tak głośno nie śmiał, pewnie zeszłabym na zawał. - walnęłam go ścierką przez łapy, gdy próbował zjeść rogaliki, które przywiózł Jus.

- Daj spokój. To tylko taka zabawa.

- Bardzo śmieszne. - pokręciłam z niedowierzaniem głową. - Na serio mam was dość. Nie traktujecie życia poważnie.  Ja się boję, że mnie zabiją, a wy żartujecie! - pisnęłam wytrącona z równowagi, co przywołało resztę chłopaków.

Od razu zaczęli mnie przepraszać, ale nie miałam ochoty ich słuchać, ani przez chwilę.

- Idę spać, a wy macie pilnować, bo jak coś się stanie, to was wykastruję. Każdego... Z... Osobna! - warknęłam i wskazałam palcami najpierw na Johna, później na Matta, a na końcu na Karmelka. Oburzona ruszyłam na górę i zatrzasnęłam za sobą drzwi.

Rozejrzałam się po sypialni i lekko się uśmiechnęłam. Była bardzo przytulna i aż prosiła się o spędzanie tu dużej ilości czasu. Usiadłam na miękkie łóżko i podskoczyłam na nim kilka razy. Idealne! Ściany były drewniane, tak samo jak podłoga i sufit. Przed łóżkiem leżał puchaty dywanik taki jak na dole w salonie. Rodzice Karmelka mieli dobry gust.

Położyłam się na łóżku, akurat w momencie, gdy drzwi się otworzyły, a do sypialni wszedł blondyn.

- Nie nauczyli cię pukać? - mruknęłam.

- Do własnej sypialni? Serio? - zaśmiał się chytrze i rzucił na łóżko obok mnie.

- Ty serio lubisz mnie denerwować.

- Uwielbiam. - przykrył nas kołdrą.

Przekręciłam się tyłem do niego i przymknęłam powieki. Nie byłam zmęczona, ale nie chciało mi się z nikim gadać. Szczególnie z blondynem, bo przy nim czułam się... Co najmniej dziwnie. Budził we mnie skrajne emocje, a dodatkowo, moje ciało przy nim szalało.

Nie było mi jednak dane odpocząć, bo już po chwili, Karmelek pociągnął kołdrę w swoją stronę, pozostawiając mnie na pastwę zimna, panującego w sypialni.

- Eeej! - pisnęłam i pociągnęłam ją w swoją stronę. - Nawet kołdrę mi zabierasz?

- To ty mi zabrałaś całą. - mruknął sennie.

- Wcale nie. To ty całą zabierasz. - przekręciłam się przodem do niego i zmierzyłam go wzrokiem. Chyba na serio znów mu się chciało spać.

- Ja? To ty się nią owinęłaś, bo boisz się, że mógłbym cię dotknąć. - zaśmiał się, uchylając niechętnie powieki. To co powiedział, wywołało na moim ciele gorące dreszcze.

- Ja... Ja wcale się nie boję. - szepnęłam cicho i znów odwróciłam się tyłem do niego. Podciągnęłam lekko nogi i szczelnie okryłam się ciepłą kołderką.

- No jasne, jasne. Serio chcesz mi te bajki wciskać? Jestem na nie za stary. - szepnął pochylając się nade mną. Moje ciało otoczył jego przyjemny, męski zapach. Jakieś perfumy, papierosy i miętowa guma. Idealne połączenie, które po prostu uderzało mi do głowy.

- Nie prowokuj mnie Bieber. - mruknęłam, zaciskając szczelnie powieki.

- To ty mnie prowokujesz, shawty. - zamruczał mi do ucha, a jego usta momentalnie znalazły się na mojej rozgrzanej skórze. Przełknęłam ślinę i zacisnęłam automatycznie dłoń na kołdrze.

- Justin...

- Ciii. - przejechał dłonią po moim boku i chwilę zatrzymał ją na udzie. - Pragnę cię Cassandro. Tak bardzo cię pragnę, że to aż boli. - szepnął trącając lekko nosem płatek mojego ucha. Zaczęłam momentalnie drżeć na całym ciele. Nie... To niemożliwe! On naprawdę to powiedział? Pragnie mnie sam Justin Bieber? Bóg seksu? 

Chciałam się poruszyć, żeby odepchnąć go lekko od siebie, ale oczywiście nieświadomie przejechałam tyłkiem po jego kroczu. Cholera! Tego nie było w planach... Usłyszałam jego podniecony syk.

- Niunia, zaraz przestanę się kontrolować i wezmę cię siłą, zapominając nawet o twoim dziewictwie. - jęknął. Czułam, że jego penis zaczyna mi się wbijać w pośladki i nic nie mogłam poradzić na to, że robiłam się coraz bardziej mokra. Jego bliskość, słowa, dotyk... To wszystko strasznie na mnie działało. Pragnęłam go pewnie nawet mocniej niż on mnie. 

- Chłopaki... - sapnęłam cicho, gdy blondyn zacisnął dłoń na moim biodrze. Czułam gorąco, które biło od niego. A może to ode mnie? Serce praktycznie wyskoczyło mi z piersi, ale w mojej głowie było tylko jedno pytanie. Czy aby na pewno chcę stracić dziewictwo z tym panem?




Why Don't You Love Me?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz