I'd make love with you

327 21 11
                                    

- Brian? C-co ty tu robisz?
- Przyszedłem po ciebie. Chcę, żebyś wróciła do domu. - powiedział takim tonem, jakby to nie podlegało jakiejkolwiek dyskusji.
- Na razie radzę sobie bez ciebie, okej?! Nie potrzebuję cię!
Brian zaczął schodzić ze schodków, a ja równocześnie cofałam się. Jednak w końcu moje plecy dotknęły zimnego marmuru i nie miałam, gdzie uciekać. Zach wkroczył w akcję i wszedł pomiędzy nas.
- Słyszałeś ją. Nie potrzebuje cię.
- A co ty jej ochraniarz? Nie chcesz się ze mną pieprzyć, a z nim tak?! - wykrzyczał, a ja zadrżałam ze strachu.
- Nie. Potrzebuje. Cię. - wycedził opanowany gitarzysta.
- Jeszcze zobaczymy. - spojrzał na mnie, swoimi oczami, które zdawały się pożerać resztki mojej zimnej krwi - Jeśli nie pojawisz się dziś dziś na imprezie basenowej, o której wszyscy bezustannie trąbią, pożegnasz się ze swoim mieszkaniem.
W moich oczach pojawiły się łzy. Nie chcę działać według czyichś rozkazów. Chcę być swoim własnym szefem. Boże, czemu wdałam się w taką chorą relację? Brian oddalił się z daleka wysyłając mi pocałunek. Psychol. Złapałam się za czoło i zsunęłam na suchy asfalt.
- Co ja teraz zrobię? - szepnęłam do siebie, spuszczając głowę w dół. Objęłam się za moje zgięte w kolanie nogi i przyciągnęłam je do siebie.
- Hej, hej, hej. - Zach kucnął i złapał mnie za podbródek, bym spojrzała na niego. - Jakoś to rozgryziemy.
- A co jeśli nie? - z mojego policzka spłynęła pojedyncza łza.
- Wtedy zawsze możesz zostać ze mną. Dla ciebie zawsze znajdę miejsce. - otarł moją łzę i wstał podając mi pomocną dłoń. Ujęłam ją, tak jakby była moim jedynym ratunkiem na tej Ziemi. Zach zaprowadził mnie do wnętrza domu i pozostawił siedzącą na łóżku, dalej w szoku. Owinął mnie kocem i potarł po ramionach. Nagle przypomniałam sobie:
- Wiesz, że dalej nie oddałeś mi mojego kolczyka? Przez ciebie nie mogę chodzić w tej parze kolczyków. - próbowałam myśleć o czym innym. Wyrzucić z głowy myśli, które sprawiały, że dłonie drżą wbrew mojej woli.
- Nie jesteś lepsza. Wciąż czekam na moją koszulkę. Przez ciebie chodzę goły.
- Ta, jasne. - szturchnęłam go pięścią w ramię.
- Ale wiesz... Mam to w takim jednym tajemniczym miejscu...
- Niby gdzie?
- Obok mojego kutasa.
- Jesteś taki obrzydliwy. - głośno się zaśmiałam.
- Tak na serio, jest w Kalifornii. Jeśli ze mną tam pojedziesz, to m o ż e ci go oddam.
- Stawiasz za wysokie wymagania, koleżko. Ja nie mam jak oddać tobie twojej własności, bo pozostała w mieszkaniu z Brianem. - spoważniałam.
- Spokojnie, odzyskasz mieszkanie. - odgarnął kosmyk włosów z mojego policzka, za ucho. - Potrzeba tylko trochę czasu.
- Gdybyś był gejem, byłbyś najlepsiejszym przyjacielem na świecie.
- A już nim nie jestem?
- Nie licząc tego, że widzę w twoich oczach nieustanną żądze, jesteś. Chwila, czy ty jesteś seksoholikiem? - zapytałam ze sztucznym akcentem zamartwiania się.
- Nie. Po prostu lubię się pieprzyć.
- Wow mocne słowa. Tak mocne, że aż potrzebuję jakichś solidnych procentów, by je podkreślić! - wstałam z łóżka i wszczęłam poszukiwania jakiegokolwiek alkoholu.
- Nat... - karcąco rzekł chłopak - Idziemy dziś na imprezę z Brianem, pamiętasz? Musisz być trzeźwa, by przy nim wytrzymać.
- Jeszcze tego nie rozumiesz? Tylko pijana przy nim wytrzymam. - Dawaj mi tu ten alkohol! Może przynajmniej nie zapamiętam tego okropnego dnia!
- Nie przesadzasz trochę? Dopiero co...
- A od kiedy jesteś taką ciotą? Dawaj wszystko co masz.
Uśmiechnął się szeroko z nutką niedowierzenia. Zniknął na dwie minuty, a gdy wrócił trzymał w dłoniach butelkę rumu i Colę.
- Bruh. Nie stać cię na nic lepszego?
- To jest lepsze od tej whisky, którą ostatnio piłaś i nie podzieliłaś się ze mną. - Więc pamięta... Przewróciłam oczami - Poza tym tego jest tutaj dwa razy więcej.
- Ugh... No dobra. - wyrwałam mu trunek z rąk i jednym haustem wsiąknęłam jedną czwartą złotego płynu. Na początku nie czułam nic, ale po paru minutach zaczęło mi się kręcić w głowie. Nie poprzestałam na tym. Wzięłam jeszcze parę głębokich łyków.
- To wystarczy? Na to bym nic nie pamiętała?
- Nie mam pojęcia. Na pewno wystarczy byś chwiała się na każdym kroku i mówiła rzeczy, które są głęboko zakorzenione w...
- Jezus, ale ty jesteś przystojny. Rgh... - okej. Co mi się dzieje? W sumie to nawet przyjemne. - Nie możesz mnie po prostu przytulić? Co tu tak smutno?! Puść muzykę!!
Zach zrobił jak kazałam. Oprócz przytulenia mnie. Dupek! Ej, chwila. Przecież wcale nie uważam, że on jest dupkiem! Chyba mi odbiło. Leciała jakaś imprezowa piosenka, a ja zaczęłam skakać po wielkim łóżku, rozkopując kołdrę i kocyk w dwie różne strony. Podniosłam poduszkę i rzuciłam nią w Zacha, szaleńczo się śmiejąc. Uniósł wysoko brwi biorąc łyka napoju i również wskoczył na łóżko oddając mi. Przez dłuższy czas po prostu skakałam po pokoju, głośno wyśpiewując słowa piosenek, które znałam, a także próbując te, które usłyszałam po raz pierwszy, co skończyło się fałszem i zadyszką. Chciałam się zabawić, więc pchnęłam Zacha na łóżko i usiadłam na nim okrakiem.
- Zagrajmy w grę. - szepnęłam mu do ucha, dźgając opuszkami palców jego klatkę piersiową, ukrytą pod koszulą.
- Zaczynasz mnie przerażać.
- Nie martw się Zach... Nie będziesz musiał mi nic wsadzać, ani nic. - mrugnęłam do niego, śmiejąc się w głupkowaty sposób, a on głośno plasnął swoją dłonią o czoło.
- Dobrze, że nie będziesz tego pamiętać, bo jakbyś zdawała sobie sprawę z tego co teraz wyrabia...
- Cii. - wolno się nad nim pochyliłam, drażniąc go w kroczu. Położyłam na jego pięknych, różowych ustach palec. Udawałam, że muszę poprawić swoją pozycję i wtedy poczułam coś stojącego blisko mojego czułego punktu.
- Zach! Ty zboczeńcu! Myślisz tylko o jednym! - ach, mój upiorny plan się sprawdził! Buhaha! - Ale możesz to odpokutować grając ze mną w... "Co myślałeś kiedy..."
- To istnieje taka gra?
- Nie wiem! - wykrzyknęłam, lekko się kiwając na boki. - Teraz jest! - zanim pozwoliłam mu dojść do słowa, oznajmiłam: - Okej! Więc ja zaczynam! O czym myślałeś, kiedy zobaczyłaś mnie w łazience, na koncercie?
- Że masz co najmniej, lekko przejebaną sytuację, bo musiałbym się patrzeć na ciebie w opiętej przez wilgoć koszulce, która podkreśliłaby twoje kobiece kształty.
- Och, po prostu chciałeś się popatrzyć na cycki.
Wzruszył ramionami, jakby mówiąc: no cóż... Jestem mężczyzną, tak? Wtedy on zapytał:
- A co ty myślałaś widząc mnie po raz pierwszy?
- Myślałam o tym, że masz fajną klatkę piersiową i że chcę ją dotknąć. - powiedziałam zbyt szybko. Ale kogo to obchodzi? Jutro o wszystkim zapomnę.
Zach uśmiechnął się równocześnie z satysfakcją i wielkim rozbawieniem
- Ściągnij swoją koszulkę. - rzuciłam nagle.
- Oj, kochana. Musisz sobie na to zasłużyć.
- Nie wykorzystuj mojej chwilowej niedyspozycji, k o c h a n y.
W końcu zrobił to, a ja przybliżyłam się do niego, aż tak, że nie mogłam odróżnić czy to ode mnie wydobywa się ostry zapach alkoholu czy od niego. Pomimo tego, że zachowywałam się co najmniej dziwacznie, niepewnie zaczęłam wędrować palcami po wgłębienienich jego klatki piersiowej.
- Jesteś nawet fajna, jak jesteś pijana. - droczył się.
- A ty nagle stałeś się przystojny. - odpyskowałam.
- Auć... - syknął żartobliwie.
Zawartość butelki zniknęła, gdy wlałam ją w siebie pewnym ruchem. Teraz wiedziałam, że ostry zapach rumu pochodził ode mnie.
- O kurde! Zapomniałam dodać do tego Coli! - zrobiłam smutną minkę, jak dziecko. - A-ale! Wracając do tych brzyyydkich rzeczy, które wcześniej mówiłeś o pieprzeniu. Pieprzenie to nie takie złe słowo, prawda? Możesz pieprzyć zupę na przykład. Ale co jakby się zmieniło kontekst... - zachichotałam, rozśmieszona własnym żartem.
- Musisz położyć się spać. - z powagą powiedział Zach.
- Co... A-ale jak to. - zaczęła mi się czkawka. - O-gólnie-e ch-o-dzi o t-o, że m-am takie j-e-dno tyci p-y-ci pytan-e-czko. - odchrząknęłam- Pieprz-y-łbyś się z-e mn-ą?
- Nie. - odpowiedział wprost, łapiąc mnie za ramiona i prowadząc do łóżka. Ach, jego silne ramiona, które z łatwością potrafią mnie nosić. Czyż to nie jest przepiękne?
- Dlaczego? - spytałam z zawodem, leżąc już na łóżku. - Nie, ż-e-by oczywiści-e wyszł-o na t-o, że chci-a-łabym to r-obić ak-u-rat z tobą, b-o uwi-erz mi...
- Ja bym się z tobą kochał. - pogładził mnie po policzku, przykrył dokładnie kołdrą i zgasił światło pozostawiając mnie samą. Kochałby się ze mną! Nie zapominaj tego, n i e z a p o m i n a j do jasnej anielki! Proszę, zapamiętaj to... Zapamiętaj to... Nie zamykaj oczu... Nie zamyka... Za późno.
____________________________________

Shameless cz.I [W trakcie poprawek]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz