I'm waiting for the main dish

299 23 20
                                    

Zaniemówiłam. Zach, po raz pierwszy wyglądał tak grzecznie. Nawet na balu charytatywnym w Nowym Jorku wyglądał niegrzecznie, dzięki masce, która zawsze kojarzyła mi się z czymś zmysłowym i seksownym równocześnie. Teraz, w zwykłej białej koszulce pod granatową marynarką i jeansami, które zakrywały wszystkie jego tatuaże, wyglądał niewinnie. Nigdy w życiu nie pomyślałabym, że jest takim człowiekiem, jakim w rzeczywistości jest. Oddychający dowód na to, że wygląd wpływa na to, jak postrzegamy charakter człowieka.
- Cześć. - powiedział, lustrując mnie wzrokiem. Moje policzki oblały się rumieńcem, a jestem pewna, że przybrały bordowy kolor, kiedy powiedział - Pięknie wyglądasz.
- Ty też nawet nieźle. - spojrzałam na moje stopy, nie wiedząc co powiedzieć, przez nadmiar słów, które jedna za drugą, napływały mi do głowy.
- Idziemy? - wyciągnął w moją stronę dłoń, a ja ujęłam, ją podnosząc głowę i uśmiechając się lekko z zawstydzenia. Miałam nieodparte wrażenie, jakby to był pierwszy raz, kiedy się poznaliśmy. Otworzył mi drzwi pasażera w samochodzie i patrzył na mnie przez moment, aż w końcu spytał:
- Wygodnie ci?
Pokiwałam głową, a on pochylił się nade mną, by zapiąć za mnie pas. Zauważyłam coś dziwnego. Oparzoną dłonią wyręczył mnie, ale druga była niedbale zawinięta wokół drugiej. Uznałam, że to nieodpowiednia chwila na to pytanie. Po tym zamknął drzwi i za chwilę znalazł się już na miejscu kierowcy. Odpalił samochód i jechaliśmy w niezręcznej ciszy wypełnionej ulotnymi spojrzeniami i sekretnymi uśmiechami. Nie mogłam się nawet skupić na obserwacji miasta zza okna. Nie miałam nawet na to czasu, bo dojazd do jego samochodu zajął nam jedynie dwie minuty. Szmat czasu.
- To dużo nam to zajęło. - zaśmiałam się i spojrzałam na niego. W jego oczach zauważyłam iskierki rozbawienia, a jego usta wygięły się w uśmiechu. Jeszcze nigdy nie czułam takiego podniecenia i strachu naraz. Sama wyszłam z samochodu i poczekałam na Zacha, który chwilę później do mnie dołączył, wcześniej zamykając auto.
- Jeszcze randka się nie zaczęła, a ty już przede mną uciekasz? - zażartował. Gdy stał tak przy drzwiach, zauważyłam, że jego kolczyk zniknął. Przyzwyczaiłam się do tego, w jaki sposób świecił się w blasku słońca.
- Gdzie twój... - wskazałam na nos, jakoś nie potrafiąc się wysłowić.
- Zdjąłem go.
- Niepotrzebnie. Lubię go.
Zach posłał mi szczęśliwy uśmiech, który podziałał na mnie, niczym gorąca kropelka rozprzestrzeniająca się na moim sercu, rozgrzewając je. Otworzył drzwi i przepuścił mnie do środka, jak to zwykle robił. Poprosił mnie bym nie zaświecała światła. Nie musiałam się długo zastanawiać czemu, gdyż w całym domu porozstawiane były czerwone świece o truskawkowym zapachu. Wzięłam głęboki wdech, by zachować trochę tego wspaniałego zapachu. Zach zachował się, jak dżentelmen, odsuwając krzesło od stołu na którym leżały dwa rażąco białe, jakby nikt ich wcześniej nie używał, talerze. Obok nich rozstawione były kieliszki, butelka czerwonego wina, sztućce i oczywiście podłużne świece o pięknej barwie. Zach rozlał do naczyń, alkohol
- To co? Teraz opijesz mnie za drogim winem i zaciągniesz do łóżka, co?
- Szanuję to, że nie jesteś gotowa. - usiadł przede mną, z pogodnym wyrazem twarzy.
- Bo wiesz... Nie miałabym nic przeciwko.
- Nie miałabyś przeciwko gdybym cię opił czy zaciągnął do łóżka? - uniósł brew, marszcząc czoło.
- Domyśl się. - powiedziałam tajemniczo, starając się być jak najbardziej uwodzicielska. Wzięłam do dłoni kieliszek i zaczerpnęłam długi łyk, patrząc się intensywnie w kasztanowe oczy mojego towarzysza. Był wyraźnie skołowany, więc zachichotałam. Śmiejąc się poczułam, jak sukienka uwiera mnie w paru miejscach. Do tego buty kurewsko ściskały moje stopy. Wydawało mi się też, że z twarzy spływa mi tona makijażu.
- Masz może lustro?
- Tak, w łazience. - powiedział z przyzwyczajenia, ale gdy wstałam, udając się w stronę, gdzie potencjalnie znajdowała się łazienka, zaraz zerwał się i powiedział szybko i niesamowicie nerwowo: - Znaczy już właściwie to nie.
Spojrzałam na niego podejrzliwie. Powiązałam pewne fakty, których wynik zdawał się oczywisty.
- Co ci się stało w rękę? - założyłam rękę na rękę, obserwując jego reakcję.
- Skaleczyłem się.
- Czym?
- Podejrzewam, że już się domyślasz.
Przynajmniej mnie nie okłamuje.
- Czemu?
- Chciałbym ci powiedzieć, ale gdybym to zrobił, cały nastrój poszedłby w diabły.
- A powiesz mi kiedy indziej?
- Tak.
- Obiecujesz?
- Obiecuję.
Uśmiechnęłam się na siłę. Byłam jednak zadowolona, że mnie nie oszukał, mimo tego, że przyzna się później, ze względu na to, iż może to popsuć ten uroczy wieczór. Zastanawiałam się jednak, co było, aż tak okropne, że było w stanie to zrobić.
- A na tę chwilę: mógłbym ci posłużyć, jako lustro?
- Jeśli chcesz. - podeszłam do niego, chwiejąc się na obcasach i niemal upadając, gdy jego silne ramiona mnie złapały.
- Nie czujesz się zbyt komfortowo, co?
- Czuję się jakbym nie była sobą.
- Chcę, żebyś czuła się dobrze. - odgarnął kosmyk włosów wpadający mi do oczu. - Ściągnij te skurczybyki.
Rozjaśniłam się, podążając za jego prośbą. Odetchnęłam z ulgą, kiedy pozbyłam się tego bólu.
- O nie. Znów jesteś cholernie wysoki.
- Czy to problem? - sięgnął po czystą szmatkę przy umywalce i nasiąknął ją wodą. - Mogę? - wskazał na moją twarz, a ja ucieszyłam się, że czyta mi w myślach. Pokiwałam głową, wyrażając mogą aprobatę.
- To nie problem. Lubię wyższych chłopaków. - wyjawiłam, podczas gdy on zmywał ze mnie makijaż, co jakiś czas mrużąc oczy, by dokładniej pozbyć się resztek.
- A ja niższe dziewczyny.
- Kwalifikuję się do takich?
- Myślę, że możesz być.
- Och, dzięki, łaskawcze.
- Nie ma za co. - jeszcze przez chwilę pocierał moją twarz wilgotnym materiałem i przeniósł swój wzrok na moje usta. Niespodziewanie złączył je ze swoimi. Zaskoczona, przez sekundę stałam, jak kołek, ale później dołączyłam, doganiając jego zawrotne tempo. Pomyślałam, że to może być niezły wstęp, więc złapałam go za marynarkę i przyciągnęłam bliżej do siebie. Pocałunek stał się głęboki, nasze języki się ze sobą stykały, dotykając też podniebienie i całe wewnętrzne ust. Może moje zmysły się wyostrzyły przez wizję seksu, który za chwilę nastąpi. Przynajmniej tak mi się wydawało, do momentu, kiedy oderwał się ode mnie i z aroganckim uśmiechem powiedział:
- Miałaś jeszcze trochę szminki.
- Ty, dupku!
- Nazywano mnie gorzej.
- Jak? Ciota?
- Myślisz, że jestem ciotą? - zapytał, zbliżając się do mnie. Cofnęłam się w głąb ciemności, gdzie kręgosłupem natrafiłam na stolik, przy drzwiach wejściowych. Ogarniał mnie strach i szalona satysfakcja. Już za chwilę... W końcu Zach popchnął mnie na nie, przez co pospadało parę przedmiotów i ponownie wpił się w moje usta. Pocałunek był porównywalny do poprzedniego, więc odezwałam się, odrywając się od niego:
- Tylko na to cię stać?
Zach przyjął wyzwanie i rozsunął moje nogi. Moja kobiecość zaczęła pulsować. Potrzebowałam spełnienia. Jego męskość zbliżyła się do mojego wejścia, za koronkowym materiałem. Westchnęłam czując, że jego erekcja narasta z każdą chwilą. Owinęłam i zacisnęłam swoje nogi wokół niego, by był jeszcze bliżej. Jęknęłam, kiedy zaczął poruszać swoim ciałem. Zaśmiał się krótko, usatysfakcjonowany. Wbiłam swoje ręce w jego plecy. Spontaniczność jeszcze bardziej wzbudzała we mnie pożądanie. Jednak wciąż coś mi tu nie pasowało. Czy tylko na tym się zatrzymamy? Powinnam oczekiwać czegoś więcej. Moje ciało oczekuje czegoś więcej. Moje puste ciało, pragnie być pełne. Pomimo moich myśli, skupiłam się na chwili obecnej, co wcale nie było takie trudne, kiedy pochylił się nade mną i przygryzł moją wargę. Nie nadążałam za każdym odczuciem, jakie doznawałam w tym momencie. Nieskończona ilość deszczy, jęki, które wydawałam z siebie praktycznie za każdym pchnięciem, już nie krępując się tym, że słyszy, jak sprawia mi przyjemność. Nie krępowałabym się też gdyby we mnie wszedł, ale najwidoczniej teraz mogłam liczyć tylko na to. Moje ciało zaczęło drżeć, a dłonie zacisnęły się na krawędziach stołku. Biodra nie potrzebowały mojej pomocy, bo same automatycznie dopasowały się do jego tempa. Fale gorąca przechodziły przeze mnie jedna po drugiej. Poczułam, że zaraz dojdę.
- Kurwa... - wyszeptałam, obejmując jego szyję rękami. Wsunęłam palce w jego włosy, czując, że jestem już na granicy. Jeszcze tylko chwila... Moje ciało ogarnęły spazmy. Wypuściłam powietrze i ponownie wpuściłam je do płuc.
- Nie przystoi tak damie. - zagroził mi żartobliwie.
- Nie jestem damą. - odszczeknęłam trochę zbyt oschle. - Ale ty nie jesteś też rycerzem, dyszysz bardziej, jak świnia.
Obdarował mnie przeniklywym spojrzeniem, ale po chwili ciszy wybuchnęliśmy śmiechem, a on pocałował mnie w policzek. Wow, o co mu chodzi z tymi pocałunkami w policzek? Nigdy tego wcześniej nie robił. Czy coś się zmieniło w jego zamiarach? Jeśli w ogóle jakieś ma. Możliwe, że randka była na jego liście "rzeczy do zrobienia", a ja byłam tylko środkiem do celu. To i tak nie zmieniało faktu, że podobało mi się to w jak prosty sposób doprowadził mnie do szaleństwa. Rozluźniłam moje objęcie i zanim zdążyłam zapytać, Zach odezwał się, jakby czytał mi w myślach.
- Poczekaj tu. Przyniosę ci coś wygodnego. Nie zależy mi na tym byś udawała kogoś, kim nie jesteś.
- Okej. - uśmiechnęłam się serdecznie i poprawiłam sukienkę, która za bardzo mi się podwinęła. Kiedy Zach zniknął w swojej sypialni, która była drugim pomieszczeniem, zaraz po kuchni, które rozpoznawałam, podążyłam za zapachem. Tak naprawdę nie zdążyliśmy odbyć jakiejś stosownej randki. Ostatnie pół godziny przypominało to bardziej przydługawy początek ekskluzywnego porno. Nie wiedziałam, co o tym myśleć. Może powinnam odpuścić sobie moje zamiary na dziś? Przecież on chciał tylko jednego; niewinnej randki, podczas gdy ja dążę jedynie do spełnienia cielesnego. To moje głupie i egoistyczne pobudki. Nie chcę być egoistką. Rozglądnęłam się szybko po kuchni, chcąc wyłapać jedzenie, które będziemy jeść w najbliższej przyszłości, ale nie udało mi się. Zach wkrótce do mnie dołączył, wręczając mi ubrania. Bez słowa, odebrałam je, tylko lekko się uśmiechając lekko w podzięce. Zamknęłam się w łazience i z przyjemnością ściągnęłam z siebie ciut za bardzo obcisłą sukienkę i założyłam luźną koszulę, o dziwo nie w smutnym odcieniu szarego, ale wesołej barwie błękitu, a także popielate i mięciutkie spodnie dresowe. Zaśmiałam się krótko, zauważając gumki do włosów leżące na szklanej półce. Dziwne, ale tęsknię za jego długimi włosami, chociaż z początku raziły mnie w oczy. Wzięłam jedną z nich i związałam w luźny i trochę niechlujny krótki kucyk. W końcu otworzyłam drzwi i skupiłam swój wzrok na Zachu, który głęboko pogrążył się w myślach, wpatrując się w jakiś punkt. Spojrzał na mnie, a jego ciemne oczy rozjaśniły się w blasku świec. Usiadłam, kładąc dłonie na stole w oczekiwaniu. Dmuchnęłam w płomień, który zafalował leniwie i z niewiadomego powodu mnie zrelaksował.
- Muszę ci się do czegoś przyznać.
Przeniosłam swój wzrok na jego twarz przepełnioną powagą i lekkim żalem. Byłam pewna, że jest w końcu gotowy powiedzieć mi czemu zranił sobie rękę, ale niestety grubo się myliłam, co potwierdziły jego następne słowa.
- Nie potrafię gotować.
- Ach... Nic nie szkodzi. - uśmiechnęłam się krzywo, a on kontynuował, co widocznie przynosiło mu ulgę.
- Znaczy się... To nie znaczy, że nie próbowałem, bo próbowałem przez cały dzień przez co nawet nie zdążyłem wybrać odpowiedniej koszuli na czas, tylko, że... Że większość moich prób wylądowała w koszu. - spuścił wzrok na sosnowy stół.
- Rozumiem. - uśmiechnęłam się szeroko niesamowicie rozbawiona i rozanielona, dlatego, że się dla mnie starał. I to przez cały dzień. - Myślę, że z twoją koszulą wszystko jest w porządku. Powiedziałabym nawet, że nadzwyczajnie dobrze.
Widocznie się rozchmurzył, ale gdzieś wciąż skrywało się niewytłumaczalne przygnębienie. Nie chciałam to zadręczać pytaniami, bo wiedziałam, że kiedy przyjdzie odpowiedni czas, sam mi to wyjaśni. Ufałam mu.
- Wpadłem, więc na pewien pomysł, który może sprawić, że pomyślisz, że jestem strasznie sentymentalny, ale naprawdę, to była moja pierwsza myśl, zaraz po paśmie moich nieszczęsnych porażek kulinarnych.
- Kontynuj. - uśmiech nie znikał z mojej twarzy. To urocze, że próbował swoich wszystkich sił, by udowodnić, że jest dobry w te klocki.
- Nie chcę, by wydawało się to jeszcze bardziej żałosne, niż w rzeczywistości jest, więc mam do ciebie prośbę.
- Słucham?
- Ufasz mi?
Kiwnęłam głową, trochę niepewnie.
- Bo jeśli mamy to zrobić, musisz mi zaufać.
- O k e j... - potaknęłam przeciągle.
- Siedź tu.
No więc siedziałam i czekałam. Zach najpierw wstał i wyciągnął coś zza siebie, co okazało się dość grubą wstęgą. Spojrzał na mnie z figlarnym uśmieszkiem na twarzy zanim zawiązał wstążkę na moich oczach, zasłaniając mi widok. Wiedziałam o czym myślał. Och... Niegrzeczny Zach. - Zmysł wzroku to bardzo ważny element twojego funkcjonowania. Kompletna paleta zmysłów sprawia, że wszystkie są używane równocześnie na równomiernym poziomie, ale gdy jeden zostaje wyeliminowany, reszta wynagradza braki, zwiększając poziom swojej przydatności. Co czujesz, gdy nie widzisz?
- Czuję się... Zagubiona.
- Z jakiego powodu?
- Nie widzę świata, który mnie otacza. Czuję się narażona na czyhające niebezpieczeństwo, którego nie mogę przewidzieć.
- Który zmysł działa teraz na szybszych obrotach?
- Myślę, że pozostałe cztery. Tak jak mówiłeś.
- A teraz? - zatkał mi uszy zataczkami, a cały świat nagle zamilkł. Kiedy mówiłam, nie słyszałam nawet swojego głosu.
- Pozostały mi tylko zapach, smak i dotyk.
Po kolei poczułam zapach róż, słodki smak zmysłowych ust Zacha, który szybko się odsunął, by ująć mnie za dłoń. Nic nie mówił, a nawet jeśliby to robił, nie usłyszałabym ani jednego słowa. Jednak zapach wilgoci, smak porywistego wiatru i dotyk Zacha, który uniósł mnie i najwidoczniej wyniósł z domu wynagradzał mi niedobór reszty zmysłów. Milczałam. Po co miałabym nawijać o czymś bezsensownym, kiedy trwała jedna z najbardziej magicznych i unikatowych chwil w moim nudnym i nieciekawym życiu. Wiatr owiewał moje zziębiete ciało, a jedynym dla niego ratunkiem był kojący dotyk mężczyzny, który trzymał mnie w swoich ramionach. Nie wiem, jak to było możliwe, ale za każdym razem, kiedy muskał mnie palcami w losowych miejscach po moim ciele rozpływały się fale niesamowitego gorąca, które zawładnęły moim ciałem. Mogłabym iść z nim w ten sposób i na sam koniec świata. Gdziekolwiek, by mnie zaprowadził, ja chciałabym być z nim, w jego rozgrzewających objęciach. Po paru rozkosznych chwilach, które niestety nie trwały dłużej, niż o tym marzyłam, zatrzymał się i delikatnie postawił mnie na twardym podłożu, który zapewne w rzeczywistości był asfaltem. Złapałam równowagę i stałam, jak słup, Bóg wie gdzie. Czekałam i czekałam. Nie miałam pojęcia czy Zach odszedł, ale coś mówiło mi, że jeszcze nie powinnam przywracać moim zmysłom równowagi. Wdychałam orzeźwiające powietrze przez nos, kiedy ten zapach zastąpił aromat cheeseburgera z McDonalda. Zaśmiałam się na wspomnienie sprzed niemal dwóch lat, kiedy to my wybraliśmy się do tego samego lokalu. Dwa lata temu... Tak dawno, tak samotnie, tak boleśnie. Pomimo tego, że już tysiące razy byłam w McDonaldzie, z tylu wspomnień dzielonymi z różnymi osobami: po przyjaciół, aż do rodziny, zawsze na wierz wysuwało się to podzielone z Zach'iem. Co prawda krótkie i trochę mgliste, ale dalej najbliższe memu sercu. Skoro mnie tu przyprowadził, może to znaczy, że to wspomnienie też jest cząstką jego pokręconego serca, tak jak w moim przypadku? Miałam ochotę wgryźć się w miękką bułkę z pyszną zawartością, ale zamiast tego napotkałam miękkie usta Zacha. Z początku był to spokojny, wolny i delikatny pocałunek, dopiero po paru chwilach, które dla mnie wydawały się rozkoszną wiecznością, tempo zmieniło się na bardziej dzikie, szybsze i brutalne. Po omacku objęłam go wokół szyi, bo poczułam dziwną potrzebę, by to on był barierą dla mojego serca, które biło tak strasznie energicznie, że bałam się, że zaraz wyskoczy mi z klatki piersiowej. Odwzajemnił mój zrozpaczony uścisk, chociaż wiedziałam, że nie było to dla niego takie proste trzymając to zapakowane jedzenie w ręku. Ta tak naprawdę krótka chwila wieczności skończyła się, gdy zabrakło nam tchu i choć nie słyszałam kompletnie nic oprócz bicia mojego serca, wiedziałam, że dyszę wyjątkowo ciężko i głośno. Zach położył dłoń na moim ramieniu, dając mi znak bym usiadła. Posłuchałam go, choć nie byłam do końca pewna czy siedzę w bezpiecznym miejscu. Otrząsnęłam się natychmiast; przecież Zach nigdy, by mnie nie skrzywdził i tak naprawdę nigdy tego nie zrobił. Jego kolano dotknęło mojego, więc domyśliłam się, że usiadł przede mną. Wręczył mi do rąk zapakowane jedzenie. Tym razem chciałam ściągnąć chociaż przekąskę na oczy, ale Zach mi tego zabronił odtrącając moje dłonie na bok, od mojej twarzy. W tej sytuacji, która totalnie nie działała na moją rękę, pozostało mi jedynie wyczucie, które wykorzystałam do odrzucenia papieru i wyeliminowaniu ogórka ze środka, po którego sięgnął Zach.
- Powiedziałabym, że widzę, że się uzupełniamy, ale nic nie widzę. - zażartowałam, a raczej wypowiedziałam na głos najbardziej suchy suchar, na jaki mogłabym wpaść. Czułam jednak, że go to rozbawiło. Dokończyłam burgera, równocześnie zajadając się frytkami, do których naprowadził mnie rękami mój towarzysz. Nie wiedziałam, że to było możliwe, ale naprawdę zjedzone w ten nietypowy sposób jedzenie smakowało inaczej, a nawet o wiele lepiej. Oczywiście nie obyło się bez pobrudzenia całej twarzy keczupem, którą Zach starł mi z twarzy serwetką. Czułam się trochę, jak dziecko, bo tak się mną opiekował, ale cieszyło mnie to, że to robił. Najwidoczniej po paru solidnych łykach najprawdopodobniej Sprite'a, nadszedł czas by ruszyć dalej w niewiadomą. Byłam kompletnie boso, a nie przeszło mi wcześniej przez myśl, że nie zabrałam obcasów. Zaczełam mówić:
- Zapomniałam but...
Zach musiał się trochę schylić i nasilić, by wziąć mnie na ręce w taki sposób, że owijałam nogi wokół jego pasa, związując je za nim i obejmując ręce na jego szyi. Oparłam podbródek na jego ramieniu i czekałam. Czy wracaliśmy już do domu? Możliwe, że miałam rację, bo tym razem poczułam pod sobą miłą wykładzinę. Zach zdjął mi przekąskę i wiedziałam, że jesteśmy w dziwnej wersji sali luster. Przypomniał mi się sen sprzed roku, kiedy to byłam z Jessem w centrum handlowym i spędziłam pewien okres czasu odpoczywając w sali luster. Przestraszyłam się, dopiero teraz uświadamiając sobie, że już widziałam go w tym stroju, z tymi lekko dłuższymi, zapewne też rozwianymi przez wiatr, włosami. Uśmiechnął się do mnie z góry. Chciałam wyjąć z uszu zatyczki, ale powstrzymał mnie, pokazując palcami na swoje usta, jakby chciał mi dać znak, żebym skupiła się na ruchu jego warg. Kiwnęłam w zrozumieniu. Nigdy nie byłam w tym dobra, ale starałam się wywnioskować, co mówi i jakie są możliwości. Zach usiadł i zaczął powtarzać te parę słów z subtelnym uśmiechem na twarzy, ale ja wciąż nie mogłam wyłapać żadnego słowa oprócz, jak mi się przynajmniej wydawało, "gwiazdko". W końcu poddałam się i wyjęłam zatyczki, by w końcu powiedzieć:
- To nie ma sensu! Nic nie rozumiem. Przepraszam...
- Nic się przecież nie stało. - niestety widziałam zawód w jego oczach, które trochę posmutniały, ale wciąż łagodnie się uśmiechał.
Westchnęłam ze smutkiem, spuszczając głowę. Zach powstrzymał mnie od pogrążenia się w poczuciu winy, palcami unosząc mój podbródek, by obdarzyć mnie dojrzałym i niesamowicie przeniklywym wzrokiem. Potem owinął ręce wokół mojej talii i ułożył głowę na mojej klatce piersiowej. Położyłam się, razem z nim na mnie, bo wiedziałam, że nie utrzymam jego ciężaru w takiej pozycji.
- Zrobiłeś to sam?
- Tak.
- Dla mnie?
- Nie, dla innych lasek, które będę tu pieprzył. - zażartował sarkastycznie, ale po chwili ciszy dodał przepraszającym tonem: - Przepraszam. Zrobiłem to dla ciebie. Przerobiłem niepotrzebny pokój w moim domu.
A więc znów jesteśmy w jego mieszkaniu.
- Taką odpowiedź mogę tolerować.
- Tolerować?
- Tak, ewentualnie mogę ją tolerować.
- Jesteś okrutna.
- Jestem okrutna, bo dla żartu powiedziałam, że toleruję twoją odpowiedź?
- Jesteś okrutna, bo... - urwał, tak jakby nagły przypływ odwagi z niego uszedł.
- Bo? - przebiegłam dłonią po jego włosach.
- Bo się mną bawisz.
- Ja? - gwałtownie zmieniłam pozycję na siedzącą, tym samym zrzucając z siebie głowę Zacha, który złapał się za nią w oznace bólu. Zaczął ją rozmasowywać, mówiąc w taki sposób, że nie byłam w stanie w jakikolwiek sposób mu przerwać.
- Tak. Wiem, że nie rozumiesz o co mi chodzi, ale to naprawdę nie jest takie proste, powstrzymać się od zrobienia z tobą rzeczy, których nie mogę, ale musisz wiedzieć, że jednak nie powstrzymuje mnie to od wyobrażania sobie tych rzeczy.
Odetchnął z ulgą. Wstałam, a on popatrzył się na mnie pytająco. Uśmiechnęłam się uwodzicielsko i powiedziałam pewnym siebie głosem:
- Było wino, gorąca przystawka, imitacja zmysłowej kolacji, a ja wciąż z niecierpliwością czekam na danie główne.
Jego oczy rozszerzyły się. Nie wierzył mi. Kiwnęłam głową, chcąc potwierdzić to, co przed chwilą powiedziałam, by w końcu pozbył się wszelkich wątpliwości. Zanim zdążyłam wziąć oddech, zerwał się z podłogi i rzucił na mnie, wpijając się w moje nieprzygotowane na ten ruch usta. Wkrótce dołączyłam do jego tempa językiem, uchylając wargi. Tym razem przygryzł moją wargę, pchając mnie parę metrów od pokoju, w którym byliśmy, na ścianę obok sypialni.
- Jesteś pewna?
- Nigdy nie byłam taka spragniona. - odetchnęłam w jego usta. Moje serce rwało się, by uciec z mojej klatki piersiowej. On tymczasem złapał mnie za nogę, podwijając mi nogawkę i obiema rękoma brnąc po mojej nodze coraz wyżej, aż w końcu zatrzymał je na moich pośladkach. Ścisnął je na tyle mocno, bym poczuła gorące pragnienie, które go ogarnia. Zach był niczym wulkan, który tylko czekał, by w końcu eksplodować i osiągnąć swój długo oczekiwany cel. Owinęłam nogi wokół jego pasa i by złapać całkowitą równowagę wsunęłam dłonie pod jego koszulkę, by spotkać się z jego rozpaloną skórą. Przymknęłam oczy z rozkoszy, kiedy Zach zaczął całować moją szyję, wcześniej odgarniając moje włosy.
- Czy możemy...
- Cierpliwości, Piner. - wycedził przez zęby karcąco, ale z szelmowskim uśmiechem. Poziom naszego wspólnego podniecenia sięgał zenitu, a nawet więcej. Nareszcie zaniósł mnie do sypialni. Stanęłam na nogach rozpaczliwie szybko i niezdarnie ściągając z siebie ubrania. Jeju, nie jestem dobra w te klocki i to nie jest żadną tajemnicą. Kiedy ułożyłam się na miękkim łóżku w ciemności, gdzie światło na moje nagie ciało rzucał tylko księżyc za opornymi, deszczowymi chmurami ukradkiem spoglądałam na zdzierającego z siebie ciuchy Zacha. Gdy był już gotowy wbił we mnie dzikie, wręcz mroczne spojrzenie, które sprawiło, że poczułam się, jakby zawładnął moim ciałem. Dosyć gry wstępnej, po prostu to zrób. Zastanawiałam się gorączkowo, chcąc mieć już to za sobą. Boże, czy źle robię myśląc w ten sposób? Nie, nie, nie, nie. Jest już za późno na wątpliwości. Nie chciałam być nachalna obserwując ciało Zacha. A może je pożerając? Nie mam pojęcia czy myślałam wtedy jasno. Wszystkie emocje kotliły się we mnie i tak naprawdę nie wiedziałam, która jest tą dominującą. Zach sięgnął z gracją do szafki nocnej i wyjął z niej prezerwatywę. Przełknęłam ślinę, gdy rozrywał opakowanie zębami, nie zrywając kontaktu wzrokowego ze mną na choćby sekundę. Przybliżył się do mnie na materacu i z delikatnie rozszerzył moje automatycznie zaciśnięte nogi. Mój błąd. Naciągnął gumkę na swojego penisa. Moje całe ciało pulsowało, jeszcze dokonując ostatnich przygotowań zanim miało nastąpić coś, co zapisze się w mojej głowie już na zawsze. Chciałam, żeby już we mnie wszedł. Żeby już we mnie był. Żeby mnie posiadł. Ale on, Zach Abels, który jeszcze chwilę temu był pewny siebie, jak nigdy dotąd, wpatrywał się tępo w ścianę.
- Nie mogę. - wyszeptał.
Oparłam się na łokciach i zmarszczyłam brwi. O czym on mówi?
- Nie rozumiem.
- Nie mogę tego zrobić. - powiedział głośniej i spojrzał na mnie ze łzami w oczach. - Przepraszam. - zanim zdążyłam coś powiedzieć, ściągnął prezerwatywę i wrzucił ją do kosza. Milczałam, wlepiając wzrok w niego, kiedy zakładał z powrotem spodnie. W końcu powtórzyłam.
- Nie rozumiem.
- Czy to naprawdę takie trudne?! - ryknął, a ja się wzdrygnęłam, instynktownie kuląc się, by obronić się przed atakiem. Jednak on nie był moim ojcem. Jedyną krzywdę, jaką był w stanie mi zadać, była ta w mojej głowie. - Jestem dupkiem! Nie jestem ciebie wart i nigdy nie będę. Nie zasługuję na kogoś tak wyrozumiałego, zabawnego, kochającego, dobrego, jak ty. Bo właśnie taka jesteś i dlatego... - serce zamarło mi w piersi, nie tylko z powodu natłoku tych słów, ale także łez, spływających po jego policzkach. - Nic nie mów, proszę. Bo każde twoje słowo liczy się dla mnie bardziej niż słowo kogokolwiek innego. Tylko twoje słowa do mnie przemawiają. Tylko one...
- Ale czemu...
- Bo nie chciałem popełnić największego błędu w moim życiu, pozbawiając cię czegoś, co jest dla ciebie ważne. Czegoś co powinno zostać ci odebrane przez kogoś, kto nie jest taką gnidą, jak ja, która następnego dnia zabrałaby się za inną sukę.
- Nie mów tak. Wcale tak nie myślisz. - moje oczy zaszkliły się.
- Wyjdź. - powiedział łamiącym się głosem. Chciałam go pocieszyć. Chciałam mu uświadomić, że nie byłby zdolny do tego, by tak dobitnie mnie zranić. Usiadł na skraju łóżka, łapiąc się za głowę z rozpaczy. Położyłam dłoń na jego ramieniu, którą zaraz odrzucił, krzycząc rozdzierającym moje serce na kawałki głosem.
- WYJDŹ.
Ubrałam się poza zasięgiem jego wzroku i zrobiłam to o co mnie prosił. Wyszłam, a ciężkie i lodowate krople deszczu padały gęstymi strugami po moim jeszcze przed sekundą rozpalonym ciele.

----------

Zostawcie coś po sobie! Gwiazdki i komentarze mile widziane! To dla Was jedynie parę sekund, a mi daję silną motywację, żeby pisać dalej! <3


Zapraszam także do czytania innych opowiadań mojego autorstwa! Od kryminałów, przez dramaty, sci-fi, superbohaterów, aż po amatorską poezję!

Shameless cz.I [W trakcie poprawek]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz