JUZP III - Alicja

4.8K 392 35
                                    

Weszłam do ,,celi" i zobaczyłam, że moja współlokatorka czyta jakąś książkę na łóżku. Podeszłam więc do swojego i zaczęłam się rozpakowywać. Co jakiś czas zerkałyśmy na siebie, milcząc. W końcu postanowiłam przerwać tę niezręczną głuszę i się przywitałam.

- Cześć, jestem Marlena.- wyciągnęłam ku niej dłoń. Powoli wstała i uścisnęła ją z niepewnym wyrazem twarzy. Potem jednak niepewność zniknęła i uśmiechnęła się szczerze.

- Ja jestem Alicja. Alicja Tomczyk, chociaż pewnie już wiesz jak mam na imię. - przedstawiła się zarzucając włosami o mysim kolorze i wpatrując się we mnie swoimi jasnoniebieskimi oczami. 

- Obiło mi się o uszy. - próbowałam być uprzejma, starając się nie zaśmiać. Ktoś taki jak ona ma być niebezpieczny dla otoczenia? Wyglądała na bezradną dziewczynkę.- Co czytasz? - zaciekawiłam się.

- Umm Zodiak, fajna książka. - poleciła mi. - A ty lubisz czytać?

- Tak, właśnie zaczynam Igrzyska Śmierci.- przytaknęłam, odpowiadając na jej zapytanie.

- Naprawdę? Czytałam to. - znowu się uśmiechnęła. - Druga część jest moją ulubioną. 

- No to mamy już wspólne zainteresowanie. To musi być przeznaczenie.- zażartowałam, nie wierząc, że wygaduję takie głupoty. - Mam nadzieję, że się polubimy.

- Też mam taką nadzieję. - mruknęła, pochmurniejąc.

- Co się stało? - zmarszczyłam czoło. 

 - Każdy mówi, że jestem niebezpieczna. - westchnęła. - Miałam być w całkowicie innym pokoju, ale parę osób złożyło wniosek o to, abym do nich nie trafiła. Boją się, że coś im zrobię.

Zaśmiałam się cicho, ponieważ już nie mogłam się powstrzymać. Szczerze ją to zdziwiło.

- Dlaczego się śmiejesz? - popatrzyła się na mnie jak na wariatkę.

- Ty i niebezpieczna? - zaśmiałam się jeszcze raz. Tym razem głośniej. Chyba całkiem już mi odbiło.- Jesteś na to za hm... Moim zdaniem jesteś całkiem niegroźna.

- Jak to? - moje słowa wywołały w niej szok. Nie wiedziałam, czy wzięła to za komplement, czy obrazę. 

- No tak. - spróbowałam jej wytłumaczyć. - Jak zaatakowałaś tamtą laskę znienacka, to przyznaję, że mogłaś jej coś zrobić. Ale gdyby o tym wiedziała to z pewnością by cię powstrzymała. A ja zawsze jestem czujna.

- A nie boisz się, ze zrobię ci coś, jak będziesz spała? - dopytała.

- Myślę, że gorzej nie będzie. - odpowiedziałam, odtwarzając w głowie wszystkie ataki Iwony i to, jak nauczyłam się ją powstrzymywać. - To nie będzie pierwszy raz, kiedy ktoś będzie chciał wykończyć mnie w czasie snu. - przyznałam, co wywołało w niej osłupienie.

Chwilę się sobie przyglądałyśmy. 

- To dobrze, że tak myślisz. - odezwała się z nieodgadnionym wyrazem twarzy. - Pierwszy raz ktoś mówi mi coś takiego. 

- A może to ja jestem tą niebezpieczną, hmm? - posłałam jej enigmatyczne spojrzenie, na co przewróciła oczami. 

- Jasne.

- Tak właściwie to skąd jesteś? - starałam się kontynuować rozmowę.

- Z Łodzi. 

- Naprawdę? Ja też. - nie kryłam entuzjazmu.- Z jakiej dzielnicy?

- Bałuty. - przyznała niepewnie, a ja głośno się zaśmiałam. - No co? - ściągnęła brwi.

- To wszystko wyjaśnia. Gdybym mieszkała na Bałutach, też atakowałabym ludzi wszystkim, co wpadnie mi w ręce. Walczysz albo giniesz, proste zasady. - zażartowałam.

I tak zaczęła się nasza rozmowa. Nawet nie zauważyłyśmy, kiedy minęła godzina, a potem kolejna i kolejna. Chyba naprawdę mogłam się z nią zakolegować. Rozmawiałyśmy o rzeczach zwykłych, takich jak ulubiony kolor, zwierzęta domowe czy nasz typ chłopaka. Jednak przez cały ten czas zastanawiałam się, czy jej nie wtajemniczyć, ponieważ wydawała mi się osobą dość inteligentną, która mogłaby obmyślić ze mną plan ucieczki z tego szpitala.

Mimo, że obiecałam sobie, że nie będę już nikomu pomagać, żal było mi nie spróbować naprowadzić jej na prawdę. Tak, aby nie dała się zmanipulować gadaniem, że bierze spersonalizowane leki przepisane stricte na swoje zaburzenie. Jeżeli nie dowie się, że każdy dostaje tutaj te same środki otępiające, to już po kilku tygodniach będzie kolejnym zombie.

 Musiałam przełamać się ten ostatni raz. 

- Co sądzisz o lekarzach i lekach, które dostałaś? - spytałam. 

- Lekarze wydają się...mili, jednak leki...- tu się zawahała - Leki są okropne. W ogóle nie przypominają tych, które brałam jeszcze niedawno. Moja matka nalegała, abym została przy Zolofcie, jednak psychiatra z tego ośrodka stwierdził, że mają dla mnie nowy plan leczenia. Dlatego odpuściła...

- I bierzesz je? W sensie te nowe. - sprostowałam

- Wiesz...- lekko się zawstydziła. - Od zawsze miałam problemy z połykaniem tabletek. - zaczęła.- Dlatego zawsze je kruszyłam i dopiero potem brałam. Wczoraj pierwszy raz podali mi leki i zrobiłam to samo. Ale kiedy wzięłam proszek do buzi... okazało się że on pali, żre jak kwas. Przestraszyłam się i potajemnie to wyplułam, płukając sobie usta. Wiem, że to głupie i pewnie bezpodstawne...ale boję się tych ich leków. Jak ty się do nich przekonałaś?

Kto by pomyślał...- mruknęłam pod nosem. Nie wiedziałam, co o tym sądzić. Czy mogłam wyjaśnić jej już moją teorię? To byłoby ryzykowne, zważywszy na to, że znałam ją niecały dzień. Nie mogłam być aż tak bezmyślna oraz niecierpliwa. Na razie powinnam ograniczyć się jedynie do subtelnego wprowadzenia w temat.

 - Nie przekonałam się, ja ich nie biorę.- odparłam ostrożnie.

- Co? - zamrugała kilkukrotnie Ala. - Przecież się nie wyleczysz, jak nie będziesz ich brać. - odparła zdziwiona, lecz jednocześnie przez wyraz jej twarzy przebijała się intryga.

- Nie mam z czego. Nie jestem chora na nic, co wymagało by leczenia mnie psychotropami. - poniekąd mówiłam jej prawdę. Poniekąd, ponieważ w rzeczywistości miałam astmę i stwierdzoną hipochondrię, czyli teoretycznie na coś powinnam brać leki. Jednak daleko było im do trucizny, którą tutaj serwowali.

- To dlaczego tu jesteś? - zdezorientowała się.

- Sama nie wiem, ale jestem tu chwilowo. - w tej sprawie również nie skłamałam, ponieważ byłam pewna, że już niedługo ucieknę.

Nienawidziłam tych pacjentów, ani całego tego cholernego szpitala.

- Jak to, chwilowo? - zapytała nie kryjąc zdumienia. - Masz datę wypisu? Czy chodzi o coś innego? - dopytała podejrzliwie. 

Musiałam przyznać panna niska była sprytna. Udałam jednak, że mam zielonego pojęcia o co jej chodzi. To nie był czas na zwierzenia. Nie ufałam Thomson na tyle, aby móc wszystko jej od razu wytłumaczyć. Poniosłam brew do góry.

- Chyba się nie zrozumiałyśmy - przerwałam na chwilę.- W sumie to już nieważne.

- Jak wolisz. - wzruszyła ramionami.

- Wiesz co,  ja pójdę odpocząć. W końcu niecodziennie przenoszą cię z B do A, trzeba korzystać. - uśmiechnęłam się promiennie i trochę tajemniczo. Zapewne dziewczyna zastanawiała się teraz, dlaczego byłam na B. No i dobrze.

Potem poszłam rozmyślać nad naszą krótką, aczkolwiek ciekawą konwersacją. Znużona zasnęłam.

___________________________
Dzisiejszy rozdział jest spokojny. Dopiero w następnym będzie się coś działo. Dodam go jutro po szkole. Pozdrawiam Alicję xd
GWIAZDKUJCIE. no i Hej!

Jak Uciekłam Z PsychiatrykaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz