IV

779 41 1
                                    


Michał


Dzień przed sylwestrem... Najgorszy czas. Trzeba ogarniać to wszystko, sprzątać w domu, pomagać rodzicom. Nie miałem ani minuty wytchnienia. Gdy tylko uporałem się ze wszystkimi obowiązkami i powinnościami, napisałem do Remka odnośnie sylwestra. Jak potem zobaczyłem, pisał do mnie, a jako że byłem zajęty, nie zauważyłem nawet 28 wiadomości. Łaskawie odpisałem, zmuszony byłem do czytania jego zmartwień, bał się, że ktoś może mnie napadł. Pewnie. Mimo wszystko to naprawdę urocze. Uśmiechałem się głupio, patrząc na monitor. Nie mogłem doczekać się jutra. Przyjedzie po mnie, a ja pomogę mu wszystko przygotować. Przyjaciela nie zostawia się w potrzebie, dobrze myślę? To idzie mi na rękę. Ponoć poznam wielu nowych ludzi. Nie mam ochoty zawierać nowych znajomości. Nie wstydzę się, po prostu najzwyczajniej w  świecie nie chcę. Jedynym moim "pragnieniem" jest spędzanie czasu z Rezim. 
W nocy wierciłem się, jakbym miał robaki w dupie. Nie mogłem zasnąć, non stop myślałem o jednym. Czy ja naprawdę zakochałem się w najlepszym przyjacielu? To nie jest możliwe. Każdy, kto nas zna, wie, ze jesteśmy dla siebie jak bracia. Nie ma mowy o czymś więcej. Oboje jesteśmy tolerancyjni, ale nie do tego stopnia, by móc tolerować miłość między nami. Nie wiem, jak jest z nim. Boję się mu o tym powiedzieć. Z pewnością mnie nie odrzuci, ale wszystko, co razem zbudowaliśmy ulegnie pogorszeniu. Z jednej strony nie chcę siedzieć cicho, nie chcę by jeszcze się o mnie zamartwiał. Ta przyjaźń jest dla mnie naprawdę bardzo ważna, on jest jedną z najważniejszych osób w moim życiu. Nie chcę go stracić. Może powinienem przeczekać do momentu, aż to minie? Może to przez dojrzewanie? Nie mam pojęcia. 
Z tą myślą zasnąłem. Była to jakaś nadzieja, że jednak jestem normalny.

Obudziłem się o godzinie dziewiątej. Taki ranny ptaszek. Nie, obudził mnie telefon od mojego ukochanego... przyjaciela. A zegarek pokazywał 9:30. Kłamczuszek. Za półgodziny miał być. Fajnie... Świetnie... A ja nawet umyć się nie zdążyłem. W pośpiechu wbiegłem do łazienki, wykonałem wszystkie rutynowe czynności w 20 minut. Niesamowite. Nadprzyrodzone zdolności. Teraz wystarczyło dokończyć pakowanie. Przejmowałem się, jakbym wyjeżdżał do prezydenta. Nic dziwnego, zależało mi na tym, by dobrze się bawić, nie zapomnieć niczego, wypaść jak najlepiej.
Zanim się obejrzałem, Remek stał przed drzwiami. Rzuciłem ciuchy za siebie i pobiegłem otworzyć mu drzwi. Grzecznie zaprosiłem do środka, proponowałem nawet jedzenie, ale nie był zainteresowany. Prawdopodobnie zirytowałem go tym, że nie jestem jeszcze gotów. Trudno. Poczeka dłużej, nic się nie stanie. Po krótkim czasie byłem już gotowy. Zabrał moją walizkę ze sobą do samochodu, a ja pożegnałem się z rodzicami, złożyłem im obietnice, że się nie upiję. No co? Postaram się. 
Szybko opuściłem dom i wsiadłem do auta chłopaka na miejscu pasażera. Jechał dość szybko. Czyżbym go zdenerwował? Nie chciałem.

- Remek, co jest?
- Wychodzi na to, że na sylwestrze u mnie będzie około pięćdziesięciu osób. 
- To źle, czy dobrze?

- Źle. To miała być skromna, zamknięta impreza.

- To ich wyrzucisz najwyżej. 

- A zdajesz sobie sprawę z tego, jak to będzie odebrane?

- Rób co chcesz, tylko nie złość się- rzekłem, a raczej poprosiłem z uśmiechem.

Odwzajemnił go. Lubię poprawiać ludziom humor. Tym bardziej, jeśli jest to ktoś tak bardzo bliski dla mnie. 
Przez resztę drogi rozmawialiśmy, śmialiśmy się, więc mogłem stwierdzić, że wszystko jest już w porządku.


Remek


Dotarliśmy na miejsce. W końcu. Cieszę się, że chociaż Michał mnie zrozumie i rozśmieszy. Jest taki szczęśliwy, kiedy pomaga innym. Jego szczęście udziela się chyba każdemu w otoczeniu. To się ceni.
Nie narzekał, gdy kazałem mu nakryć do stołu, przygotować jedzenie. O dziwo sprawiało mu to radość. Czy to aby na pewno ta sama osoba? Mój przyjaciel? Wszystko wykonywał tak płynnie, szybko. Ani razu nie przewrócił czegoś, nie rozlał, nie uderzył się. Dziwne. Złapałem go za ręce i "szarpnąłem".


- Gdzie jest Multi?
- Eee... Został na youtubie dla subskrypcji.
- To powiedz mu, żeby wrócił.

Zaczęliśmy się śmiać i szturchać. Zupełnie jak dzieci. Sam nie wiem w którym momencie, ale znaleźliśmy się na podłodze w zaciętej bitwie. Usiadłem na nim, udając, że go duszę. Szybko role się odwróciły. Leżałem przybity do podłogi. Krępujące. Siedział mi na biodrach i patrzył mi w oczy. Poczułem ukłucie w brzuchu i uczucie ciepła, gorąca. Ta dziwna duchota. Zrzuciłem go z siebie. Złapałem za kaptur bluzy i włosy.

- Co? Zadzierasz ze mną?
- Kto bogatemu zabroni?

- Remigiusz Wierzgoń.

- Maciaszek.

- Co?

- Gówno.

Nie wiem, co stało się z tą rozmową. Puściłem go wolno i poszedłem do drzwi słysząc pukanie. Pierwsi goście. Nieznajomi dla Michała. Kurcze, mam nadzieję, że jakoś się oswoi. Jeśli nie, to najwyżej spędzimy cały wieczór we dwoje. Nie żeby mi to przeszkadzało. Byłbym w pewnym sensie zadowolony.

O czym ja myślę.

Minęły godziny, wszyscy goście się zeszli, zabawa trwała. Świetny klimat. Nie spodziewałem, że mogłoby być tak fantastycznie. Jedna z najlepszych imprez, w jakich uczestniczyłem. 
Minusem tego wszystkiego było to, że w tak krótkim wiele osób było już kompletnie pijanych. Multi chwiał się na nogach, był czerwony, a ja sam nie kontaktowałem.
Wreszcie wybiła godzina 00:00.
Wszyscy składaliśmy sobie życzenia, przytulaliśmy się. Otworzyliśmy szampana. Alkoholu było coraz więcej.  Śmiechy, chichy.
Gra w butelkę. Zabawa w sam raz na imprezę! Pobiegłem do Michała, który nie był zachwycony tym pomysłem.

- Stary! Grasz w butelkę?

- Nie.

- Czemu? No weź.

- Bo nie. Nie.

- Bo?

- Bo... czekaj...- mruknął i wciągnął mnie za rękę do łazienki.- Nie powiesz nikomu?

- Nikomu.

- Nie całowałem się jeszcze... Nie chcę całować przypadkowej osoby, której nawet nie znam.

Nie odzywałem się. Nie wiedziałem, co powiedzieć. Oparłem się o drzwi, przyglądałem się mu w milczeniu. Po chwili westchnąłem.

- Czyli co? Czekasz na ten wyjątkowy pocałunek, co?

- Tak- odparł cicho, widocznie zawstydzony.
- Poczekaj, chodź.

Tym razem to ja pociągnąłem go za rękaw na dwór. Było zimno, okropnie zimno. Widok jednak był wspaniały. Fajerwerki, kolory. Piękne. Odgarnąłem mu włosy. Nie panowałem nad sobą. Nie miałem pełnej świadomości. 
Moje usta przywarły do jego warg. Pocałunek pod gołym niebem z fajerwerkami. Niczym scena z filmu wycięta. Trwała tak długo. 
Nie wiem co to było. Co ja zrobiłem? 

I tu urwał się film.

Obudziłem się z ogromnym bólem głowy. Chciało mi się płakać. Nie byłem w stanie sprawdzić godziny. Kac jak nic. 
Ręce owijające mnie w pasie? Któż to? Ach, oczywiście, pan Rychlik.  Uśmiechnąłem się tylko i cmoknąłem w czoło. Nie wiem czemu. Chyba wciąż nie byłem w pełni sprawny.
Zdziwiłem się słysząc za sobą czyiś kaszel. Co? Dziewczęca dłoń na mojej klatce? Widać, że nie położyła się obok przypadkiem. Co tu się musiało dziać...


Wow. Impreza poniosła.

To tyle.
Mam nadzieję, że się podobało i tak dalej.
:)



I love our friendshipWhere stories live. Discover now