Rozdział 1: Zoey

721 49 11
                                    

Obudziłam się późno z racji soboty i niemal od razu otworzyłam okno, bo tak cholernie śmierdziało rybą, że szło się zrzygać. Wykaszlałam z płuc to zatrute powietrze i rozejrzałam się po pokoju.

Kanapka z tuńczykiem.

O mój Boże.

Złapałam ją ostrożnie i wyrzuciłam przez okno. Jak dobrze pójdzie to jakiś kot to zje zanim ktoś coś zauważy.

Odetchnęłam z ulgą i wróciłam do łóżka. Odszukałam telefon i zadzwoniłam do brata.

- Luuukeeey - zaczęłam, gdy odebrał.

- Co tam Zo? - spytał. W tle słyszałam luźne dźwięki gitary.

- Jesteś na próbie? - zdziwiłam się.

- Tak, u Asha, a czo?

- Mogę przyjść? - zapytałam słodkim głosem.

- Cokolwiek. Przynieś czipsy - rzucił i się rozłączył.

Ech. A miałam nadzieję, że mi przyniesie herbatkę do łóżka.

Niecałą godzinę później byłam już przed drzwiami do domu Asha.

Ashton Irwin. Naprawdę dobry człowiek. To jest osoba, którą możesz zobaczyć pomagającą nieść zakupy staruszkom.

Uśmiechnęłam się lekko na tą myśl i weszłam do jego domu.

- Cześć Lauren - przywitałam się zauważając dziewczynę przed tv w salonie.

- Hejka, chłopaki są w garażu - poinformowała.

- Dzięki, to dla ciebie i Harrego - rzuciłam jej dwie paczki żelek, co wywołało u niej naprawdę duży uśmiech.

Wróciłam do kuchni i otworzyłam lodówkę. Często sprawdzałam stan ich jedzenia. Ich rodzice się rozwiedli, ojciec się nie interesuje, a matka wciąż przesiaduje w pracy. Westchnęłam, gdy znalazłam jedynie spleśniały ser w plastikowym pojemniku i keczup.

- Wy coś jecie w ogóle? - spytałam Lauren.

- Czasem Ash zamawia pizzę, ale zazwyczaj szybkie zupki - odpowiedziała lekko.

- Jest gorzej niż sądziłam... - Zamknęłam lodówkę i poszłam do garażu.

- Sieeemaa - przywitałam się i rzuciłam cztery paczki czipsów na kanapę w rogu.

- Zoooo! - ucieszył się Michael i rzucił się na moje plecy, przez co oboje leżeliśmy teraz na ziemi.

- Ugh, zejdź ze mnie, zejdź ze mnie, ZEJDŹ ZE MNIE DEBILU CIĘŻKI JESTEŚ - krzyknęłam.

- Ktoś tu ma zły humorek - Mike zlazł ze mnie i pomógł mi wstać.

- To nie zły humor, to samoobrona deklu - szturchnęłam go w ramię.

Reszta zespołu już siedziała na kanapie i obżerała się czipsami, które im przyniosłam.

- Ashton - zaczęłam poważnym tonem, przez co jego ręka z czipsami zatrzymała się w połowie drogi do buzi.

- Czo? - zapytał drżącym głosem.

- Co ja ci mówiłam tydzień temu o jedzeniu? - zbliżałam się do niego z niebezpiecznie poważną miną.

Chłopak pisnął cicho i skulił się na kanapie.

Westchnęłam po raz kolejny tego krótkiego dnia.

- Musimy pojechać na zakupy, Ash - powiedziałam patrząc na niego znacząco.

- To może jutro o...

- TERAZ - oburzyłam się.

- Dobra, nie krzycz - wstał z kanapy. - Sorry chłopaki, będziemy za jakąś godzinę...

- Jadę z wami! - krzyknął Mike.

- Po co? - spytał zmęczony już Ash.

- Bo... oj nie marudź... - rzucił Michael.

Wyszliśmy z domu zabierając ze sobą pieniądze, które zostawiła mama Ashtona i wsiedliśmy do jego samochodu, bo mi się nie chciało prowadzić, a im nigdy w życiu nie pozwoliłabym kierować moim maleństwem.

Zatrzymaliśmy się pod naprawdę ogromnym sklepem. Mike i Ash wzięli duże wózki sklepowe, bo oboje chcieli nimi jeździć i żaden nie chciał ustąpić. Jak dzieci...

Sama nie jestem lepsza, bo już chwilę później wskoczyłam do wózka Mikeya i pomykaliśmy po sklepie co chwila wrzucając coś do żarcia.

- Mike? - zaczęłam.

- Co?

- Gdzie Ashton?

Zaczęliśmy się rozglądać, ale nigdzie nie było widać chłopaka. Wzruszyliśmy ramionami i ruszyliśmy do punktu informacji i obsługi klienta, by zgłosić zaginięcie.

Po naprawdę przypałowym ogłoszeniu zaginięcia dziecka o imieniu Ashton Irwin, zażenowany chłopak przyszedł do punktu obsługi klienta, po czym we trójkę oddaliliśmy się od tego miejsca czując na sobie wkurzony wzrok pani od zaginięć.


♥♥♥

Znów daję życie nowym bohaterom w nowym fanfiction! Yay, taka ze mnie matka natura 8) Mam nadzieję, że uda mi się dopisać to opowiadanie do końca bez zawieszania, bo dla odmiany zrobiłam sobie nawet plan wydarzeń haha :3
Zostawcie po sobie ślad :))

I'm Hemmings » m.c. n.h.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz