Rozdział 2: Zoey

493 47 5
                                    

Wróciliśmy do domu Ashtona obładowani zakupami. W kuchni zastaliśmy już jego rodzeństwo, które czekało na coś do jedzenia.

Gdy rozpakowaliśmy wszystkie reklamówki, Mike i Ash poszli do garażu kontynuować próbę, a ja wzięłam się za gotowanie.

Cały dom pachniał lazanią, co przywiodło do kuchni cały zespół. Usiedli do stołu razem z Harrym i Lauren i czekali na swoje porcje.

- Ale jesteście leniwi... - burknęłam pod nosem nakładając im na talerze odpowiedni kawałek.

- Kocham cię, wiesz Zo? - odparł Calum objadając się swoją porcją.

- Nie przystawiaj się do mojej siostry, Cal - rzucił Luke.

- Właśnie Cal, nie przystawiaj się - wystawiłam mu język.

- Melody! - krzyknęłam w słuchawkę telefonu biegając po domu jak idiotka.

- Co ty chcesz tak wcześnie rano popaprańcu - usłyszałam jej głos.

- Po pierwsze, jest 7:10, po drugie, masz moją bluzę? - powiedziałam.

- COOO?! - usłyszałam trzask - Sorry, telefon mi spadł. Tak, mam twoją bluzę, tą czarną.

- Niezdara - skwitowałam. - Zaraz po nią wpadnę.

Rozłączyłam się i pobiegłam do domu Melody.

Melody Ross - moja najlepsza przyjaciółka, w dodatku sąsiadka. Ładna, nieco niezdarna brunetka. To typ człowieka, który potrafi zapomnieć o swoich urodzinach, a potem płakać przez to cały tydzień.

Pół godziny później razem z Mel byłyśmy w drodze do szkoły. Jechałyśmy moim samochodem, bo dziewczyna była troszkę... śpiąca. Piła kawę, po którą wstąpiłyśmy po drodze i ciągle narzekała na wczesną porę.

W szkole byłyśmy dość cenione. To pewnie głównie zasługa tego, że moje nazwisko to Hemmings. Nam to pasowało, bo nie miałyśmy przez to większych problemów społecznych. Na szczęście nie byłyśmy tak sławne, by witać się z każdym. To by było męczące, pff.

Zaczynałyśmy od lekcji, której prawidłowej nazwy nawet nie znam. Każdy mówi na to "kultura", nawet sam nauczyciel. W praktyce są to zadania interpersonalne i projekty w grupach.

- Ten semestr poświęcicie na zrealizowanie projektu "Moimi oczami" - oświadczył nauczyciel. - To może być cokolwiek. Twoja rutyna, natura, coś pięknego, coś skrajnie obrzydliwego. Metoda dowolna, czyli od fotografii po pisarstwo. Praca w parach lub indywidualna. Och, no i czas do końca semestru.

Po tym ogłoszeniu mieliśmy czas wolny. Wymieniłyśmy spojrzenia z Mel.

- Co o tym myślisz? - spytałam w końcu.

- Myślę... że to naprawdę dobry temat - uśmiechnęła się.

- Ja nie mam pomysłu - jęknęłam.

- Zoey, jesteś Hemmings, co ci więcej potrzeba? - podsunęła mi pomysł przyjaciółka.

Wyprostowałam się gwałtownie i spojrzałam na nią ze świeczkami w oczach.

- Mel... jedziemy na trasę koncertową - wyszczerzyłam się.

♥♥♥

Nie wiem czemu, ale patrząc ogółem na cały plan historii jestem z niej dumna. Mimo dram, które na pewno będą i problemów do rozwiązania, jest naprawdę dobrze :3 Myślę, że to jedno z tych fanfiction, które piszę, aby samej dowiedzieć się jego historii. To dziwne. W końcu jestem autorką.
Zostawcie po sobie ślad, kochani :)

I'm Hemmings » m.c. n.h.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz