Chapter Eighteen

809 36 6
                                    

"Poznasz głupców mających łzy mądrości."

Patrzyłam z zadowoleniem na chłopaków. Już dawno nie widziałam ich w takim szoku i szczerze mówiąc... Podobało mi się to. A dobrze im tak! Matt miał tak szeroko otwarte oczy, że miałam wrażenie, że za chwilę wyskoczą mu z orbit.
- Co? - wydusił z siebie w końcu, a ja z ledwością stłumiłam śmiech. Taki przerażony był całkiem słodki.
- No prześpij się ze mną. Przecież uważasz, że jestem seksowna, a poza tym, podobam ci się. - powiedziałam prosto z mostu. - I nie pieprzysz kogo popadnie.
- Cassandra! - usłyszałam od strony drzwi ostrzegawczy ton Justina. Niechętnie się uniosłam i wlepiłam w niego wkurzone spojrzenie. Stał oparty ramieniem o futrynę i mocno zaciskał szczękę.
- Hm?
- Za mną. Już. - rozkazał i zabrał z wieszaka swoją kurtkę po czym rzucił ją mnie, a sam założył jakąś inną. Chyba Patrica. Chciałam nawet protestować, ale po minach chłopaków doskonale wiedziałam, że Karmelek nie żartuje. Wkurzył się na mnie. Wkurzył się, bo wolałam uprawiać seks z Mattem, a nie z nim. To była totalna bzdura, ale przecież on nie musiał o tym wiedzieć. Pragnęłam tylko i wyłącznie blondyna, ale tak mnie zdenerwował sprawą z Mariną, że chciałam, żeby trochę się pomęczył. Czy tylko ja muszę ustępować? On czasem też może.
Westchnęłam ciężko i powolnym krokiem ruszyłam za nim, w pośpiechu zakładając na siebie kurtkę, którą mi wcześniej podał. Doskonale wiedziałam że Karmelek jest zdolny do okropnych rzeczy, więc po prostu nie chciałam mu się narażać. Wyszedł na dwór, a ja od razu za nim, mocniej opatulając się kurtką. Czemu wieczory muszą być takie zimne?
- Czego chcesz?
- Co ty sobie wyobrażasz? - naskoczył na mnie i mocno chwycił mój nadgarstek. Był tak szybki, że nawet nie zdążyłam się odsunąć.
- Au! To boli. - sapnęłam.
- Najpierw zabawiasz się ze mną, a później chcesz pieprzyć się z Mattem? - po jego minie doskonale widziałam jaki jest wkurzony. Nie chciałam go zdenerwować aż tak. Chciałbym po prostu, żeby zrozumiał, że nie jest jedynym facetem na świecie, w którym mogę uprawiać seks.
- I co cię to obchodzi? Przecież ty chcesz pieprzyć tylko i wyłącznie twoją "Pannę Idealną", nie będę jakąś cholerną nagrodą pocieszenia.
- Wcale nie traktuje cię jak nagrodę pocieszenia, jeszcze tylko nie rozumiesz? Gdybyś mi się nie podobała, nawet bym nie zaczynał. Wtedy w parku, na pewno bym cię nie wziął ze sobą, gdybym nie zobaczył w tobie "tego czegoś". - jego słowa trochę mnie zaskoczyły. Chyba pierwszy raz był ze mną aż tak szczery.
- Ja...
- Lepiej nic nie mów. Nie chcę się z tobą kłócić, ale z każdym twoim słowem mam ochotę rozerwać ci gardło. - westchnął ciężko i z rozdrażnieniem potarł palcami swoje skronie.
- Mam ochotę teraz powiedzieć ci do słuchu, ale również się powstrzymam, bo tak jak ty nie chcę się kłócić. Po prostu chodźmy się przejść i nie mówmy już o tym. - powiedziałam to poważnie, ale oczywiście na ustach blondyna pojawił się szeroki uśmiech. To chyba nie jest normalne, że za każdym razem tak go bawię.
Karmelek nic już nie odpowiedział tylko mocniej chwycił moją dłoń i jak gdyby nigdy nic, pociągnął mnie za sobą wgłąb lasu. To było nie do pomyślenia, że tak łatwo zmieniał mu się nastrój. Raz był zły, a za chwilę się śmiał i żartował. Był jak jakaś popieprzona postać ze słabego FanFiction.
Na dworze robiło się już ciemno, a ja oczywiście należałam do osób strasznie strachliwych, dlatego delikatnie zbliżyłam się do Justina, co oczywiście nie umknęło jego uwadze. Ten to musi widzieć wszystko... Objął mnie ramieniem, przyciągając do siebie.
- Jak się boisz to dlaczego chciałaś iść? - zaśmiał się dźwięcznie.
- Przy tobie aż tak się nie boję.
- To raczej nie jest mądre z twojej strony. - zerknęłam na jego twarz, gdy tylko wypowiedział te słowa.
- Dlaczego tak uważasz?
- Przy mnie nigdy nie będziesz do końca bezpieczna i musisz się z tym pogodzić. Przygarnąłem cię, więc teraz należysz do mnie, ale...
- Ale...
- Widzę, że nie masz nic przeciwko. - znów prychnął z rozbawieniem, ale ja doskonale wiedziałam, że to jest tylko próba zmiany przez niego tematu.
- Justin... - ponagliłam, a on tylko westchnął.
- Po prostu to przeze mnie znalazłaś się w tej sytuacji. Gdyby nie akcja w moim domu, gdzie musiałaś mnie ratować, nic takiego nie miałoby miejsca. Byłabyś bezpieczna, siedziałabyś w ciszy i sprzątała, tak jak robisz to zawsze, ale teraz już na to za późno... Gdybym wtedy się domyślił co planują zrobić jego ludzie...
- Nie zadręczaj się tym Justin. Wtedy John kazał mi się schować, ale ja po prostu nie mogłam, wiedząc że jesteś na górze. Chcąc nie chcąc, dałeś mi dach nad głową i pomogłabym ci w każdej sytuacji. Gdyby trzeba było, zrobiłabym znów to samo, chociaż jesteś skończonym palantem...
- Powiem ci że to idealne podsumowanie twojego wywodu. - powiedział rozbawiony i mocniej mnie objął. Robiło mi się coraz bardziej zimno, a w dodatku nie wiedziałam gdzie jesteśmy.
- Może powinniśmy już wracać, co? - zaproponowałam, a Justin tylko rozejrzał się wokół. - Co się dzieje? Czemu masz taką dziwną minę?
- Nic się nie dzieje. - powiedział marszcząc lekko brwi.
- Boże, Justin! Zgubiliśmy się! - pisnęłam przerażona, dokładnie odczytując jego myśli.
- Wcale się nie zgubiliśmy tylko... - urwał i zastanowił się nad dalszą częścią zdania, jednak nic mu nie przyszło do głowy. - Dobra, zgubiliśmy się, ale wystarczy, że spokojnie zawrócimy i na pewno znajdziemy dom.
- Ja już prawie nic nie widzę. I jest mi zimno. - szepnęłam. Doskonale czułam, jak moja dolna warga zaczyna drżeć.
- Nie bój się mała. Bez paniki. Jestem przecież przy tobie. - westchnął i odkręcił mnie przodem do siebie, po czym mocno ścisnął moje ramiona. - Nie pozwolę, żeby coś ci się stało, jasne? - zapytał poważnym głosem, a ja tylko mocno kiwnęłam głową.
Ruszyłam za nim w drogę powrotną, jednak cały obraz przysłaniały mi łzy, które nie chciały odejść z moich oczu. Blondyn rozglądał się wokół, ale byłam pewna, że nie wie którędy musimy iść.
- Zaczekaj tutaj, a ja pójdę tam i zobaczę czy nie widać domku. - powiedział i niechętnie puścił moją dłoń. Patrzyłam jak odchodzi i zaczęłam coraz bardziej panikować. Zostałam praktycznie sama w jakimś cholernym lesie, a z każdą chwilą robiło się coraz ciemniej. W dodatku za plecami usłyszałam jakiś dziwny szelest. Pewnie jakieś dzikie zwierzę... Momentalnie zaczęłam biec przed siebie i wykrzykiwać imię Karmelka, ale nigdzie go nie słyszałam. Spanikowana nie zauważyłam wielkiej gałęzi wystającej z ziemi i potknęłam się o nią. Momentalnie jak kłoda zaczęłam skulgiwać się z jakiejś górki. A później... Był tylko okropny ból i... Ciemność.

_____________________________________
Większość z Was pewnie ma dziś początek roku, więc życzę Wam wszystkim świetnych ocen, samych sukcesów, zdanych matur i tak dalej. Ja na szczęście mam jeszcze miesiąc wolnego! ;)
I na dobry początek roku, macie kolejny rozdziałek ;)

Why Don't You Love Me?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz