Cause you want to

1.1K 40 5
                                    

[Hej! Opowieść jest zakończona, co nie oznacza, że nie możecie komentować. Nie zmuszam, ale, jak chcecie coś napisać, to śmiało! Chętnie przeczytam wszystko, co macie do napisania :D ]

- Mel, idziesz? - wołała zza drzwi zniecierpliwiona Ewelina.
- Już! T y l k o j e d e n k o s m y k... Cholera! - z moich dłoni wysunęły się włosy, bezwładnie padając na moje ramiona. U czubka głowy miałam wielki kołtun. Szybko go rozczesałam, przy tym bezlitośnie wyrywając samotne włosy i ze zrezygnowaniem przerzuciłam je w tył. Ponaglona przez przyjaciółki i pod presją własnego braku zorganizowania, z hukiem otworzyłam drzwi łazienki i pobiegłam na korytarz, po drodze ściągając z wieszaka małą, czarną pikowaną torebkę z drobnymi, złotymi elementami. Upadłam ciężko na fotel i zaczęłam wiązać moje czarno-białe adidasy, o które tak żałośnie błagałam przez ostani rok. Stanęłam przed lustrem i spojrzałam na swoje odbicie: źrenice niemal zakrywały moją niebieską powierzchnię tęczówki; czy z podekscytowania czy może ze zmęczenia, a lekko pyrkaty nos razem z niemal niewidocznym, lecz dla mnie niemożliwie uciążliwym garbem; usta, które uważałam za jeden z moich nielicznych atutów, choć żal, że zawsze krwiście poobgryzane; wciąż jeszcze lekko dziecinne, jak to moja mama czule nazywa "puszyste" policzki; włosy o barwie kasztanu z cieniutkimi, pojedynczymi i naturalnymi, złotymi pasmami skromnie sięgającymi do piersi i w końcu to czego nie nienawidziłam w sobie najbardziej, czyli figura- szerokie, ktoś mógłby nazwać je męskie ramiona, ręce, które byłyby jeszcze dopuszczalne, gdyby nie to, że mają na sobie ciemne włoski odziedziczone po tacie razem z wisienką na torcie w postaci dłoni, szorstkich niczym papier ścierny, głównie z powodu mojego lenistwa w postaci braku posiadania odruchu kremowania rąk, ale warto wspomnieć o prostej, a zarazem wstrętnej tendencji do wysuszania skóry.
No i brzuch... Hm... Jemu chyba dziś odpuszczę, nogi, nogi, nogi... Uda... Wszystko to co znajduje się poniżej mojego pasa mi się nie podoba. Zazdroszczę tym dziewczynom, które mają szybki metabolizm i mogą jeść, co im się żywnie podoba, nie tyjąc nawet odrobinkę. Ja nie miałam takiego szczęścia, a nawet pomimo pilnego przestrzegania luźnej diety, którą prowadzę, czyli okresowych głodówek, nic nie przynosi żadnych przełomowych zmian. Ludzie mawiają, że jest okej, ale nie musieliby mnie pocieszać, gdyby nie wiedzieli swego, choć wiem, że chcą dobrze. W sumie po części nie mam im tego za złe. Właściwie...
- Nie chcę nic mówić, ale wydaję mi się, że przeglądanie się w lustrze nie pomoże nam dotrzeć na czas do "Lustra". - wyrwała mnie z wiru myśli Ewelina, moja najbliższa, lecz zdecydowanie zbyt sceptyczna przyjaciółka.
- Cóż za ironia. - przewróciłam oczami. - Skąd wiesz? Może to portal do jednego z luster w klubie? - zaczęłam rozmyślać, bardziej pod kątem fantastyki, aniżeli nauki. Rozmyślanie nad najmniejszymi drobnostkami było jednym z moich ulubionych zajęć. Przyjaciółka, w odpowiedzi na moją wypowiedź, przewróciła oczami i westchnęła głośno, dodając:
- Musimy jeszcze pojechać po Jagodę. Masz minutę.
Ewelina stała obok mnie, tępo wpatrując się w ekran dotykowy swojego telefonu w różnokolorowym futerale. Zapewne przeglądała zdjęcia różnorakich osób i nowinki na temat gwiazd muzyki metalowej. Kiedy zapałała miłością do tego gatunku, wyrażała to w bardzo widoczny, a nawet komiczny sposób, przez co jej rodzice się od niej odwrócili, a rówieśnicy zaczęli wyśmiewać. Zrobiło mi się jej żal, więc przygarnęłam ją pod swoje wybrakowane skrzydła. Poza tym zawsze miałam słabość do zagubionych dziwaków. Ciężko było ją przetransferować w łagodniejszą wersję samej siebie i tak naprawdę od strony charakteru nigdy mi się to nie udało. Uśmiechnęłam się na myśl o tym, co było kiedyś. Teraz, Ewe wsparła mnie w mojej miłości do The Neighbourhood, którą traktowała, jako rodzynkę w czekoladowych lodach.
- Okej, szefowo.
Dziewczyna powtórzyła swój gest, który wykonała jakieś 10 sekund temu. Na t-shirt wypełniony różnorodnymi odcieniami szarości, chmurami i trzema charakterystycznymi znakami: odwróconego trójkąta opatrzności, serca oraz domu, stojącego do góry nogami, narzuciłam szary sweter z kapturem, wypełniony białym, ciepłym futerkiem, który niestety stracił już swą dawną miękkość, poprzez wielokrotne pranie, a czarne leginsy, opinały się na moich nogach sztucznie odbijając światło padające z lampy w przedpokoju.
- Czas minął. Chodź już. Dobrze wiemy, że nie chcesz się na to spóźnić.
- Już! - narzuciłam torbę na ramię i wyszłam na zewnątrz, a gdy Ewelina stanęła obok mnie, pożegnałam się z mamą i pocałowałam ją w policzek, obiecując, że będę się pilnować, jak grzeczna dziewczynka. Chwilę później siedziałyśmy na naszych czarnych motorach, w kaskach, czując jak wiatr tańczy z naszymi włosami. Uwielbiam jeździć motorem; przynosi mi to poczucie wolności, a także szczyptę słodkiej trucizny- adrenaliny. Mama zawsze niechętnie i ze zgrozą w oczach wspominała o wypadkach, które zdarzają się tuż za rogiem, dzień w dzień i o swym podejściu do całej tej idei. Jednak wiedziała też, że pod cienką warstwą nieśmiałości i niechęci do jakiekolwiek działania, kryje się mój nieopisany opór. Omijając topiące się w mroku drzewa, mając za ciche towarzystwo księżyc w pełni i szeroko rozpostarty nad nami dywan gwiazd, dojechałyśmy pod dom Jagody, gdzie udało nam się ją zauważyć prawie za budynkiem, kłócącą się z Maćkiem, z którym od kilku miesięcy miała pasma niekończących się sprzeczek z powodu jego zdrady. Drań. Nie zasługiwał na Jagodę. A ona pomimo tego, że była najbardziej inteligentną osobą, jaką znam, bawiła się w te gierki miłosne. Cóż najwidoczniej miłość czy pragnienie potrafi namieszać w głowach swoich ofiar. Jeszcze parę lat temu chętnie bym się z tym zgodziła, jak stuknięta, latając za pewnym chłopakiem, u którego nawet nie miałam szans. Było to głupie i dziecinne. Żałuję, że pozwoliłam sobie na marnotrawstwo mojego potencjału przez dwa lata, które w ogóle nawet nie przyniosło żadnego skutku, tylko jeszcze pogorszyło sprawę. Zawołałyśmy dziewczynę, która wreszcie machnęła lekceważąco ręką na chłopaka i z furią wypisaną na twarzy, wsiadła na zaparkowany na podjeździe, motor, agresywnie naciskając gaz. Hałaśna, lecz równocześnie cicha, droga na miejsce, czyli do klubu "Lustro" zajęła nam około piętnastu minut. Gdy dotarłyśmy do skromnego z zewnątrz budynku, zaparkowałyśmy pojazdy niedaleko wejścia i w trybie natychmiastowym, bo w przestrachu przed sporym opóźnieniem i jego przykrymi konsekwencjami, znalazłyśmy się we wnętrzu budynku. Ukazałyśmy nasze bilety facetowi, który ze znudzeniem je sprawdził i spokojnym krokiem doszłyśmy do miejsca, w którym miało się spełnić jedno z moich największych marzeń, a mianowicie zobaczenie na własne oczy jednego z moich ukochanych zespołów. Czyli to rzeczywiście dziś. Dziś zobaczę na żywo The Neighbourhood. Co ja bym dała gdyby Jesse lub Zach na mnie spojrzeli... A może lepiej nie? Może to nie byłoby takie spojrzenie jakiego bym chciała. Oślepiły mnie białe reflektory znad sceny, a ciało owiało duszący gorąc. Postanowiłam się trochę ochłodzić, więc oddałam bluzę do szatni wraz z moimi towarzyszkami i zakupiłam puszkę Coca-Coli w barze, choć przez chwilę rozważałam nawet zakup alkoholu. Potem próbowałam się wcisnąć pomiędzy innych, żeby zająć miejsca dla mnie i dziewczyn, które prowadziły żywą konwersację, o której treści nie miałam pojęcia, choć odrobinę bliżej sceny. Jednak moje usilne próby były niepotrzebne, bo chwilę później ktoś mocno mnie odepchnął przez co cały gazowany napój spoczął na mojej bluzce w towarzystwie czyjegoś piwa. Oburzona i pozbawiona ochoty na kłótnię ze sprawcą, poleciałam szybko do łazienki. W innych okolicznościach byłabym tak cholernie zła na tą osobę, która uniemożliwiła mi bycia bliżej chłopaków na scenie, ale teraz byłam za bardzo zajęta szukaniem łazienki. Na dwóch starych, odrapanych i zapełnionych różnymi naklejkami, drzwiach nie było widać która łazienka jest dla mężczyzn, a która dla kobiet. Długo nie myśląc, weszłam do pierwszej lepszej i podziękowałam Bogu za to, że nikogo tu nie ma, bo gdyby to była męska ubikacja nie chciałabym kłócić się z jakimś sikającym facetem ze swoim sprzętem na wierzchu. Zaczęłam lać wodą tworzącą się plamę, ale na daremno, bo tylko pomoczyłam cały materiał, który przykleił się do mojej skóry. Jakby tego nie było mało plama była tak strasznie uparta, że już się poddałam. Wydałam z siebie stłumiony krzyk. To była jedna z moich ulubionych koszulek, co czyni ze mnie materialistkę poprzez rozpacz po zwykłym, nic nieznaczącym przedmiocie. Kolejny powód do użalania się nad sobą. Miałam zamiar już wychodzić, by skorzystać z ostatniego kółka ratunkowego; wybrania się po bluzę, gdy usłyszałam za sobą głos:

Shameless cz.I [W trakcie poprawek]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz